FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Polski przystanek Alaska

Piotrek po prostu chciał zarobić kasę na podróż do Stanów, więc wziął udział w studenckim programie i zatrudnił się w fabryce przetwórstwa rybnego na Alasce. Do jego zadań należało m.in. przeganiane niedźwiedzi grizzly, zwabionych zapachem łososia

Wszystkie zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Piotra

Alaska, fabryka przetwórstwa rybnego. Piotrek to 22-letni student z Polski. Ma dziś nocny patrol. Jego zadaniem jest sprawdzanie, czy nikt pijany nie wyrządza szkód lub nie wspina się na kilkunastometrowe zbiorniki z wodą. Opcjonalnie będzie musiał przegonić jakiegoś głodnego niedźwiedzia grizzly zbawionego zapachem łososia. Nagle, spomiędzy baraków nerwowo podnosi się Frank, ma grubo ponad pięćdziesiątkę i wali od niego whiskey na kilometr. Kiedy Piotr go uspokaja, że nie jestem kierownikiem, tylko pracownikiem sezonowym z Polski, który patroluje teren, Frank spogląda na Piotra podkrążonymi oczami i odpowiada „Sezonowym? Twoje życie jest teraz warte więcej, niż moje było kiedykolwiek". Piotr bierze Franka pod pachę i pomaga mu dowlec się do jego baraku.

Reklama

Podróż na Alaskę to jeden z największych podróżniczych komunałów, jaki można sobie wyobrazić, zaraz po „chciałbym okrążyć świat" i „przepłynąć Amazonkę". Chyba wszyscy, którzy widzieli Into the Wild, marzą o wielkiej wyprawie, zarówno w głąb alaskańskiej głuszy, jak i w siebie samego.

Piotrek wziął udział w studenckim programie Work and Travel i przepracował na Alasce ponad dwa miesiące. Zarobione pieniądze przeznaczył później na wymarzoną wyprawę po USA. Czym dla Piotrka była praca na Alasce? To przede wszystkim nieludzki wysiłek fizyczny. Jednak, jak mi powiedział, Alaska to nie tylko jeden z ostatnich bastionów przyrody, to również miejsce dla najróżniejszej maści przegrywów i życiowych uciekinierów.

To miejsce, gdzie możesz zatrudnić się przy oprawianiu ryb lub jako drwal, mechanik czy rybak i w ciszy ciułać dolary na przetrwanie. Najbardziej jednak kusi fakt, że nikt się tutaj o ciebie nie upomni, jak i również nikt nie będzie zadawał zbyt wielu zbędnych pytań.

„Frank, któremu pomogłem dojść, do baraku, był krupierem w Las Vegas. Kompletnie wsiąknął w tamtejszy klimat i używał wszelkich uciech, jakie oferuje stolica hazardu. Potem narobił sobie długów. Na Alaskę przyjechał zacząć wszystko od nowa, próbując swoich sił, jako mechanik. Po pracy nikt go tu nie kontroluje i chyba nie miał się dla kogo starać, więc ciągle widziałem go nawalonego. Szkoda, bo to był naprawdę przemiły gość" – powiedział mi Piotrek.

Reklama

Z opowieści Piotra wynika, że Alaska to dwa równoległe światy. Dla młodych Europejczyków i Amerykanów to wielka wyśniona przygoda, gdzie ciężka praca w fabryce staje się środkiem do polizania prawdziwego życia, by później móc w pełni cieszyć się urokami istnienia.

Z drugiej strony, to przystanek w ucieczce przed życiowymi błędami. „Na Alasce w fabryce głównie pracuję się przy oprawianiu ryb, jeśli masz dobry układ z kierownikiem, możesz dostać ekstra fuchy, takie jak patrolowanie terenu fabryki, z której na dobrą sprawę nie ma co kraść. Bo to po prostu fabryka pośrodku niczego, baraki i nic więcej dookoła. Zatem bardziej zajmujesz się szukaniem nawalonych ludzi i przekonywaniem ich, że wchodzenie na kilkunastometrowy zbiornik wody, to zły pomysł albo przeganianiem grizzly. Ty wsiadasz na przyczepkę i wypatrujesz niedźwiedzia, a kierowca na quadzie trzyma strzelbę i odstrasza zwierzaka, jeśli zobaczy go w pobliżu" – dodaje.

