Czego się dowiedziałem, gdy zjadłem trzydaniowy obiad z kociej karmy
Fot. Amanda Hjerno

FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

Czego się dowiedziałem, gdy zjadłem trzydaniowy obiad z kociej karmy

Nie udawaj, że sam nigdy się nie zastanawiałeś, jak smakuje jedzenie twojego kota

Artykuł pierwotnie ukazał się na MUNCHIES Denmark

Mam kotkę o imieniu Kaszmirka. Jest mięciutka, urocza i uwielbia tuńczyka. Za każdym razem, gdy daję jej coś z rybą, zaczyna wariować ze szczęścia. Najbardziej lubi ryby, które kupuje jej w małych, złotych puszeczkach.

Nie mogę zliczyć, ile razy się zastanawiałem: „Kurczę, ciekawe, czy mi to też posmakuje”. Też o tym myślałeś. Nie kłam, wiem, że tak było.

Reklama

Chociaż zżera mnie ciekawość, mocno wierzę w to, że nie bez powodu mamy jedzenie dla kotów i jedzenie dla ludzi. Nigdy nie zmusiłbym mojej kotki do podobnych restrykcji dietetycznych, jakie narzucają na siebie miliony ludzi na świecie – niezależnie, czy mówimy o jedzeniu surowych potraw, czy o weganizmie.

Ale nie mogę przestać się zastanawiać, czy mógłbym zjeść karmę dla kotów. Nigdy się na to nie zdecydowałem, bo za każdym razem, gdy już byłem gotowy to zrobić, znajdowałem jakiś powód, żeby się z tego wycofać: przed chwilą zjadłem kanapkę, właśnie ugotowałem sobie obiad albo w sumie doszedłem do wniosku, że to karma dla kotów i wcale nie mam na nią ochoty.

Autor artykułu próbuje karmę swojego kota

Nie istnieje jednak szlachetniejszy cel, niż krzewienie wiedzy, więc postanowiłem odpowiedzieć na pytanie, które od zarania dziejów zadawali sobie właściciele kotów: czy ludzie mogą jeść karmę przeznaczoną dla ich zwierząt?

Przed rozpoczęciem mojego eksperymentu, przeczesałem sieć w poszukiwaniu informacji i szybko się dowiedziałem, że jedzenie karmy dla kotów prawie na pewno nie jest szkodliwe, a przynajmniej nie od razu (czego nie można powiedzieć o wielu innych rzeczach, które trafiają do mojego organizmu). To dobry początek. Karma dla kotów zawiera wszystko, czego potrzebuje organizm do przeżycia (jasne, organizm kota, ale przecież i Kaszmirka i ja jesteśmy ssakami).


OBEJRZYJ: Nielegalne wielkie koty z Instagrama


Poszedłem do sklepu spożywczego „dla zamożnych” i kupiłem najlepsze smakołyki z możliwych. Czeka nas trzydaniowy obiad (tuńczyk, łosoś i cielęcina) i paczka fantazyjnych chrupek – takich, które dajesz kotu, jeśli chcesz go szczególnie rozpieścić.

Reklama

Zaczynamy od łososia, ponieważ to ulubiona potrawa Kaszmirki. Zawsze łapczywie ją pochłania i dzisiaj jest tak samo. Gdy tylko otwieram puszkę, zaczyna miauczeć, żebym przestał się ociągać. Zapach jest przyjemny i niezbyt rybny. Aby doświadczenie było jak najbardziej autentycznie, siadam obok niej na podłodze – każde z nas ma własną puszką, aby uniknąć konfliktów terytorialnych.

Kaszmirka, kotka autora

Kaszmirka natychmiast zabiera się do jedzenia, podczas gdy ja z oporami chwytam za łyżeczkę. Karma konsystencją przypomina pasztet i podobnie pachnie. Kiedy wkładam ją do ust, przez chwilę mam wrażenie, że tak też smakuje. Jednak po kilku sekundach zaczynam czuć główny składnik i przejmuje mnie obrzydzenie. Pasta rybio-wątrobiana pozostawia wiele do życzenia.

