Najlepsze kobiece kapele, jakie powinieneś usłyszeć na festiwalach
Na festiwalach grają przeważnie zespoły samych facetów. Przed wami kapele kobiet, które poziomem swojej twórczości przewyższają większość headlinerów z niejednego festiwalu
Jakiś czas temu serwis muzyczny Alternative Press zamieścił u siebie parę gifów, pokazujących różnice między line-upami wielkich festiwali, a line-upami wielkich festiwali z kapelami, gdzie grają tylko kobiety. Jak nietrudno się domyślić, różnica była ogromna i często niesprawiedliwa. Na samej Lollapaloozie na 138 zespołów tylko w 38 grają kobiety. Na Coachelli to już 166 artystów i tylko 26, choć z jedną kobietą w składzie. Na Skate And Surf - 38 do zera.
Reklama
Gdybym miał odpowiadać za line-up któregoś z większych festów — ta różnica byłaby miażdżąco zniwelowana. Do kogo jednak mógłbym się odezwać w pierwszej linii? Przed wami kilka kobiecych grup (w tym 2 polskie), które poziomem swojej twórczości przewyższają większość headlinerów z niejednego festiwalu.
White Lung
White Lung to kanadyjska punkowa kapela i subiektywnie oceniając, na chwilę obecną, moja ulubiona. To totalnie niesamowita grupa, mieszająca postpunkową motorykę sekcji rytmicznej, dodając do tego masę hałasu i Smithsowe melodyjki – a wszystko to skąpane w sosie lat 90. Trzy panie odpowiadające za tą rytmikę i wokal + gitarzysta. Na swoim koncie mają 3 płyty, z których każda jest totalnie przebojowa i równie emocjonalna. Zmieszaj Fugazi z Nirvaną, The Smiths, Sonic Youth i dodaj masę pank roka i dostajesz najlepszą kapelę na świecie. White Lung!
Haim
To chyba najbardziej znana grupa z tego zestawienia. Haim to indie-popowa grupa złożona z trzech sióstr o nazwisku właśnie Haim i perkusisty Dasha Huttona. Bardzo chilloutowa muzyka, łączaca ze sobą indie brzmienia z r&b'owym groovem. Za sobą mają jedną płytę - Days Are Gone, Polskę odwiedziły na Openerze w 2014 roku. Kto miał okazję je widzieć, ten wie, że paniom tym na scenie jest wiele bliżej do bycia miotającym się żywiołem, niż statywem.
Warpaint
Co innego Warpaint, bo to raczej spokojne dziewczyny. Nic w tym dziwnego, bo shoegaze'owe kawałki raczej wymagają większej statyczności na scenie. Kapela została nieco „pchnięta" przez trzon Red Hot Chili Peppers, kiedy były gitarzysta, John Frusciante, zajął się produkcją ich debiutanckiej EP (na której grał również obecny gitarzysta RHCP — Josh Klinghoffer). Śledząc ich od tej właśnie pierwszej EP: Exquisite Corpse, można zaobserwować ich ciągły rozwój i eksperymentowanie w dream popowym kierunku.
Reklama
Tegan and Sara
Idealna kapela do występu w namiocie/na małej scenie, tuż przed zachodem słońca. Bardzo przyjemne granie grupy, którą dowodzą dwie bliźniaczki - Tegan Rain i Sara Kiersten Quin. Na scenie aktywne od 1995, wspierające również prawa LGBT (obie siostry otwarcie mówią o swej homoseksualnej orientacji). W 2013 wydały już swój siódmy album — wtedy też odwiedziły Polskę w warszawskim klubie Palladium.
Bikini Kill
Synonimy haseł takich jak emancypunx czy Riot Grrrl. Dobre koleżanki Kurta Cobaina. Stworzyły alternatywę dla wszystkich męskich kapel rockowych — przydałyby nam się teraz drugie Bikini Kill, czy L7, by stworzyć takową dla wszystkich męskich festiwali. Znane z szalonych występów na żywo (aby nie być „grzecznymi dziewczynkami"), tworzyły również grupy wsparcia czy grupy samoobrony. Hej, punku! Mam nadzieję, że znasz Rebel Girl.
The Julie Ruin
Ciągnąc temat Bikini Kill — The Julie Ruin to obecna i moim zdaniem najciekawsza kapela Kathleen Hanny. To punk rock grany w bardzo garażowy sposób — charakterystyczny krzykliwy wokal Kathleen dodaje tylko temu wszystkiemu lo-fi klimatu. Jeśli zastanawiałeś się jak powinien wyglądać indie punk — tu masz tu odpowiedź.
Dum Dum Girls
Właśnie w takich kapelach specjalizuje się teraz Sub Pop. Dum Dum Girls to surf pop z dużą domieszką noise'u — całkowita mieszanka, bo panie wyglądają jak z końca lat 40., grając jak z początku 60. i 90. zarazem. Zarówno muzycznie, jak i image'owo Dum Dum Girls to zespół fascynujący i niepokojący. Martwy wzrok frontmanki, Dee Dee Penny, w połączeniu z jej kojącym głosem dają nam obraz prawdziwej współczesnej femme fatale.
Reklama
The Wiletts
To jak polski odpowiednik The Julie Ruin — no, może tylko trochę mniej zaangażowany. Rockowo, garażowo, czasem psychodelicznie — tak właśnie grają The Wiletts z Warszawy, które po 3 latach działalności zdają się ostatnimi czasy bardzo rozpędzać. Koncerty z Psychocukrem czy Gurr (a zwłaszcza poziom tych koncertów!) wskazują na to, że najwyższy czas ruszyć w całą Polskę. Bo wierzę, że wielu z was nie darowałoby sobie przegapienia koncertu kobiecego Tame Impala.
Pussy Terror
Na polskiej hc scenie to już niedługo będzie zjawisko na miarę Bikini Kill. 100% żeńskiego hardkora ze Śląska, świeżo po wydaniu EP Every Girl is a Riot Grrrl. Aktywnie wspierające feministyczne akcje (co widać choćby po ich facebookowej działalności), napierdalające dobry hardkor na grajndzie. Zajebiście brakowało mi takich kapel. Chętnie można pochodzić od ściany do ściany, jednocześnie nabierając trochę refleksji dzięki tekstom. Ciężko nie krzyknąć po raz kolejny — hej punku! Mam nadzieję, że znasz Pussy Terror?
Oczywiście pod artykułem na AltPress musiały pojawić się komentarze głoszące, że nie chodzi tu o równouprawnienie, tylko o to, że po prostu baby chujowo grają. Mam nadzieję, że udowodniłem, że wyżej wymienione kobiety przebijają facetów (i to o kilka poziomów). Jeżeli jednak już mówimy o pomijaniu wielu tak zajebistych kapel w szeroko pojętym show-bizie, to można to jedynie wpasować w ogólne, zakrawające o średniowiecze schematy myślenia.