W ten właśnie sposób Piotrek poznał Connora, zawsze ubranego w wojskową kurtkę i niezależnie od pogody noszącego bladozieloną siatkę maskującą na szyi.

Connor pochodzi z małego miasteczka w Nevadzie, jego planem było, aby zaraz po skończeniu liceum pracować jako specjalista w rafineriach podobnie jak jego brat, który zagrzał mu miejsce na polach roponośnych Teksasu. Chciał poznać życie, odłożyć trochę grosza i sprawdzić, czy to właśnie ten świat, o którym marzy. Następnym krokiem miał być college i studia inżynierskie. Niedługo przed skończeniem liceum do szkoły Connora przyszło paru naprawdę zajebistych gości i jak opowiada: „Najfajniejsi kolesie, jakich w życiu spotkałem, przekonali mnie do podjęcia najgłupszej decyzji, jaką kiedykolwiek w życiu podjąłem".

Reklama

Tymi gośćmi była delegacja złożona z weteranów Marines, których zadaniem polegało na chodzeniu po klasach maturalnych i nagabywaniu młodych i niczego nieświadomych chłopaków, do zaciągnięcia się do armii. Pokazywali Connorowi i jego kolegom karabiny, noktowizory, uśmiechnięte zdjęcia z arabskimi dziećmi, roztaczając jednocześnie mnogość możliwości, jakie ma żołnierz w trakcie służby, jak i po niej.

Connor mimo ostrego sprzeciwu brata, zaciągnął się bez wahania, odbył szkolenie podstawowe i pojechał do Iraku. Po czterech miesiącach służby na misji snajper strzelił mu w szyję. Connor cudem uszedł z życiem, a w miejscu, w którym kula przetarła się o jego szyję, ma tatuaż bezzębnego rekina (ślady po szwach umiejscowione są tam, gdzie powinny być zęby rekina). Po powrocie do domu Connorowi trochę odjebało i zanim wyszedł zza rogu, wychylał się, oglądając dokładnie, czy na dachu dwupiętrowych domów w Nevadzie nie ma arabskich snajperów.

Wystartował do college'u, ale nic z tego nie wyszło, bo budynki szkoły były zbyt wysokie i nie potrafił chodzić po campusie. Connor przeleżał zawinięty w koc pół roku, grając w World of Warcraft, aż w końcu zdobył się na odwagę i dzięki wsparciu mamy przyjechał na Alaskę. Do fabryki zbliża się bardzo rzadko i głównie czas spędza w lesie i na quadzie, rzecz jasna jak najdalej od wysokich budynków.

Jak tłumaczy mi Piotr takich ludzi było tam więcej, ale bardzo niewielu z nich zbierało się na zwierzanie. Były tylko pijane bełkoty, urwane wspomnienia, delikatne autoironiczne podteksty albo bardzo wymowne milczenie. Może Connor potrafił opowiedzieć o sobie, bo znalazł antidotum na swoje lęki w postaci lasu, gdzie nie czają się arabscy snajperzy?

Piotr po skończeniu kontraktu na Alasce odbył swoją wymarzoną podróż, po bezdrożach USA. Kiedy wrócił do Polski, jako kompletnie inny człowiek miał już odpowiedź, po jaką przybył na daleką północ. Nie mierzył się ze swoimi demonami ani, nie resetował swojej przeszłości. Jednak to, co łączy go z postaciami, o których mi opowiadał to fakt, że oni wszyscy odliczają teraz swoje wspomnienia według nowego zegara. Życie przed i po Alasce wydaje się wysoce znamienne i oddaje sens każdej podróży – także tej wewnątrz człowieka.