FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Z WESTERNEM DOOKOŁA ŚWIATA

Każda kolejna epoka następująca po jego złotych latach miała swoje westerny odpowiednie dla Zeitgeistu, kultury i polityki.

Stwierdzenie, że western na nowo się narodził jest pewnym nadużyciem. W końcu nigdy nieumarł tylko przestał być masowo produkowany i masowo oglądany, i choć na pewno straciłswoją mito-, i kulturotwórczą funkcję to jednak może służyć jako papierek lakmusowy czasów.Każda kolejna epoka następująca po jego złotych latach miała swoje westerny odpowiedniedla Zeitgeistu, kultury i polityki. I tak jak dziś mamy rewizjonistyczne quasi-feministyczne“Prawdziwe męstwo” braci Coen i “Django” Quentina Tarantino - fantasmagoryczną zemstęza niewolnictwo, to lata 80. i 90. miały typowe dla epoki infantylne, młodzieżowe “Młodestrzelby”, “Szybcy i martwi” czy egzystencjalno-mistycznego “Truposza”. Czymś zupełnie innym są westerny Clinta Eastwooda, to zupełnie osobny gatunek. Lata 60. i 70. tzw. acid westerny jak słynne “El Topo” Jodorowsky’ego czy “Shooting” Monte Hellmana i brutalne, depresyjne kino Sama Peckinpaha. W latach 50. pod wpływem kina noir i atmosfery paranoi wywołanej przez inkwizytora McCarthy’ego gatunek wszedł w dojrzałą fazę i kawaleria już nigdy nie przybyła na pomoc.Wiemy wszyscy doskonale jaką rewolucją, czy raczej przetoczeniem krwi było pojawieniesię spaghetti westernu. Sergio Corbucci i jego oryginalne “Django”, z którego Tarantinopodkrada tytuł, oraz Sergio Leone i “Za garść dolarów” odmieniły gatunek na stałe. Zarównona poziomie estetycznym (brud i przemoc) i etycznym (zdarzało się, że główny bohater ginie a paskudni bandyci pod wodzą paskudnego Klausa Kinskiego dalej terroryzują miasteczko) jak i ekonomicznym (jak twierdzi wikipedia samych filmów z Django w tytule jest 31, ja doliczyłem się jeszcze co najmniej kilku) tworząc cały przemysł produkcji i dając pracę Hiszpanom (ale o tym później). Obracamy się jednak cały czas w kręgu kultury amerykańskiej, bo mimo iż spaghetti westerny są włoskie pozostają cały czas w synergii z braćmi zza oceanu. Wzajemnie na siebie wpływając, podejmując podobne tematy w podobnej scenerii i nawzajem inkorporując różne elementy. Jednak western jako gatunek stricte amerykański, wymyślony przez i dla Amerykanów,operujący zrozumiałą dla nich ikonografią i prezentujący amerykańską ideologię w stanie czystym, jest zrozumiały dla wszystkich, pod każdą szerokością geograficzną. Chociażby wspomnieć wielkiego miłośnika westernów Kim Dżong Ila. Jednakże o wiele ciekawsze od konstatacji, że western może być uniwersalny i archetypiczny jest przyjrzenie się jak mutował w różnych krajach, niezależnie od klimatu politycznego i kulturowego USA. Tak jak Włosi mieli spaghetti westerny, tak Hiszpanie mieli paella westerny (choć można też się spotkać z terminem gazpacho western) i tak naprawdę na długo przed Włochami. W 1955 Joaquin Luis Romero Marchent zrealizował “El Coyote” i rok później “La Justia del Coyote”. Są to jedne z pierwszych europejskich westernów, ale patrząc na plakat “El Coyote” śmiem wątpić czy mają jakąkolwiek inną wartość. Marchent został zapamiętany raczej za “El Sabor de la Vengenza” z 1963 oraz o rok późniejsze “Antes Ilega la meurte” choć oglądając fragmenty wygląda to na typowy, tani i nieciekawy western. Były raczej próbą kapitalizowania lokalnych gwiazd w powszechnie lubianym i oglądanym gatunku. Dlatego właśnie najlepszym hiszpańskim westernem (a raczej komediowym meta-westernem) jest współczesne “800 Kul” Alexa de la Iglesii. Opowiada on o byłych kaskaderach, kiedyś grających we włoskich produkcjach, teraz klepiących biedę w miasteczku, które kiedyś udawało Dziki Zachód. Tym razem zamiast Indianom czy innym Meksykanom czoła będą musieli stawić policji i gentryfikacji.

