Zdjęcia górniczego miasta, które płonie od 100 lat

FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

Zdjęcia górniczego miasta, które płonie od 100 lat

„Nie dostałem wizy dziennikarskiej, ponieważ lokalny samorząd nie chce nagłaśniać tych pożarów – nawet w lokalnej prasie nie ma o nich żadnej wzmianki"

W tym roku minie sto lat, odkąd pod górniczym miastem Jharia w Indiach nieprzerwanie płonie ogień. Pożary wywołało zawalenie się głęboko osadzonych kopalń węgla. Obecnie miasto pełne jest toksycznych oparów, a płynące z nich zanieczyszczenia powodują zgony w okolicznych wsiach i miasteczkach. Wiele wypadków (również śmiertelnych) spowodowanych jest upadkami górników do płonących szybów kopalń.

Lokalne przedsiębiorstwa wydobywające węgiel od lat próbują wstrzymać pożary, tu i ówdzie odnosząc niewielkie sukcesy. Mimo wszystko, te osiągnięcia nie znaczą wiele w oczach tubylców, którzy doskonale wiedzą, że podejmowane w przeszłości niewłaściwe decyzje doprowadziły do śmierci wielu osób. Następstwem tych decyzji było też przesiedlenie około 100 tys. rodzin zamieszkujących okolice Jharii.

Reklama

W mojej rozmowie z fotografem Sebem Heseltine'em, który odwiedził to miasto w 2015 roku, poruszyliśmy temat życia i pracy w Jharii.

VICE: Dlaczego Jharia przykuła twoją uwagę?
Seb Heseltine: Hm, od zawsze byłem zafascynowany innymi kulturami, chciałem się o nich uczyć, więc kiedy nadszedł czas na przygotowanie naszych końcowych projektów na studia magisterskie z fotografii na London College of Communication, wpadłem na dość naiwny pomysł udokumentowania miejsca, które byłoby mi kompletnie obce. To właśnie wtedy zacząłem doceniać pracę Stephena McCurry'ego, a szczególnie to, co zrobił w Indiach.

Kiedy zastanawiałem się nad tematem mojego projektu, postanowiłem skupić się na przemysłowej stronie Indii. Na moją decyzję miała wpływ debata o tym, czy Indie powinny być uznawane za kraj wciąż rozwijający się, czy już rozwinięty. Badając ten temat, dowiedziałem się, jak ważny dla Indii jest węgiel, oraz poznałem obecną, skomplikowaną sytuację Jharii.

Twoim celem było uświadomienie ludzi, czy po prostu zarejestrowanie tamtejszych wydarzeń dla potomności?
Ten obszar był całkiem nieźle dokumentowany aż do 2010, 2012 roku, kiedy tamtejszy samorząd zaczął przesiedlać tych mieszkańców, których domy były zagrożone podziemnymi pożarami. Ci ludzie trafili do domów rehabilitacyjnych, ale nie mogłem znaleźć zbyt wielu informacji dotyczących tego, co dalej dzieje się z tym problemem. A ponieważ w 2016 roku obchodzimy setną rocznicę pożarów, nie mogłem udawać, że nie czuję potrzeby, aby zbadać tę sprawę samemu.

Reklama

Miałeś jakieś problemy podczas robienia tych fotografii?
Powiedziałbym, że jedną z największych przeszkód, jakie stanęły na mojej drodze, było robienie zdjęć samym kopalniom i miejscom, gdzie płonął ogień. Nie dostałem wizy dziennikarskiej, ponieważ lokalny samorząd nie chce nagłaśniać tych pożarów – nawet w lokalnej prasie nie ma o nich żadnej wzmianki.

Czyli powiedziałbyś, że rząd tuszuje tę sprawę?
Tak, tak uważam. Stanowy komendant policji bez uprzedzenia zadzwonił do mojego człowieka i kazał mu przekazać, że po drugim tygodniu pobytu nie będę mógł już robić zdjęć węgla ani pożarów. Ochroniarze kopalń mają rozkaz obserwowania wszystkich fotografów, a tubylcy dostają pieniądze za donoszenie na fotografów. To wyjaśnia, dlaczego mój człowiek dostał ten telefon.

Co zapamiętałeś najbardziej ze swojego pobytu w Jharii?
Wszystkie historie, które usłyszałem o ludziach wpadających w płomienie, utknęły mi w głowie. Tydzień przed moim przyjazdem, niedaleko miasteczka Dhanbad, ochroniarz pracujący dla BCCL Mining wpadł w ogień i zginął. Straszny był też widok rodziny jednego z dzieci, które fotografowałem. Całe ciało chłopaka było dotkliwie poparzone, w rany wdała się infekcja przenoszona przez insekty, a niezbędnych środków medycznych po prostu nie było.

Mieszkańcy Bokahapadi boją się toksycznych gazów i pożarów, szalejących niedaleko ich wioski, ale nie mają innego wyboru — muszą w niej zostać. Wydobywanie węgla przynosi im pieniądze, za które posyłają dzieci do szkoły i kupują jedzenie. Jeśli zdecydują się na przesiedlenie (od lipca 2015, firma BCCL postawiła kwatery mogące pomieścić 2,5 tys. z jej 15 tys. robotników), to znacznie wydłuży się ich droga do pracy i nie będą w stanie utrzymać swoich rodzin. Ludzie, którzy zdecydowali się już na przeprowadzkę, znajdują się w bardzo nieszczęśliwej dla siebie sytuacji.

Reklama

Jakie rozwiązanie dla tego problemu chciałbyś zobaczyć?
Chciałbym, żeby samorząd zaoferował wsparcie finansowe rodzinom będącym w potrzebie i zwrócił im to, co straciły, oraz żeby pomoc medyczna dla ofiar osuwającego się gruntu była opłacana przez spółkę górniczą BCCL – jedną z największych w rejonie. Rozmawiałem z przewodniczącym protestom w Jharii, Ashokiem, który zrezygnował z wykładania fizyki na tamtejszym uniwersytecie, aby na pełen etat protestować przeciwko BCCL. Według niego, standardy bezpieczeństwa ustanowione przez BCCL są niewystarczające, a wiele innych firm –chociażby TATA – nie robi wystarczająco dużo, aby powstrzymać rozprzestrzeniające się pożary.

[W 2012, BCCL ogłosiło, że udało im się zmniejszyć obszar dotknięty pożarami węgla z 8,9 km2 do 2,18 km2].

Co jest na tym zdjęciu rentgenowskim?
Poszedłem do jednego z lokalnych szpitali, gdzie spotkałem Dr Aszutosza Kumara wraz z kilkoma pracującymi tam ludźmi. Dr Kumar opowiedział mi o konsekwencjach płynących z pracowania w warunkach, w jakich robią to tamtejsi górnicy. To zdjęcie to prześwietlenie jednego z tubylców, cierpiącego na pylicę płuc. Tę chorobę wywołuje pracowanie w kopalni bez wyposażenia ochronnego, kiedy pył z węgla przez lata osiada w płucach, i zaczyna mieć wpływ na ich kondycję. Według Dr. Kumara, średnia długość życia tubylców pracujących w kopalniach wynosi około 55 lat.

Więcej zdjęć z projektu Seba, a także z projektów innych studentów jego roku, możecie zobaczyć na wystawie LLC MA, otwartej od 10:00 do 17:00, od poniedziałku do soboty, między 15 a 23 stycznia w London College of Communication.