Czas na kolejne danie – cielęcinę. Jest bardziej mokra, a kawałki mięsa pływają w czymś, co przypomina gęsty sos. Spodziewam się jakichś nowych doznań, ale ku mojemu zdziwieniu potrawka smakuje praktycznie tak samo, jak danie z łososia. To trochę niepokojące. Chociaż smak nie jest szczególnie odpychający, zaczynam czuć lekki niepokój, że cielęcina i łosoś smakują tak samo. Z czego do cholery oni to robią?


Robimy rzeczy, żebyś ty nie musiał. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Prawda jest taka, że większość karm dla kotów (i dla psów) składa się z dokładnie tych samych składników, ponieważ dzięki temu nasze zwierzaki mają zbilansowaną, zdrową dietę. Co ciekawe, są to resztki, które pozostają po produkcji ludzkiego jedzenia. „Wszystkie karmy dla zwierząt domowych są wytwarzane z produktów ubocznych powstałych podczas produkcji ludzkiego jedzenia” – wyjaśniła Marion Nestle, profesor żywienia, w artykule „New York Timesa” na ten temat.

Reklama

Ostatnią karmą, którą dzisiaj próbujemy, jest tuńczyk. Wygląda znacznie bardziej apetycznie niż pozostałe dania. Poza żelową substancją, w której tkwi (pływa?) mięso, w pełni przypomina tuńczyka dla ludzi i, ku mojemu zachwytowi, smakuje dokładnie tak samo. Co więcej, ta galaretka sprawia, że jest wręcz smaczniejszy od tego, co jedzą ludzie. Pocieram moje wyimaginowane wąsy i próbuję zamruczeć. Bycie kotem jest wspaniałe.

„Twój kot kupowałby Whiskas” – usłyszałem kiedyś w telewizji, ale najwyraźniej nie dotyczy to mojej kotki. Na deser wyciągam jeden z chrupków „Whiskas Temptations”, które są chyba najdroższym produktem tej marki, i rzucam go w kierunku Kaszmirki. Radośnie za nią biegnie, myśląc, że nadszedł czas zabawy, ale po szybkim obwąchaniu smakołyka rzuca mi spojrzenie w stylu „chyba robisz sobie jaja”.

Pochyla się nad nim ponownie, wącha i odchodzi, pozostawiając chrupka na podłodze. Wiem, że to nie kwestia tego, że się jest pełna – dawałem jej bardzo małe porcje wszystkich dań, żeby za szybko się nie najadła. Jej zmysł węchu jest 14 razy lepszy od mojego, więc może wyczuwa coś, czego ja nie jestem stanie wyniuchać.

Niewiedza jest błogosławieństwem, więc sięgam po kolejny przysmak. Muszę się dowiedzieć, czy Kaszmirka miała powód, żeby tak okrutnie go zlekceważyć. O dziwo, jestem mile zaskoczony – chrupki przypominają chipsy z serem (tyle że z dość nieprzyjemnym, mięsistym posmakiem). Nie nazwałbym ich smacznymi, ale w chwili strasznego głodu pewnie bym nimi nie pogardził. Może powinienem je podać, kiedy następnym razem przyjdą do mnie kumple. Na gastro ludzie zjedzą wszystko.

Reklama

Po kolacji Kaszmirka siada na jednym z moich winyli – zero szacunku, naprawdę – i zaczyna drzemać. Wygląda na szczęśliwą i zadowoloną.

Tysiące razy nuciłem „Everybody wants to be a cat”, ponieważ życie kotów wydaje się nieustanną idyllą. Nie przestrzegają żadnych zasad, robią, co im się żywnie podoba, ludzie drapią je po brzuszkach (oczywiście o ile na to pozwolą), śpią 16 godzin dziennie i są bardziej eleganckie, niż większość z nas. Ale mimo to nie zazdroszczę im jedzenia. Poza tuńczykiem wszystko smakowało podejrzanie podobnie. Spodziewałem się francuskiego pasztetu, a dostałem jakieś nijakie „mięso”, które trudno nazwać cielęciną czy łososiem.

Wypiję jeszcze trochę mleka za spodka, załatwię się do kuwety i czas na 12-godzinną drzemkę.


Więcej na VICE: