To miała być kolejna kacowa sobota spędzona w łóżku na jedzeniu pizzy i oglądaniu seriali. Tymczasem wraz z fotografką Izą postanowiliśmy wybrać się na Wystawę Kur Ozdobnych w Warszawie. A to, co zobaczyliśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Reklama
W środku, rzędami, klatka przy klatce – one. Kury. Wszelkiej maści, koloru, wielkości i ciężkości. Były maleństwa, pisklaki, jak z kreskówek o sepleniącym się kocie oraz wielkie, dumne i napuszone ptaszyska – niczym potomkowie dinozaurów. Znaleźliśmy też kurę z rogami. Jak to możliwe? Dopowiedzcie sobie sami.
Każdy z okazów był starannie opisany. Na kartkach obok klatek mogliśmy znaleźć wady, zalety oraz zalecenia od specjalnej komisji. Oceniano m.in. połysk, upierzenie, wielkość, sylwetkę, kolor twarzy (czy to już nie jest nieco rasistowskie?), kształt grzebienia… Kury były specjalnie badane, a później wyróżniane – kolejno medalami, a na koniec corocznym pucharem. No dobrze, ale po co w ogóle hodować kury ozdobne?„Od dziecka miałem do czynienia z kurami w domu. Nie wystawowymi, ale zawsze gdzieś w domu dziadkowie hodowali. Na studiach dowiedziałem się, że istnieją kury ozdobne, a wtedy już poszło" – mówi nam Arkadiusz Matuszewski, wystawca, o którym moglibyśmy powiedzieć wiele, ale nie podejrzewalibyśmy o pasjonowanie się kurami.
„Stricte wystawowo zajmuję się tym niedługo, bo trzeci rok. Ciężko tu mówić o biznesie, to przede wszystkim hobby. Nadwyżki kur sprzedaje się, ale to nie jest stały i wielki dochód. Za jedną kurę płaci się około 50 euro" – dodaje.Publika na miejscu mieszana. Pomylił się ten, kto spodziewał się rolników na traktorach czy starych małżeństw wspominających błogie dzieciństwo na wsi. Tych ostatnich nie brakowało (choć nie wiem, czy wspominali), ale było naprawdę dużo rodzin z dziećmi, par na randkach oraz młodzieży, którą częściej widuje się na modnych imprezach i w alternatywnych barach. „Bardzo ładne kury. Sobotka, jak sobotka" – śmieje się Weronika, jedna ze zwiedzających.
Reklama
Tymczasem na wystawie panuje atmosfera podniecenia, święta, radości. Kury gdaczą, koguty pieją, siano się rozsypuje, niektóre robią jajka, które od razu można kupić na pobliskim stanowisku. "Wolałabym mieć taką kurę zamiast kota" – puentuje Weronika.„Nie wiedzieliśmy, że to będą żywe kury. Myśleliśmy, że będą wypchane, jakieś płody ozdobne" – dodaje Rafał, wyraźnie przejęty sytuacją.