FYI.

This story is over 5 years old.

Zawody polskie

Moja praca w polskim studio sex kamerek

Uzależniałam mężczyzn od siebie, mojego ciała, śmiechu, od rozmowy ze mną. Na początku robiłam to celowo, a potem było mi ich szkoda​

Źródło: Flickr/Jane Paludanus

Elegancki płaszcz i makijaż z delikatnie pomalowanymi ustami. Karolina to moja stara znajoma. Ukończyła studia i ma stałą, dobrze płatną pracę w dużej firmie. Jednak kiedy uznała, że jej życie robi się dość monotonne, postanowiła spróbować czegoś nowego.

VICE: Jak to się zaczęło?
Karolina: Chciałam znaleźć dodatkową pracę, coś co mi dostarczy emocji. Wysłałam parę CV. Oddzwonili szybko. Telefon był od młodej dziewczyny. Zapraszała mnie na rozmowę „rekrutacyjną". W ogłoszeniu było napisane, że poszukują wideo modelki. Poczułam przyjemne uczucie, to było coś w stylu „nadaję się!".

Reklama

Postanowiłam, że wybiorę się na tę rozmowę. Dotarłam do biura, które mieściło się w mieszkaniu na pierwszym piętrze w starej kamienicy. Weszłam do środka, panowała w nim przejmująca cisza. Do swojego gabinetu zaprosiła mnie kobieta, około 30-stki. W pokoju nie było nic prócz biurka i komputera… Zaczęłam się zastanawiać, co jest nie tak.

Rozmowa z przyszłą szefowa okazała bardzo interesująca ze względów finansowych. Krótko mówiąc, zarobki opiewały na sumę wiele większą, niż średnia krajowa. Miałam zacząć następnego dnia, tylko że po spotkaniu nie mogłam wywnioskować, na czym dokładnie będzie polegała moja praca. Usłyszałam tylko słowa klucze powtarzane w kółko: dobra zabawa, komputer, rozmowy prowadzone z obcokrajowcami, szybka i duża kasa.

Zgodziłaś się, nie pytając o więcej szczegółów?
Stwierdziłam, że muszę to przemyśleć, bo przemknęło mi przez myśl, że może być to praca na tle erotycznym – ale przecież wszystko kręci się teraz wokół kasy lub seksu. Tak jak śpiewała Marylka Rodowicz: „a seks plus pełna kasa, to wtedy sukces jest". Poza tym dopiero następnego dnia miałam podpisać papiery. Więc się zgodziłam na pierwszy dzień i w końcu zostałam na dłużej…

Źródło: Flickr/DAVID BURILLO

Jak wyglądał twój debiut? Od razu zorientowałaś się, o co tak naprawdę chodzi?
Pierwszego dnia dostałam swoje miejsce pracy, czyli kawałek przestrzeni, komputer z kamerką, internetowy pokój i nową osobowość. Widząc inne, dłużej pracujące tam dziewczyny, szybko się zorientowałam, że nie chodzi tu jedynie o zwykle rozmowy.

Reklama

Prosta piłka: biznes polegał na rozbieraniu się do kamery dla ludzi, którzy za to płacili. Seks, damskie nagie ciało i wulgarne zachowania były tematem przewodnim.

Łatwo ci przyszło rozbieranie się do kamery? Czy na początku miałaś z tym problem?
Wszystkie dziewczyny w pierwszym dniu ani myślą o rozbieraniu się. Raczej wyśmiewają te, które zdejmują ciuchy na zawołanie. Na początku sądziłam, że jestem lepsza od innych i nie będę się aż tak odsłaniać. W rzeczywistości nie minął tydzień, a każda z nas robiła to samo. Oczywiście to była pewnego rodzaju generalizacja, bo nie wszystkie siedzą bez majtek, ale większość tak.

Dlaczego zdecydowałaś się na dalszą współpracę? Rozumiem, że ci się to spodobało?
Nie zrezygnowałam po pierwszym dniu, ponieważ weszły w grę ambicję i ciekawość. Jestem typem osoby, która się nie poddaje, a porażki i trudności są mobilizujące. Chociaż pierwszy dzień był dla mnie dniem krytycznym, ale to przez duży natłok informacji i nowych „5-minutowych znajomych".

