FYI.

This story is over 5 years old.

Sport

Czynnik ludzki

Zaletą oglądania meczów w knajpie jest piwo i towarzystwo, niewątpliwą wadą powrót do domu, do którego Chorwaci lekko się zbliżyli

Stratosferyczny optymizm kibiców z kraju kawy wczoraj został nadszarpnięty, jak i moje poczucie godności, po przespaniu dwóch nocnych tramwajów. Zaletą oglądania meczów w knajpie jest piwo i towarzystwo, niewątpliwą wadą powrót do domu, do którego Chorwaci lekko się zbliżyli. Nie przekreślam ich szans, ale taki dzwon na otwarcie, z pomocą sędziego w dodatku, musi siedzieć w głowie.

Bodaj pierwszy raz w historii Mistrzostw Świata zdarzyło się, że w meczu otwarcia gospodarze (i faworyci turnieju w jednym) walnęli swojaka. Ale Brazylia nie jest zwykłą drużyną, a pan Nishimura klasowym arbitrem. Wiele się mówi, że jak nie idzie gospodarzom (a przecież w miarę szło), to sędzia za uszy wyciąga ich z tarapatów. Nie dowiemy się jednak, czy Japończyk to zwykły gamoń, któremu odcięło prąd, czy bohater na miarę Jaruzelskiego, który nie doprowadził do wojny domowej w razie porażki. Wczorajsze sędziowanie można określić mianem „ekstraklasowego" (jak wiadomo, nasza ekstraklasa nie ma nic wspólnego ani  z „ekstra" ani „klasą"),  gdzie błędy sędziowskie są wpisane na stałe w mecze.  Wietrzyk zawiał, Fred się wywalił z głodu, sędzia gwizdnął, sprzedaż Toyoty w Chorwacji leci na łeb. Przypominają się od razu koszmary z 2002, kiedy sędziowie ordynarnie i ewidentnie ciągnęli Koreę przez cały turniej, co spowodowało, że pierwszy raz w życiu musiałem kibicować Niemcom w półfinale.

 Ale Brazylia nadal jest mocnym faworytem, stoi za nimi choćby statystyka. Ciekawe jest to, że (po za Hiszpanią na MŚ w RPA) drużyna z Europy nie wygrała turnieju odbywającego się na innym kontynencie (i w drugą stronę, tylko raz Brazylia w 1958 wygrała w Szwecji), a więc piłka jednak po stronie Latynosów.

CZARNO NA BIAŁYM: AFROAMERYKANIN W KU-KLUX-KLANIE

RENO TO RAJ

SZTUKA PRZYWIĄZANIA