FYI.

This story is over 5 years old.

Życie jest eXtra

Dziewczyny, bądźcie artystkami

Kiedyś aktorki grzebano poza cmentarzami, a panny - chętne do występów estradowych - ojcowie wyrzucali z domów. Dziś sytuacja jest lepsza. Nigdy nie było łatwiej

Kiedyś aktorki grzebano poza cmentarzami, malarstwo trzeba było uprawiać po kryjomu, a panny - chętne do występów estradowych - ojcowie wyrzucali z domów. Dziś sytuacja jest tylko trochę lepsza. Nigdy jednak nie było łatwiej. Uwaga, uwaga - to nie jest proste - ale można żyć z uprawiania sztuki. Jeśli macie talent, namawiam Was z całego serca, dziewczęta i chłopcy - nie idźcie do korporacji, bądźcie artystami.

Reklama

W moim domu presji nie było. Sam naoglądałem się filmów o przystojnych prawnikach i bardzo chciałem zostać członkiem palestry. Chociaż sorry: mama, tata, ciocia, wujek, brat - wszyscy skończyli prawo, więc być może wybór ścieżki kariery dokonał się podświadomie. Fantazjowałem o swoich przemowach przed ławą przysięgłych, wielkiej pensji, władzy nad ludzkim losem, skutecznych pojedynkach i umiejętnych manipulacjach. Wszystko oczywiście w świetnie skrojonym garniturze, włosach zaczesanych do tyłu, w towarzystwie pięknej partnerki. Niestety rzeczywistość jest inna. Papierki, terminy, bieganie między urzędami i sądami, użeranie się z klientami, a przede wszystkim sama materia legislacyjna. Labirynt przepisów służący samym sobie. Skomplikowany do granic, by do jego obsługi potrzebnych było jak najwięcej serwisantów. Szybko się zorientowałem jak jest.

Niestety, młody i głupi byłem, jaj ani czasu nie miałem, by zatrzymać się i zauważyć marnację swego czasu, młodźeńczych mych lat. Choć obecnie wydaje się to nieprawdopodobne, skończyłem prawo. Pięć lat. Jezumaryja. Nie obroniłem tylko magisterki, 90 stron pacyfistycznej, antyamerykańskiej rozprawy spłonęło wraz z moim dyskiem, zaraz po wylądowaniu w Los Angeles. Przypadek? Nie sądzę. Kiedy zadzwoniłem do mojej promotorki, wspaniałej profesor Marii Szyszkowskiej, powiedziała tylko: "Panie Bartku, panu chyba nie jest potrzebna ta magisterka". Racja. Tytuł magistra stracił swoją renomę. Podobno są jakieś momenty, kiedy papierek się przydaje, ale ja takich nie doświadczyłem. Ba, można sobie nawet nieprzemyślanym dyplomem zaszkodzić. Tylko pierwszy jest bezpłatny.

Reklama

Przez pięć lat uczyłem się na pamięć kodeksów i spędzałem czas z bardzo nudnymi wykładowcami. Policzyłem. Tylko czterech z kilkudziesięciu pracowników naukowych dawało radę. Reszta przychodziła odbębnić "godzinki", zarobić dodatkowe parę groszy i wpisać Uniwersytet Warszawski do CV. Z resztą, czego można nauczyć mając w grupie ponad dwadzieścia osób, a na roku kilka setek. Na pewno nie myślenia. Tego tam nikt nie wymaga. Trzeba pokornie przedstawić zapamiętane regułki. Szkoła odtwórców, zdehumanizowanych robocików do pamiętania przepisów. Przez pięć lat poznałem na UW setki osób. Raptem kilka prezentowało autentyczną pasję. Erudytów na roku miałem dwóch. Prawie nikt nie chodził do teatru ni na dyskoteki. Większość ubrana w źle skrojone garniturki, z teczką w dłoni, czekała gotowa przyjąć w każdej chwili pracę w kancelarii. Byliście kiedyś na imprezie prawników? Na imprezach studentów prawa jest jeszcze gorzej. To nie wina ludzi. System jest zły. Format uniwersytetu się wyczerpał.

Cała klasa średnia marzy o tytułach magisterskich dla swoich dzieci. Większość rodziców nie interesuje się faktycznym WYKSZTAŁCENIEM swoich potomków, chcą magistrów. Zamiast wybadać zainteresowania, talenty i możliwości latorośli, rodzice odpalają swoje fantazję. "Zobacz Krystyna, magistrów urodziłam. Jestem mądra, wykształcona. Andrzej też. Nie miałam wyjścia, musiałam magistrów urodzić." Prawników, zarządzaczy, ekonomistów, psychologów czy kogo-tam-jeszcze. Ilu z nich zostanie w zawodzie? Nie ważne. To będzie ich problem. Państwo daje im wykształcenie, rodzice spełniają ambicje i mają co opowiadać na prywatkach, a Ty zostaniesz sama z nikomu niepotrzebnym tytułem w dyscyplinie, którą przez kilka lat studiów zbrzydzą Ci do cna.