Pomimo tego, że czasem włączały mi się jakieś prawdziwe emocje, to zawsze były to dla mnie kontakty tylko i wyłącznie „służbowe".

Czy mi się to spodobało? (śmiech) Chyba tak! Na maksa mnie zaintrygowało. Chyba czegoś takiego podświadomie szukałam. Chciałam wrażeń, to je dostałam, więc czemu nie spróbować tak dla zabawy?

„5-minutowi znajomi" – możesz to rozwinąć?
Jasne! Każdy dzień zaczynałam logowaniem się do swojego internetowego świata, czyli na swoje konto. Po bardzo krótkim czasie do mojego internetowego pokoju logowali się mężczyźni, cały czas widziałam ich ilość. Czym więcej się uśmiechałam i lepiej wyglądałam, tym było ich więcej. Z każdą sekundą ich przybywało, dosłownie po pięciu minutach obserwowało mnie koło 50 facetów. A po około godzinie siedzenia przed kamerką i uśmiechania się było ich nawet 300. Na moim profilu wrzucali zachęcające komentarze i posty pokroju „show your nipples" (pokaż sutki). Dodatkowo mężczyźni, którzy mieli doładowane konta, mogli zaprosić mnie na prywatną rozmowę, na której ja zarabiałam już realne pieniądze. I właśnie tych wszystkich kolesi nazywałam „5-minutowymi znajomymi".

Reklama

Miałaś stałych klientów, którzy wydawali na rozmowy z tobą fortunę?
Naturalnie, że miałam. Uzależniałam ich od siebie, mojego ciała, śmiechu, od rozmowy ze mną. Na początku robiłam to celowo, a potem było mi ich szkoda. Jednak pomimo tego, że czasem włączały mi się jakieś prawdziwe emocje, to zawsze były to dla mnie kontakty tylko i wyłącznie „służbowe".

Źródło: Flickr/Toni

Jakiego pokroju ludzie do ciebie dzwonili?
Mężczyźni w różnym wieku, od 17 do 70 lat. Dzwonili z wielu powodów. Jedni z powodu przerwy w pracy, drudzy z samotności. Byli również i dziadkowie! Znudzeni panowie po sześćdziesiątce potrzebujący "bliskości", czyli widoku młodego damskiego ciała. Nigdy tego nie ukrywali, na tym właśnie polega Internet!

Czym różni się prostytucja od porno? Przeczytaj.

Pisali dosłownie to, na co mieli ochotę – nigdy się nie obawiali tego, co sobie o nich pomyśle. Wiedzieli, że jestem prawdziwa, więc skoro mieli ochotę zobaczyć cipkę, pisali „show your pussy". Bez owijania w bawełnę. Było widać, że są to faceci bogaci, ustawieni, aż czasami zastanawiałam się, czemu korzystają z takich portali. Spokojnie mogliby sobie znaleźć jakąś łatwą dziewczynę w realnym świecie.

Zdarzało się, że rozmówczynią po drugiej stornie była kobieta?
Z założenia kobiety nie wchodzą na takie portale, tylko w nich pracują, ale faktycznie, zdarzało się, że dzwoniły kobiety. Chciały popatrzeć na to co wszyscy, nacieszyć się widokiem młodego ciała. Nie różniły się dużo od facetów.

Reklama

Widziałaś rozmówcę i to, co robi przed kamerą?
To zależało od tej osoby. Widziałam w momencie, gdy ona tego chciała i zapłaciła za to dodatkowe pieniądze. Często widziałam owłosione brzuchy, stojące lub zwisające penisy, małe lub duże, a czasami zdarzały się też średnie (śmiech). Zresztą oni się nie wstydzili pokazywać, wręcz prosili mnie, żebym chciała zobaczyć. Błagali swoim kiepskim angielskim o to, abym robiła sobie dobrze patrząc na ich fiuta.

