FYI.

This story is over 5 years old.

Internet

Pytamy ludzi, którzy nadal prowadzą strony internetowe z lat 90.:„DLACZEGO?”

„Wiem, że strona wygląda źle. Ale to nie miałoby sensu, gdyby wyglądała dobrze”

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE UK

20 lat temu internet był zupełnie innym miejscem. Wypełniały go flashowe animacje, żarty z wizyty Kwaśniewskiego w Charkowie, klaustrofobiczne czarne tło i charakterystyczny dźwięk łączenia się modemu z siecią. Dzisiaj taki internet już praktycznie nie istnieje, a jedyne, co po nim pozostało, to nieliczne, częściowo opuszczone strony internetowe, których estetyka dzielnie tkwi w latach 90. Dlaczego tylko częściowo? Ponieważ ich właściciele nadal płacą za domeny oraz, przynajmniej niektórzy, wciąż dodają nowe treści.

Reklama

Co właściwie nimi kieruje? Kim są ludzie prowadzący takie przedpotopowe witryny? Dlaczego wciąż to robią? Czemu po prostu ich nie usuną – tak jak reszta z nas?

Aby się tego dowiedzieć, skontaktowaliśmy się z trzema osobami, które wciąż prowadzą takie strony.

Celestino Gianotti nie tylko wyreżyserował teledysk do ponadczasowego klasyka Eiffel 65 „Blue (Da Ba Dee)”, ale jest również twórcą kultowego niebieskiego kosmity Zorotla oraz webmasterem witryny http://www.zorotl.com/ . Porozmawialiśmy z nim, gdy akurat spędzał czas w swoim domu we Włoszech.

VICE: Hej, Celestino, dlaczego nadal utrzymujesz 18-letnią stronę internetową poświęconą temu kosmicie z Blue (Da Ba Dee)?
Celestino Gianotti: To kawałek mojej historii, więc zależy mi na tym, aby się nim dzielić. Utrzymanie tej strony wiele mnie nie kosztuje, a jako ktoś, kto w przeszłości tworzył teledyski, a teraz zajmuje się grami wideo, chcę, żeby ludzie mogli się zapoznać z moimi osiągnięciami, kiedy szukam pracy. Nie wiem, czy dla innych ta stona też jest ważna, ale dla mnie na pewno.

Od razu po premierze Blue stało się wielkim hitem. Czemu stworzyliście stronę internetową dla postaci Zorotla?
Chcieliśmy w jakiś sposób rozwinąć tę postać. Jest jeszcze jeden teledysk, w którym wykorzystaliśmy Zorotla – kontynuacja Blue pt. I Wanna Be. Rozbudowaliśmy w nim jego historię, ale niestety byliśmy wtedy zbyt młodzi, żeby zarządzać takim biznesem, więc projekt nie rozwinął się zgodnie z naszymi oczekiwaniami.

Reklama

Czyli strona stanowi dla ciebie pewnego rodzaju portfolio. Dlaczego jej nie zaktualizujesz?
Nie chcę, żeby wyglądała lepiej. To nie miałoby sensu. Nie jestem programistą, żeby moja strona musiała pokazywać, że potrafię zaprojektować ładną witrynę. To kapsuła czasu, dzięki której ludzie mogą poznać mnie i moją pracę. Gdybym chciał zrobić kolejny teledysk z tym niebieskim kosmitą, pewnie założyłbym nową stronę. Ale tej na pewno nie usunę.

Czy masz fanów, którzy nadal odwiedzają tę witrynę?
Na stronie wciąż panuje ruch, ale ludzie się już przez nią ze mną nie kontaktują. Widziałem posty na Reddicie, w których pisano, że to kupa gówna. W ich obronie muszę przyznać, że rzeczywiście tak wygląda. Na ludziach znacznie większe wrażenie robi teledysk. Kiedyś byłem w Londynie z facetami, którzy go nakręcili. Spotkaliśmy tam kilku fanów, którzy potraktowali nas z wielkim szacunkiem i powiedzieli, że uwielbiają ten teledysk. Jednak we Włoszech jest inaczej. Swoją wartość dostrzegam dopiero wtedy, gdy opuszczam ojczyznę.

Czy Zorotl ma jakąś przyszłość? Planujesz go kiedyś wskrzesić?
W tym momencie nie. Pracuję nad grami wideo i nie mam zamiaru sprowadzać go z powrotem. Zorotl to część mojej przeszłości, ale muszę się skupić na przyszłości oraz na tworzeniu nowych postaci. Może kiedyś zrobię grę komputerową z Zorotlem, ale na tę chwilę tego nie planuję.

Zanim Maddox został blogerem i autorem bestsellera F*ck Whales: Also Families, Poetry, Folksy Wisdom and You ( J*bać wieloryby, tudzież: rodziny, poezję, ludowe mądrości oraz ciebie), przez lata był programistą w firmie telemarketingowej. Od 1997 roku prowadzi niezależny i raczej gniewny blog http://maddox.xmission.com.

Reklama

Zacznijmy od twojej trącącej myszką strony. Dlaczego wciąż ją prowadzisz?
Maddox: Bo to początek wszystkiego, co do tej pory zrobiłem. Stanowi dla mnie pewnego rodzaju ujście emocji, moje katharsis. Do tego ludzie nadal śledzą moje wpisy – każdy z nich ma zasięg rzędu 500 tysięcy. No i co ważniejsze, wciąż dostaję mnóstwo hejtu.

