Zobacz zdjęcia z prawdziwej „Niebiańskiej plaży”

FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Zobacz zdjęcia z prawdziwej „Niebiańskiej plaży”

Fotografka Rebecca Rütten opowiada o niewielkiej utopii stworzonej na tropikalnej wyspie przez grupkę młodych hedonistów

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Germany.

W zeszłym roku fotografka Rebecca Rütten spędziła trzy miesiące w odosobnionym hostelu na tropikalnej wyspie, gdzie grupa młodych backpackerów odnalazła swoją utopię. Rebecca uwieczniała codzienne wybryki skąpo ubranych wolnych duchów, przeważnie pochodzących z zachodnich części świata i na tyle zamożnych, że mogą sobie pozwolić na kilkumiesięczne wakacje. Starała się zachować dziennikarski obiektywizm, ale też nie chciała, żeby ominęła ją cała zabawa. Po części nie miała wyjścia: jedynym sposobem, by zbliżyć się do obiektów obserwacji, było samemu dołączyć do gromadki hedonistów, którzy próbowali odnaleźć sens życia w pijackich grach i dużych dawkach niezobowiązującego seksu.

Reklama

W rezultacie powstała książka „Never-Never Land", którą otwierają idylliczne obrazy nieskalanego tropikalnego lasu i pluskającej się w morzu świnki. Na następnym zdjęciu widać dwoje ludzi wypinających do obiektywu pośladki, na których świeżym tuszem lśnią wytatuowane słowa „¿POR QUÉ NO?" („Dlaczego nie?"). Rebecca nie wyjawia dokładnej lokalizacji hostelu, bo chce uchronić go przed zalewem turystów.

Rozmawiałem z Rebeccą o tym, jak powstawał cykl jej zdjęć.

VICE: Twoja książka mocno przypomina mi historię z „Niebiańskiej plaży" — grupa młodych ludzi na odciętej od świata rajskiej wyspie, imprezy, seks i prawdopodobnie mocno toksyczna dynamika grupy. Czy miałaś jakieś obawy, zanim pojechałaś do tego tajemniczego hostelu?
Rebecca Rütten: Prawdę mówiąc, nie. Pierwszy raz trafiłam tam w styczniu 2014 roku. Wszystko było takie przejmujące: dobra muzyka, przebrania, fascynujący ludzie. Namacalne poczucie wspólnoty. Pracując na „Never-Never Land" wróciłam tam, żeby sprawdzić, czy takie życie rzeczywiście jest tak beztroskie, jak się wydaje. Powinnam jednak była zadać pytanie o ten brak umiaru, który zobaczyłam podczas mojej pierwszej, krótkiej wizyty.

W miarę jak czytałem kolejne wpisy w twoim dzienniku, widziałem, że z dnia na dzień tracisz coraz więcej ze swojego obiektywnego dystansu.
Ciągle miałam z tyłu głowy, że jestem tu po to, żeby robić zdjęcia, ale rzeczywiście, trudno mi było zachować dystans. Internet działał sporadycznie, więc prawie nie miałam kontaktu z rodziną i przyjaciółmi. Wielu z gości hostelu przyjechało tam dużo wcześniej, a nowoprzybyli bardzo szybko poznawali panujące zasady. Przynależność do grupy była bardzo ważna. Wszyscy brali udział w pijackich grach, a przygodny seks oczywiście też był mile widziany. Wszystko to składało się na swego rodzaju rozgorączkowaną klaustrofobię.

Reklama

Jak udało ci się to wszystko uwiecznić, skoro sama często nie byłaś trzeźwa?
Zawsze miałam przy sobie mój mały aparat. Dość trudno było wszytko uchwycić, bo sama też chciałam brać udział we wspólnej zabawie. Przestało mi się podobać, gdy zaczęłam dostrzegać monotonię. Zauważyłam, że coraz więcej ludzi jest w kiepskim stanie i stara się znieczulić i zagłuszyć myśli. Nie różniło się to specjalnie od tego, co dzieje się w sobotni wieczór w pierwszym lepszym klubie. Ludzie czasem chcą po prostu stracić głowę.

Rebecca

Jak wygląda hostel, w którym mieszkaliście? Na zdjęciach wygląda na to, że jest położony głęboko w dżungli.
Tak, to tropiki. Prawdziwe zatrzęsienie skorpionów, papug i małp. Raz nawet nadepnęłam na boa dusiciela. Widoki niesamowite, ale też bywało zdecydowanie niebezpiecznie. Napruci ludzie drażnili się ze zwierzętami. Byliśmy kompletnie odizolowani, a w dodatku w takiej części świata, gdzie nie da się po prostu pojechać do szpitala. Większość z gości po prostu łykała mnóstwo pigułek przeciwbólowych i miała nadzieję, że cokolwiek im dolega, samo w końcu przejdzie.

Czy możesz mi powiedzieć, o co chodzi z odręcznymi wpisami do dziennika, które znalazły się w książce?
Spotkałam tam kilka bardzo ciekawych osób, zapytałam o jakieś szczegóły z życia i poprosiłam, żeby zapisały swoje odpowiedzi w moim dzienniku. Zadziwiające jak naiwnie niektórzy z nich postrzegali swój czas spędzony w hostelu. Pisali coś w stylu: „Najcudowniejsze doświadczenie w moim życiu", a potem na zdjęciach widać, jak rzygają albo podtykają innym swoją mosznę pod nos.

Reklama

Wpis do dziennika Rebeki jednego z gości hostelu. Brzmi, jak następuje: „By coś było ważne, musi mieć swoją wartość; by miało wartość, musimy coś zyskać. Co zyskujemy, podróżując? Zrozumienie. Wiedzę. Usuwamy zewnętrzne wpływy, które przysłaniają nasze osobiste prawdy. Zyskujemy SPEŁNIENIE".

Czy po tym wszystkim twoje podejście do backpackingu jakoś się zmieniło?
Zaczęłam zadawać sobie pytanie, dlaczego to głównie biali młodzi ludzie z klasy średniej próbują budować sobie takie eskapistyczne utopie w państwach rozwijających się, bez żadnego udziału miejscowej ludności. Dlaczego wybierają kraje, gdzie brak ustalonego porządku politycznego — czy chodzi im tylko o ładną pogodę? A może raczej o to, że nie chcą, żeby ktokolwiek im przeszkadzał?

Backpacking był dla mnie jak religia — myślałam, że to jedyny sposób na prawdziwe życie. Teraz patrzę na niego z większym sceptycyzmem. Gdy podróżuję, szukam sposobności, by rozmawiać z ludźmi, wymieniać doświadczenia, poznawać rzeczy, których jeszcze nie rozumiem. Chcę odkrywać. Co można odkryć w hostelu?

Więcej prac Rebeki znajdziesz na jej stronie internetowej lub na Instagramie.