Stary fanpage VICE przestanie działać 1 kwietnia. Już teraz polub nowy
Reklama
Anna Dhody: Mówimy na przykład o tym, czym faktycznie jest skóra. Mamy dużo ciekawostek na ten temat. To jedna z moich ulubionych: „W czasie, jaki zajmie ci przeczytanie tej tabliczki, twoje ciało zrzuci ponad 30 000 komórek skóry". Faktycznie tyle komórek traci się przez minutę. Przeciętny człowiek zrzuca ponad 4 kilogramy komórek skóry rocznie. A cała skóra regeneruje się przez mniej więcej miesiąc.Mamy dział skóry i kultury – z zewnętrznymi modyfikacjami ciała, takimi jak tatuaże, kolczyki, skaryfikacje i tym podobne. Zastanów się, ile ludzi na świecie ma tatuaże albo piercing. Z tego, co wiem, jakieś 85% Amerykanów ma przynajmniej kolczyk w uchu. To rzeczy, które w bezpośredni sposób wypływają na skórę, więc poświęciliśmy im dużo uwagi – mamy niesamowite eksponaty wytatuowanej skóry, jestem pewna, że bardzo spodobają się ludziom. Jest też mała sekcja poświęcona dermatologii, ale na tej wystawie akurat chcieliśmy unikać różnych „-ologii".
Tatuaże były częścią większej darowizny z pewnej instytucji medycznej, jesteśmy za nie niesamowicie wdzięczni! Niestety, gdy je dostaliśmy, okazało się, że były znalezione jako kolekcja, ale w jakiś sposób oddzielono je od ich dokumentacji. Z tego powodu jedyne, co o nich wiemy, to tylko to, co widać. Ludzie obeznani w historii tatuażu powiedzieli nam, że są dość stare, niektóre z nich mogą mieć nawet ponad sto lat. Jesteśmy aktualnie w kontakcie z ekspertem w tej dziedzinie, który prawdopodobnie odwiedzi nas na początku kwietnia. Wtedy dowiemy się jeszcze więcej.
Reklama
Trochę odstaje od reszty tradycyjnych eksponatów tworzących wystawę… Dostaliśmy kiedyś maila od bardzo miłej dziewczyny, która powiedziała mi, że jej „współlokatorka" po przeprowadzce zostawiła w domu ten słój pełen skóry. Zapytała się, czy nasze muzeum chciałoby go przyjąć. Z początku wydawało mi się to podejrzane. „Współlokatorka? Serio?" – byłam zaintrygowana, ale wstrzymałam się z odpowiedzią. Trochę o tym poczytałam i w końcu się zgodziłam. Po kilku dniach dostałam paczkę – dwa słoje po organicznym dżemie truskawkowym Trader Joe's wypełnione płatkami skóry. W przesyłce był też list – „Pamiętasz tę współlokatorkę, o której wspominałam? No, to byłam ja".
Ta kobieta cierpi na dermatillomanię, typu świadomego – to znaczy, że wie, że skubie swoją skórę, robi to zupełnie świadomie. Jak twierdzi, w jej wypadku jest to tylko skóra ze stóp. Gdy przyjrzy się strzępkom, można dostrzec, że niektóre są ciemniejsze od pozostałych – to dlatego, że te kawałki wyskubywane były zimą, kiedy nosiła czarne skarpetki. Wszystko to opisała bardzo szczegółowo w swoim liście, fascynująca lektura.Takie darowizny – tatuaże czy strzępki skóry – są chyba czymś bardzo osobistym. Jak twoi współpracownicy na nie reagowali?Nasłuchałam się trochę od moich współpracowników, którzy pomimo pracy w takim muzeum byli trochę obrzydzeni tymi słojami. Dla mnie są one czymś wyjątkowym, na co nie może liczyć większość kuratorów muzeów medycznych – dzięki nim mogę opowiadać o zaburzeniu psychiatrycznym, mając jego przykład przed oczami. Nie da się zamknąć depresji w butelce, a schizofrenii oprawić w ramkę, i pokazać ich w interesujący sposób. Z tym słojem jest mi znacznie łatwiej trafić do naszych gości i opowiedzieć im o dermatillomani w przekonujący sposób.
Reklama
Dyrektor naszego muzeum, Robert, miał raka skóry, na wystawie są slajdy z całego procesu leczenia. Poza nimi Robert przygotował także relację swoich zmagań z chorobą i myśli z tamtego okresu. Spisał je w trzeciej osobie, ale wciąż są bardzo osobiste, łatwo się z nimi utożsamić. Gdyby przeprowadzić ankietę wśród gości muzeum, większość ludzi sama chorowała na raka, opiekowała się chorymi bliskimi, albo przynajmniej zna kogoś, kto również przez to przechodził. Opowiadamy więc jego historię, a pozornie nudne slajdy ze zdjęciami jego skóry stają się bardzo interesujące w kontekście tego, co jest napisane na tabliczkach informacyjnych. W pewnym momencie czytania tych tabliczek goście nagle dowiadują się, że „Ej! To skóra dyrektora tego muzeum!". To bardzo ciekawa perspektywa.A co z takimi chorobami skóry jak syfilis, ospa, czy inne, których na szczęście już się raczej nie widuje?
Jeszcze sto lat temu często można było się spotkać z syfilisem. Widywało się też normalnie funkcjonujących ludzi z bielactwem, rybią łuską czy pęcherzycą. Mamy świetny woskowy model pęcherzycy (pęcherzyca to rzadkie schorzenie skóry, do którego objawów zalicza się powstawanie pęcherzy i purchli w okolicach ust i genitaliów).
Dużo ludzi zgłasza się do nas w tej sprawie, ale zawsze musimy uświadamiać ich, że odpowiedzialność finansowa i logistyczna leży po ich stronie. Niektórzy chcą podarować nam całe swoje ciała, ale nie jest to możliwe. Nie mamy tyle miejsca! Zazwyczaj mówią wtedy, że „No dobrze, możecie wziąć ten kawałek mojego ciała" – ale nie mamy zaplecza medycznego i naukowego, żeby dokonać nawet najprostszej ekstrakcji. Wtedy tłumaczymy im, że to proces, którego koszty musieliby pokryć sami i że przykro nam, że nie możemy im w tym pomóc.Czasami ludzie zgłaszają się z ofertami w stylu „Mam pęcherzyk żółciowy po mężu". Takie darowizny są znacznie łatwiejsze w obsłudze, staramy się je przyjmować. Niestety, często jest za dużo biurokracji i logistyki przy ofiarowywaniu organów zmarłych, którzy po śmierci chcieli przekazać swoje ciała nauce. Często ludziom wydaje się, że są wyjątkowi, ale raczej tak nie jest. Wiem, że to brzmi okropnie. Nienawidzę mówić tego ludziom. Ale czasami musimy powiedzieć: „Niestety… musimy pani podziękować".Simon Davis na Twitterze.