Nie zbierało ci się na wymioty, gdy widziałaś napalonych, starych gości?
Raz zdarzyła mi się taka sytuacja. Gdy siedziałam zmęczona po dwóch godzinach pracy. Wypiłam kawę i zjadłam słodką bułkę. Rozpoczęłam kolejną rozmowę. Otworzyłam okienko, a tutaj wielki brzuch z niewyobrażalną nadwagą! Facet ważył koło 150 kg, nie żartuje! Od razu zakryłam buzie ręką, bo myślałam, że się porzygam. Pokazał mi swój brzuch, potem penisa. Myślałam, że nie wytrzymam i zaraz zwrócę mój ostatni posiłek! On zauważył moją reakcje, jego mina mnie tak rozbawiła, że wybuchnęłam śmiechem. Koleś od razu zakończył rozmowę, nawet się nie żegnając.

Powiedzmy sobie szczere, taki rodzaj pracy nie jest do zaakceptowania.

A jak wyglądały zarobki? Czy cena jaką płacili klienci, była uzależniona od tego, jak dużo odkryje dziewczyna?
Za parę wieczorów miałam od 500 do 1500 zł. Tak naprawdę wszystko zależało ode mnie. Byłam panią własnego losu, stawki ustalałam sama. Na tym właśnie polegał biznes. Ceny za minutę połączenia mogłam mieć z kosmosu, a i tak znaleźli się naiwniacy, którzy je płacili.

Reklama

Jak to wyglądało, każda z dziewczyn miała osobny pokój?
W biurze miałyśmy wszystkie wspólny pokój. Bardzo szybko zakolegowałam się z pracującymi tam już dziewczynami. Jakieś kawki, papierosy, obiadki. Byłyśmy jak BFF z liceum, które znają się od lat. Niestety, co jakiś czas zdarzały się zmiany składu i nie zawsze było tak fajnie i beztrosko.

Źródło: Flickr/Toni

Nie było między wami jakieś rywalizacji?
Nieee, no coś ty! Ta praca miała formę rozrywki i zabawy. Wiesz, wspólne tańce, pogaduszki. Nie było żadnej rywalizacji. Jak w jednym pokoju siedziały dziewczyny o podobnych charakterach, włączałyśmy muzykę i się śmiałyśmy, a nasze zarobki automatycznie bardzo się powiększały. Rozmówcy przez kamery widzieli nas naturalne i szczęśliwe. Czasami z napływu radości tańczyliśmy we dwie przed kamerką, takie „lesbijskie tance", a one były bardzo w cenie. Także raczej sobie pomagałyśmy i współpracowałyśmy.

Zawsze byłaś trzeźwa w momencie rozmów?
Tak, kawa i fajki wystarczyły.

Nie bałaś się, że ktoś z twojego otoczenia się dowie?
Oczywiście, że się bałam. To jest właśnie powód, przez który zakończyłam tę pracę – lęk towarzyszył mi codziennie. Strach przed tym, że ktoś z bliskich się dowie co robię. Powiedzmy sobie szczere, taki rodzaj pracy nie jest do zaakceptowania.

Prostytucja w Mombasie to rodzinny biznes.

Jakich dziewczyn poszukuje się w takiej agencji?
Z dystansem do siebie i otoczenia. Muszą umieć zostawić w pracy swoje zachowania, to co usłyszały i zobaczyły. Nie mogły tego zabierać do domu, ani o tym myśleć – bo wtedy wjazd na banie gwarantowany. Nie wszystkie dziewczyny były tzw. „chodzącymi petardami". Niektóre miały kiepski makijaż czy brzydkie ubrania. Jednak najważniejsze było to, że i tak się rozbiorą z uśmiechem na twarzy.

Polecasz taką pracę innym dziewczynom?
Tak, jasne, świat należy do odważnych. Wychodzę z założenia, że wszystkiego trzeba spróbować. Oczywiście to dobre na miesiąc, może dwa, nie dłużej. Mogę nawet stwierdzić, że odkryłam tam nieznaną wcześniej część siebie. Zauważasz do czego możesz się posunąć, poznajesz swoje granice. Przy okazji nauczyłam się też wiele o facetach. Dostrzegasz też, że jeśli koleś chce cię zobaczyć w całości, jest w stanie bardzo dużo zapłacić, jak i wiele napisać pochlebnych rzeczy, ale w momencie, gdy zostanie już zaspokojony, bardzo szybko traci zainteresowanie twoją osobą…