Reklama

Niemiecki western dostał za to adekwatny przedrostek Sauerkraut. Może my - rozpuszczone pokolenie 80./90. - ich nie pamiętamy za to nasi rodzice oglądali namiętnie przygody Winnetou i Old Shatterlanda realizowane przez Haralda Reinla z Lexem Barkerem (byłym Tarzanem). W sumie powstało ich 12. Powiedzmy eufemistycznie, że zestarzały się brzydko. O wieleciekawszym, i to z kilku powodów, jest bodajże pierwszy western z Niemiec (nie wiem czy niepierwszy eurowestern w ogóle), mianowicie film Luisa Trenkera “Der Kaiser von Kalifornia”z 1936. Po pierwsze z racji roku realizacji, a po drugie tematyki. Zamiast opowiadać kolejnąhistorię dobra i zła, samotnego jeźdźca i dziewki traktuje o Imperatorze Ameryki.

Islandia nie załapała się na westernowy boom lat 60., ale nadrobiła to w latach 80. swoimi dorszowymi westernami (cod western). Trylogia Kruka czyli “Hrafninn flýgur”, “Í skugga hrafnsins” oraz “Hvíti víkingurinn” opowiadają o losach wikingów walczących z chrześcijańskim najeźdźcą. Trzeba jednak przyznać, że z westernami jakie znamy nie ma to wiele wspólnego. Ale jeśli przyjmiemy, że westerny to przede wszystkim archetypiczne narracje o twardych (bezimiennych) kolesiach, laskach, koniach i przemocy to spokojnie możemy je wliczyć w poczet gatunku. Mówiąc jednak poważnie: przyznać trzeba, że tak jak amerykańskie początki i narodziny nowoczesnej Ameryki zostały opisane i zmitologizowane w westernie, tak trylogia Kruka chciała stworzyć obraz-mit, narodową fantazję dla Islandczyków.

Reklama

Westerny ze wschodniej strony ochrzczone zostały mianem osternów (czy red western a nawet borstch western). Pomijając wielokrotnie powtarzanego przez telewizję “Lemoniadowego Joe” z Czechosłowacji, który był parodią gatunku jest to jedna z najciekawszych mutacji westernu. Zachowując strukturę konfliktu, dychotomię dobra i zła, część ikonografii i przede wszystkim funkcję mitotwórczą czy węcz propagandową przedstawiały wydarzenia Rewolucji i Wojny Domowej w latach 1917-1922. Oczywiście zgodnie z linią partii. Zamiast pustyni mamy stepy, zamiast Indian Turków, zamiast Monument Valley Ural i tak dalej.Nawet czołówki do złudzenia symulują amerykańskie filmy. Na przykład “Neulovimye mstiteli”:

Radzieckie westerny więc robiły to co amerykańskie w latach 30., były bezpieczną i politycznie poprawną, kolorową rozrywką dla wyposzczonych Rosjan i ich sąsiadów. I szkoda, że nie nigdy nie dotarły do etapu rewizjonistycznego westernu czy anty-westernu. Oprócz wyżej wspomnianych mścicieli i ich dwóch sequeli warto wspomnieć Nikitę Michałkowa i jego “Swój wśród obcych, obcy wśród swoich”. Za to mój ulubiony to chyba “Dauria” - saga o Kozakach (czyli rosyjskich kowbojach) w burzliwych czasach rewolucji.

Inne wschodnie westerny z kulinarnymi przedrostkami to węgierskie goulash western. Jednym z niewielu przykładów jest “Talpuk alatt fütyül a szél” György Szomjasa z 1976, który w przeciwieństwie do filmów rosyjskich nie podejmuje tematu politycznego, wojny klas i choć wykorzystuje węgierskie plenery i lokalną estetykę (zamiast pustyni puszta, zamiast “bezimiennego” Betyár) to bliżej mu do Sergio Leone niż klasycznej “Daurii”. Powolne, medytacyjne tempo opowiadania, brudny realizm bez idealizowania i przemoc oraz uniwersalna historia o zemście czynią ten film jednym z najbardziej oryginalnych i chyba najlepszym ze wschodnich westernów.

Reklama

Polska niestety nie dorobiła się swojego własnego podgatunku westernu (kapusta western? schabowy western?), choć kilka u nas powstało. Najsłynniejszym jest bodajże “Prawo i pięść” Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzyńskiego. W przeciwieństwie do filmów radzieckich, dzieło Hoffmana i Skórzyńskiego posługuje się formą (samotny jeździec przybywa do miasteczka gdzie wdaje się w lokalny konflikt) westernu do opowiadania i rozliczania najnowszych dziejów, w tym wypadku degrengoladę moralną czasów powojennych i szabrownictwo.

W zupełnie innym tonie jest film z 1968 “Wilcze Echa” Aleksandra Ścibora-Rylskiego.Główny bohater, niesubordynowany porucznik musi stawić czoła bandytom terroryzującym bieszczadzką wieś. Temu filmowi bliżej mu do klasycznego westernu.

Za inne polskie westerny można, od biedy, uznać “Zabić Sekala” i artystyczny meta-western Piotra Uklańskiego “Summer Love”.

Mówi się także o chop suey western. Filmach na pograniczu kung-fu i westernu

produkowanych w Stanach. Zalicza się do nich “The Silent Flute” z 1978 z Davidem Carradinem. Natomiast oryginalne westerny kung-fu, produkowane w Hong Kongu określa się jako noodle western. Jak nietrudno się domyślić czołowym przedstawicielem gatunku jest “Pewnego razu w Chinach” Tsui Harka. Podobnie jak amerykańskie i radzieckie filmy opowiada o narodzinach narodu i konflikcie z obcym.

Mimo iż skończyły się nam już narodowe dania, nie skończyły się lokalne odmiany westernu. W Brazylii, Glauber Rocha członek lewicowego ruchu Cinema Novo w 1964 zrealizował “Deuse o diabo na terra do sol” - anty-western o biedzie, wyzysku, rasizmie i przemocy (strukturalnej- a jakże!). 5 lat później na ekrany trafiła druga część “O Dragão da Maldade Contra o Santo Guerreiro” (czyli smok zła przeciwko świętemu wojownikowi - to dopiero tytuł!). Sam Rocha nazywał swój styl “estetyką głodu”, więc nieco złośliwie można by stwierdzić, że to western głodu (hunger western).

Reklama

W podobnym marksistowskim, antykapitalistycznym duchu powstało też kilka spaghetti westernów. Ten podgatunek zwany Zapata western jak nazwa wskazuje dotykał kwestii Rewolucji Meksykańskiej. Mimo iż tacy autorzy jak Corbucci i Leone dołożyli swoje pięć groszy, to najbardziej nieoczekiwany i fascynujący jest jedyny przykład westernu egipskiego! Główny bohater po rozwodzie ze swoimi czterema żonami ucieka z Egiptu do Texico (rozumiecie? Mexico i Texas? hm?) gdzie staje się niebezpiecznym bandytą. Panie i Panowie i Przedstawiciele Wszystkich Genderów: Viva Zapata! I to w całości!

Znamy z naszych ekranów telewizorów i kin też koreańskie westerny (“Dobry, zły i dziwny”), japońskie (“Sukiyaki Django Western”), francuskie (“Blueberry”), albo japońsko-francusko-amerykańskie “Soleil Rouge” z Alainem Delonem, Toshiro Mifune, Charlesem Bronsonem i Ursulą Andress - to mój faworyt wszechczasów, Ursula Andress jeździ na koniu w białym futrze.“Bez przebaczenia” Eastwooda doczekało się japońskiego remake’u z Kenem Watanabe. Istnieje cały gatunek jugosłowiański zwany gibanica western skupiony na losie partyzantów w czasie II wojny światowej. Jednak najdziwniejszym i najpiękniejszym westernem jaki kiedykolwiek powstał jest tajski “Tears of black tiger”:

Nie ma co konkludować. Wiadomo, western jako gatunek jest idealnym nośnikiem ideii. Może być propagandowy i może być rewolucyjny. Może być powściągliwy i klasycyzujący i może być progresywny i awangardowy. Wszyscy je robili i wszyscy je oglądają (nawet najsmutniejszy człowiek świata Michael Haneke). Więc zostańmy w domach i zacznijmy je oglądać.

Reklama

Maurycy Tryuk-Moczulski

korzystałem z książki “The Rough Guide to Cult Movies”

WOJNA MEKSYKAŃSKO MORMOŃSKA

AMERICANA MAKARONA

WDOWY