Reklama

Może lepiej w ogóle nie iść na studia? Zostać wspaniałym kucharzem, stolarzem, producentem rowerów - dla odmiany z pasji. Lepiej wybrać się w podróż dookoła świata, poszukać mistrza w naprawdę ukochanej dziedzinie i od niego nauczyć się FACHU. Umiejętności pozwalających realnie coś stworzyć. To jest wartość! Wyobraźcie sobie, że świat jaki znamy pęknie. System ekonomiczny załamie się, nowa władza przyjdzie i powie: "Ej, wy co tak od lat spekulujecie (ekonomiści), utrudniacie (prawnicy), pierdolicie (dziennikarze), co wy umiecie ROBIĆ? Nic? No właśnie." Ludzie, którzy coś potrafią, przetrwają w każdych warunkach. A Ty coś umiesz? Wiesz jak naprawić dach, albo zbudować szałas? Europejski system uniwersytecki powstał ponad dziewięćset lat temu i już nie daje rady. Władze wymyślają jakieś triki przedłużające jego agonię. Wprowadzają program wycieczek zagranicznych z Biura Podróży Erazmus, by zachęcić do przedłużenia edukacji o kolejne pięć lat. Chodzi przecież o to, byśmy za szybko nie wchodzili na rynek pracy. Bezrobocie wśród osób poniżej 35 roku życia byłoby jeszcze większe. Najpierw trzymają nas przykutych do szkolnych ławek w nic nie wnoszącym liceum "ogólnie-niekształcącym". Następnie zapraszają na poziom wyższy, gdzie na wykładach w jednej sali podsypia kilkaset osób. Wykładowcy za mało zarabiają, by się tym szczerze zajmować. Programy pisane są na kolanie przez teoretyków, którzy praktykę znają - tak jak my - z filmów. Póki co, mamy to za darmo, ale czy to jest powód by marnować najpiękniejsze lata życia?

Reklama

Wiecie jakich pracowników szukają amerykańskie korporacje? Z oczywistych względów nie są zainteresowane najgorszymi studentami. O dziwo nie potrzebują też jednostek wybitnych. Wybierają średniaków, tych którzy umieli się podporządkować i zdawać bezsensowne egzaminy na czwórki. W terminie, bez poprawek, bez zbędnych pytań realizowali zadania, jakie postawił przed nimi system. To są trybiki pasujące do "kopromaszyny". Jeśli wybieracie się na studia humanistyczne, albo właśnie studiujecie socjologię na drugim roku, macie jeszcze czas, by się zastanowić. Jeśli to nie jest Wasza bajka - uciekajcie! Na studia artystyczne, warsztatowe, w czeladnictwo lub wymarzoną podróż. Poza kilkoma wyjątkami, największą wartością studiowania są zniżki na PKP. Nikt w Was nie będzie instalował erudycji, nie będzie Was zapładniał intelektualnie. Chyba, że sami wydrzecie sobie WARTOŚĆ. Inaczej zostaniecie pozbawieni osobowości i złudzeń. Nauczą Was gry zgodnej z ich zasadami. Potem, po żenującym procesie rekrutacji, dostaniecie pracę w Coca Coli, albo jakiejś dużej agencji reklamowej, gdzie swój indywidualizm zaprezentujecie nie wymiotując na imprezie integracyjnej nad Zegrzem. Będziecie mieli zaszczyt wykonywać niewolniczą pracę od 9 do 19, spędzając swoje najbardziej produktywne lata w światłach jarzeniówek.

Jeśli jesteście jeszcze przed podjęciem decyzji dotyczącej wyższej edukacji, albo możecie zwiać z kierunku studiów, który wydaje Wam się bezsensowny, wybierzcie się na długi samotny spacer do lasu. Pomyślcie. Poczujcie. Posłuchajcie serca. Nikt za Was tego nie zrobi. To Wy będziecie w kieracie PRZEZ LATA. Im dalej, tym trudniej będzie się uwolnić. Inwestycje rodziców, płacących za Wasze studia i utrzymanie, potem Wasze kredyty, wyrzeczenia i czas spędzony, by znaleźć sie tam gdzie wcale nie chcecie być - to więzienie. Weźcie odpowiedzialność za swoje wybory. Nie dajcie sobie wkręcić medycyny, jeśli boicie się krwi. Zastanówcie się, co tak naprawdę kochacie robić. Jeśli nie znacie jeszcze odpowiedzi na to pytanie, to nic złego. Uciułajcie na bilet, pakujcie się i jedźcie gdzie Was serce wzywa. Podróże najczęściej są bardzo inspirujące. Jeśli macie talent, sprawdźcie go w realnym działaniu. Malujcie, rysujcie, róbcie filmy, grajcie muzę, piszcie wiersze, projektujcie wynalazki, konstruujcie meble. Nie jutro, nie za rok. Teraz! Kiedy jesteście najbardziej chłonni i produktywni, gdy macie najwięcej energi. To daje realną satysfakcję i można z tego żyć. Nie ma się co oszukiwać, cięzko wycisnąć z tego kokosy, ale można pozostać sobą, decydować o swoim czasie, nie oddawać serca i głowy chciwym idiotom. Owszem, w oczekiwaniu na przelew, prosząc się o grant, będąc na niewielkim etacie w wydawnictwie, fundacji czy teatrze, ale jednak z podniesionym czołem. Nasze talenty, to dary, których nie wolno nam zmarnować. Trzeba świadomie szukać drogi, która sprawi nam najwięcej frajdy. Łapcie falę i płyńcie, póki wieje pomyślny wiatr. Do dzieła!

Reklama

Bartek Żurowski

follow me: https://www.facebook.com/bartek.zurowski

ZERŻNIJ MNIE

NA ŚMIERĆ I ŻYCIE (BOGÓW MOICH BOGÓW)

OD HIPSTERSTWA DO KULTURY