FYI.

This story is over 5 years old.

Internet

Tiger obraża Powstanie Warszawskie, bo chce wcisnąć milenialsom swojego energetyka

Środkowy palec opakowany we wstążkę, do tego podpisy: „1 sierpnia DZIEŃ PAMIĘCI" i „Chrzanić to, co było. Ważne to, co będzie!". Drodzy autorzy tej reklamy: wasz YOLO-marketing to syf
Screen z Insagramowej strony Tigera

Siema, mordo. Mega opcja, że obczajasz ten wyjebisty tekścior… A przynajmniej tak bym go zaczął, gdybym był pracownikiem jakiejś wyluzowanej agencji reklamowej, która dostała za zadanie sprzedaż napoju energetycznego grupie tzw. milenialsów, czyli mnie i tobie, i ludziom parę lat starszym i młodszym ode mnie. Pracownicy pewnej agencji dostali podobne zadanie i wtedy ktoś pomyślał: „Hej, to może beka z Powstania Warszawskiego"?

Reklama

Wiedzieli dobrze, jak dotrzeć do milenialsów, bo pojawiło się na ten temat co najmniej kilka artykułów na gazeta.pl (zakładam, że ten portal czytają ludzie w agencjach reklamowych). Wiedzieli, że trzeba być trochę niepokornym. Ktoś z kreatywnej drużyny był ostatnio na koncercie PRO8L3M-u, więc znał ten język bardzo dobrze. Ktoś inny miał też w pamięci wiralowy film z wodą Vytautas, dzięki któremu pamiętał, że wszystko powinno być trochę nie na serio, ironicznie, internetowo i młodzieżowo – żeby wzbudzać emocje. Żeby było „Yolo". Tak pewnie zapadła decyzja: „robimy to".

Poproszono więc siedzącego obok grafika, żeby zrobił grafikę z gestem fakulca opakowanego we wstążkę i oprawił to napisami „1 sierpnia DZIEŃ PAMIĘCI" i „Chrzanić to, co było. Ważne to, co będzie!". Już po chwili zdjęcie leciało na Instagrama marki, oparzone hasztagiem #ROZPIERDOLOL. Lajki poleciały.

Nie jestem jednych z tych typów, którzy zioną świętym oburzeniem, bo ktoś zrobił coś w kontrze do mainstreamowego myślenia (hej, pracuję dla VICE i mam na swoim koncie tekst o wielkich kebabach). Nie będę się zżymał, że w ten sposób mówi się o setkach tysięcy ofiar Powstania, bo to zrobili już inni. Sam jestem członkiem co najmniej trzech grup na Facebooku, gdzie robi się bekę z paru innych świętości. Jednak bezinteresowna obrazoburczość jest jednym ze wspaniałych przymiotów internetu, tego Dzikiego Zachodu ludzkiej ekspresji. Syf zaczyna się w momencie, kiedy ta bezinteresowność ustępuje miejsca politycznym albo marketingowym celom. Ktoś pomyślał sobie, że dzięki tej grafice sprzeda więcej puszek lepkiego, gazowanego napoju z kofeiną i tauryną „zajebistej" grupie docelowej.

Po tym, jak sprawa została podchwycona przez internautów i media, firma oczywiście podkuliła ogon, zdjęła reklamę i wystosowała przeprosiny. To dosyć standardowa taktyka internetowego marketingu, widoczna choćby w sposobach, w jaki promują się gwiazdy tzw. alt-prawicy (pamiętacie dwóch dziennikarzy TVP Info, którzy pozowali z fakami podczas demonstracji w obronie sądów?) – zobaczmy, jak daleko możemy się posunąć, a jeśli wyjdzie chryja to obrócimy wszystko w żart albo może nawet przeprosimy; a jak nie wyjdzie, to dobra nasza!

Drodzy autorzy „zajebistej" reklamy, mam do was jedną wiadomość, posłuchajcie dobrze: wasz YOLO-marketing to syf.