Amerykańskie dziary polskiego tatuatora
Zdjęcie na górze: W trasie przez Mississippi. Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum.

FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Amerykańskie dziary polskiego tatuatora

USA i Europę różni samo podejście do tatuażu. Europejczycy skupiają się na jego artystycznej stronie. Amerykanie mają bardziej tradycyjne podejście i oddzielają rzemiosło od „sztuki”

Patrzę na swoje tatuaże i dochodzę do wniosku, że właściwie wszystkie z nich posiadają korzenie osadzone w amerykańskich trendach. Im dalej brnę tym torem myślowym, tym bardziej dochodzę do wniosku, że większość ze znanych mi wzorów to pochodne amerykańskiego stylu lub efekt oddziaływania tamtejszej kultury.

Chciałem dowiedzieć się, czy w USA da się dziś jakkolwiek wyodrębnić style czy motywy i jak mają się one do stereotypów na temat regionów tego kraju. W tym celu skontaktowałem się z Kubą, który od sześciu lat zarabia robiąc tatuaże i wielokrotnie odbywał „guestspoty" po USA jako tatuator.

Reklama

VICE: Wyjaśnisz dokładnie, czym dokładnie dla tatuatora jest guestspot?
Kuba: Guestspot to wyjazd, który ma na celu rozwój i poszerzenie horyzontów. To sposób na dotarcie do klientów, do których nie jest się w stanie dotrzeć, pracując w jednym miejscu. Można w ten sposób zwiedzić świat i rozwinąć się jako tatuator. Najważniejszym punktem tego typu podróży jest dla mnie właśnie ta możliwość: zapoznanie się ze sprzętem, sposobem pracy i podejściem do rzemiosła w najodleglejszych zakątkach świata.

Ile razy byłeś w USA?
Odbyłem tam kilka podróży. Pierwsza po wschodnim wybrzeżu, druga na południe, trzecia na zachodnie wybrzeże i ostania, czyli podróż po hawajskich wyspach.

Zastanawiałem się, czy można spróbować choć trochę wyodrębnić pochodzenie różnych nurtów na podstawie tego, co zastałeś w różnych częściach USA? Może zacznijmy od Hawajów, bo u nas w Polsce jest teraz zimno i szaro.
W Honolulu miałem okazję pracować w studiu, które jest najbardziej obleganą pracownią w mieście. Dowiedziałem się, że na Hawajach rozkwitał współczesny amerykański tatuaż, który łączył się z wpływami orientalnymi i plemiennymi, a działo się to za sprawą nieskończonego popytu i klienteli złożonej głównie z żołnierzy amerykańskiej marynarki wojennej. Ciekawym doświadczeniem było znaleźć się w tym samym miejscu sześćdziesiąt lat później i doświadczyć pracy z tym samym profilem klienta.

Gdzie wtedy mieszkałeś?
Znajomy, u którego miałem okazję się zatrzymać, jest rodowitym Hawajczykiem. Ostrzegał mnie, że mieszka w dżungli. Na początku nie traktowałem jego historii zbyt serio, do czasu kiedy faktycznie okazało się, że jego dom znajduje się w okolicy, która wygląda jak z Jurassic Park (film zresztą kręcono właśnie na tej wyspie). Musiałem pogodzić się z brakiem zasięgu w telefonie i odcięciem od internetu na kilka dni.

Reklama

Byłeś też w stanie Missisipi. Patrząc stereotypowo, widzę twoich klientów jako kolesi w czapkach truckerkach i białych podkoszulkach, którzy zamawiają konfederackie flagi na przedramieniu.
Jackson w Missisipi jest dość mocno zdominowane przez ten motyw. Z tego co zauważyłem, to tylko graficzna manifestacja poglądów. Młodzi ludzie, których tam poznałem, dalecy są od stereotypu południowca, jaki znamy z filmów. Oczywiście, jest to bardziej konserwatywny stan, ale środowisko, w którym się obracałem, dalekie jest od ideałów konfederacji.

A San Francisco? Jak określiłbyś tamten klimat, czy istniały jakieś znaczące różnice między SF a konserwatywnym południem? Wyobraźnia podpowiada mi wzory na tatuaże powiązane z dziećmi kwiatami, manifestacjami na rzecz praw homoseksualistów czy może coś ze słynnym portem marynarki wojennej.
Jestem deskorolkowcem, więc było to dla mnie trochę jak wyprawa do Ziemi Świętej i szansa na zwiedzenie miejsc, które znałem ze starych deskorolkowych kaset VHS. Ciężko mi porównywać tak skrajnie różne miejsca. Miałem okazję pracować w studiu u znajomego, gdzie z okazji zmiany nazwy studia przez trzy dni tatuowaliśmy tylko sztylety za czterdzieści dolarów.


Przeczytaj wywiad: Doman tatuator – Oldschool dziary ze stolicy


Wszystko było zwieńczone koncertami lokalnych punkrockowych kapel i wieczorną sesją na desce w miejscowym bowlu. San Francisco było bardziej wyprawą do starego studia, swojego rodzaju „świątyni" tatuażu, gdzie mogłem oglądać oryginalne prace japońskich i amerykańskich mistrzów z lat siedemdziesiątych. Co do społeczności, w której się obracałem, to szczerze mówiąc, nie zauważyłem dużej różnicy. Scena tatuażu w USA jest mocno połączona z punk rockiem i deskorolką, więc zazwyczaj ludzie, z którymi obcuję, mają poglądy podobne do moich.

Reklama

A Nowy Orlean? Myśląc o Luizjanie, widzę bagna, jazz, południowy klimat. Jestem w błędzie?
Tym razem nie do końca. W Nowym Orleanie z charakterystycznych motywów wykonałem dwa wzory, które były symbolami, jakie po huraganie Katrina ludzie malowali na domach. Była to litera „X" z wpisanymi w krzyż cyframi, które mówiły o tym ilu ludzi żyło w domu i z innymi numerami porządkowymi, które miały pomóc straży pożarnej i policji zapanować nad sytuacją. Wykonywałem też dużo amerykańskich tradycyjnych wzorów, takich jak żaglowce, orły, oraz dużo herbów Nowego Orleanu w różnych ujęciach.

Cóż, wiem przynajmniej, że amerykańskie wzory nie są przypadkowe. A jak opisałbyś podejście swoich kolegów z USA po fachu do wykonywania tego rzemiosła?
Główną różnicą między USA a Europą jest samo podejście do tatuażu. Europejczycy skupiają się bardziej na jego artystycznej stronie. W Stanach utrzymuje się bardziej tradycyjne podejście i wyraźnie oddziela się rzemiosło od „sztuki". Amerykański tatuator nie przejmuje się tak jakością linii i tym, żeby nie wyjeżdżać na nie kolorem, skupia się bardziej na tym, żeby dobrze dopasować go do ciała i wykonać pracę w jak najbardziej naturalny sposób.


Zobacz, jak wygląda studio gównianych tatuaży DIY


Natomiast w Europie każdy milimetr tatuażu musi być „idealny", przez co czasami mimo technicznej doskonałości brak mu życia. Oczywiście niekiedy motywy wykonywane w różnych stanach różnią się od siebie, ale jest to bardziej różnica dotycząca herbów miast, drużyn sportowych czy lokalnych ciekawostek. Same wzory dziś są dość mocno ujednolicone, niezależnie od kontynentu.

Reklama

Odczuwasz jakąś szczególną różnicę w tym, jak traktowano cię w pracowniach w Europie i różnych częściach USA?
W Europie wciąż jest to duża różnica, nie jesteśmy za dobrze traktowani i widać to w braku zaufania ze strony klienta. W Stanach wygląda to zupełnie inaczej, jest to na tyle daleko, że nikt nie postrzega nas tam jako taniej siły roboczej.

Czy doświadczenie, które zdobyłeś na guestspotach, wpłynęło jakoś znacząco na kształtowanie własnego stylu?
Oczywiście, każdy kontynent ma trochę inne podejście do tatuażu, które owocuje innym stylem. W moim wypadku staram się czerpać z każdego miejsca, w którym udało mi się pracować. Nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi. Żeby się rozwijać, muszę umieć czerpać i inspirować się wszystkim, co spotkam w życiu, temu właśnie służą te wyprawy.


Więcej o tatuażach znajdziesz na naszym fanpage'u VICE Polska


Skąd według ciebie bierze się styl polskiej dziary? Z czego czerpiemy inspiracje — mamy coś swojego czy jesteśmy tylko odtwórcami zagranicznych szablonów?
W Polsce mamy mocne podłoże artystyczno-rysunkowe. Polscy artyści zawsze byli dobrymi plakacistami, grafikami, czy malarzami. Niestety mało u nas technicznego zacięcia i chęci zgłębienia tatuażu od strony mechaniki. Jesteśmy jednak cenieni na świecie, jako specjaliści w tatuażu realistycznym i surrealistycznym.

Kuba. Hawaje 2015 rok.