Ale wiesz, że strona nie wygląda dobrze? Dlaczego nie wybierzesz sobie jakiegoś ładnego szablonu Squarespace, tak jak wszyscy inni?
Wiem, że moja witryna wygląda gównianie, ale jej jedynym zadaniem jest dostarczanie treści do czytelników. To właśnie stanowi główny cel stron internetowych. Google ma ten etos. Ja mam ten etos. Istnieją miliony witryn, które wyglądają lepiej niż moja, a mimo to nie ma na nich żadnego ruchu.


Najciekawsze historie z odmętów internetu. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Jak twoim zdaniem zmienił się internet, odkąd zacząłeś z niego korzystać?
Niestety za większość zmian odpowiadają media społecznościowe. Oznacza to, że ludzie publikują informacje na stronach, które nie przestrzegają zasady neutralności sieci, czyli na przykład na Facebooku. Jednak najgorsze w mediach społecznościowych jest to, że każdy może wyrazić swoją opinię. To jakiś koszmar. Każdy głos ma tę samą wartość, więc tępe opinie twojej ciotki są traktowane na równi z artykułami „New York Timesa”. To jak pójście do apteki, która oferuje szeroką gamę leków, ale jednocześnie trochę trucizny.

Reklama

Czy spotkałeś kiedyś któregoś ze swoich fanów lub kogoś, kto wysłał ci obraźliwe wiadomości?
Przez te wszystkie lata spotkałem wielu fanów. Część z moich przyjaźni, a nawet związków, rozpoczęła się w ten sposób. Na szczęście nigdy nie zaatakował mnie autor żadnego hejtu. Jednak pewnego razu jakaś dziewczyna przyszła spotkanie, podczas którego pospisywałem książki; czekała dwie godziny tylko po to, żeby mi powiedzieć, że mnie nienawidzi. Zapytałem ją, czy chce, żebym coś jej podpisał. Powiedziała, że nie. To była dla niej ogromna strata czasu; dla mnie tylko niewielka. To wszystko. Co ciekawe, mam zadziwiającą liczbę stalkerów.

Poczekaj, stalkerów?
Nawet nie wiem dlaczego, ale w tej chwili mam ich pięciu. Jednym z nich jest dziewczyna, która od pięciu lat wysyła mi co tydzień maila. Prawdopodobnie to też przeczyta. Nie stanowi jednak żadnego zagrożenia; po prostu ma obsesję na moim punkcie i myśli, że w moich tekstach znajdują się przeznaczone dla niej przekazy podprogowe. Gwoli jasności, tak właśnie jest [ śmieje się].

Czy kiedykolwiek usuniesz tę witrynę?
Nie, nigdy. Mam zamiar prowadzić ją tak długo, jak tylko będę mógł sobie na to pozwolić.

Nick Morrot to 40-letni ojciec, który na co dzień zajmuje się wychowywaniem swojego dziecka. Od 20 lat aktualizuje stronę z transkrypcjami odcinków Z archiwum X http://www.insidethex.co.uk/.

Dlaczego nadal prowadzisz tę starą stronę z transkrypcjami odcinków Z Archiwum X ?
Ponieważ wchodzi na nią sporo osób. Przez 20 lat moja strona zgromadziła prawie 1,5 miliona wyświetleń z każdego państwa świata (oprócz kilku z Afryki Środkowej). Do dzisiaj dostaję wiele maili od ludzi z całego globu, a opłaty za domenę są raczej niskie. Ludzie wciąż ją odwiedzają i mam wrażenie, że nie chcieliby, żeby nagle zniknęła.

Reklama

Czy uważasz, że twoja strona nadal jest przydatna?
Tak. Często dostaję wiadomości od autorów fan fiction, dla których stanowi ona źródło wielu informacji o dialogach. Ludzie z całego świata, którzy nie mają dostępu do najnowszych sezonów, mogą dzięki niej być na bieżąco.

Czy utrzymujesz kontakt ze swoimi fanami?
Tak. Ostatnio dostałem maila od kogoś z Turcji i okazało się, że korzysta z moich transkrypcji, aby tłumaczyć napisy do wersji, która potem leci w ich telewizji. Są też ludzie, którzy regularnie odwiedzają moją stronę internetową, aby nauczyć się dobrze pisać po angielsku. Czyli widać, że internauci wchodzą na nią z wielu powodów.

Czy kiedykolwiek dostałeś groźby od osób, które prowadzą podobne strony?
Tylko raz, w grudniu 1999 roku. Dostałem maila, który był zaadresowany do Tiny Dancera, czyli osoby prowadzącej podobną stronę o Z Archiwum X (tyle że w Toronto). Został wysłany z firmy prawniczej z Beverly Hills w związku z „niezgodnym z prawem wykorzystaniem własności 20th Century Fox”. Ja byłem jedną z osób, której również przesłano tę wiadomość. Poprosili mnie, abym usunął wszystkie klipy dźwiękowe, filmy i transkrypcje odcinków Z Archiwum X, oraz żebym publicznie pochwalił książkę o serialu, którą wydał Fox. Odpowiedziałem: „Nie mam nic wspólnego z witryną, o której piszecie”. Nigdy więcej się nie odezwali.

Kiedy zakończysz pracę nad stroną?
Sądzę, że gdy znajdą się na niej transkrypcje wszystkich odcinków. Kiedy to się stanie, z radością będę ją dalej utrzymywał jako pewnego rodzaju świadectwo programu. Jeżeli miałbym tylko jedno czy dwa wejścia tygodniowo, może uznałbym inaczej i byłbym bardziej skłonny, żeby z tego zrezygnować. Jednak obecnie mam ponad 10 tysięcy odsłon miesięcznie, więc nie zamierzam jej porzucać.

Reklama

Więcej na VICE: