FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Health - Death Magic

Doczekaliśmy się najlepszego albumu w historii zespołu?

Czuliście się kiedyś samotni? Panicznie potrzebowaliście z kimś porozmawiać, a w pobliżu nie było zupełnie nikogo? Health wyciąga właśnie do was pomocną dłoń. Chwyćcie ją mocno i zaufajcie. Od teraz nigdy już nie będziecie sami.

Ta część sezonu wyjątkowo obfituje w długo oczekiwane powroty. Fantastyczna czwórka z LA w końcu zwarła szyki, wydając na świat, po sześciu latach od "Get Color", swoje trzecie dziecko (a włączając albumy z remiksami - piąte). I to zdecydowanie mój ulubieniec. Pora więc, niczym szaman Rafiki w Królu Lwie, zaprezentować je z dumą całemu światu.

Monumentalny początek zwiastuje nieuchronną apokalipsę. Odzywają się piekielne trąby, a wrażenie paniki i osaczenia potęgują rytmiczne uderzenia, do których z czasem dołącza cała reszta. "Stonefist" to już Health jakie dobrze znamy - rozmyte wokale, dużo przesteru, brudu i hałasu. To zdecydowanie nie pozycja na rodzinny obiadek na tarasie. Panowie z LA są królami szalonych partii perkusji, bijących o głowę nawet totalnie pojechane solówki Joeya Jordisona ze Slipknota. Przykład? "Men Today" chyba wystarczająco was o tym przekona. Słowo kompromis zupełnie nie ma tu zastosowania. Schizofreniczne krzyki wciągają w amok i nikogo nie wypuszczają ze swoich objęć. "Flesh World (UK)" z ekstatycznym bitem to natomiast elektroniczne oblicze Health w pełnej krasie. Zespół nie traci impetu także w przejmujących tekstach: "Do all the drugs/ But don't hurt the ones you love". I niech nie dezorientuje was widoczne podobieństwo do brzmienia Crystal Castles - oba zespoły wielokrotnie spotykały się razem w studio, a tajemnicą nie jest, że przyjaźnią się również w życiu prywatnym. To przecież w klipie do "New Coke", zapowiadającym album "Death Magic", Alice Glass pojawiła się po kilku latach hibernacji, by chwilę później zaprezentować światu pierwszy singiel od czasu burzliwego rozstania z Ethanem Kath. Teledysk ten wywołał prawdziwy obłęd wśród fanów zespołu także z innego powodu. W ostatnich sekundach wideo zespół podał numer telefonu, opatrując go komentarzem "if you need to talk". Nie czekając więc długo - spróbowałem, wymieniając parę wiadomości z Johnem Famiglietti. Ogromny szacun!

W miarę odkrywania albumu, ukazują się kolejne, czasem bardzo zaskakujące twarze zespołu. "Life" udowadnia, że Health potrafi także wzruszyć (TAK! To nie pomyłka!). Utwór rozpoczynający stronę B longplaya wyrzuca ogromną dawkę emocji, serwując o wiele łatwiej przyswajalne brzmienia. Podobny wydźwięk utrzymuje następująca po nim "Salvia". Wszystko wraca do normy w singlowym "New Coke" z rzęsistą partią perkusji, która w podobny sposób zawładnęła niejednym z nas w "Triceratops" z debiutanckiego albumu zespołu. Druga strona płyty, poza tymi dwoma akcentami jest jednak wyraźnie słabsza. Albo nasze apetyty zostały za bardzo rozbudzone genialnym rozpoczęciem, albo Health dostało lekkiej zadyszki.

Album "Death Magic" zostawia jednak po sobie rewelacyjne wrażenie. Nawet kiepskawe zakończenie nie jest w stanie przyćmić totalnie obezwładniającej strony A. Kiedy dodam, że produkcją albumu zajął się Bobby Krlic, szerzej znany pod pseudonimem The Haxan Cloak, wszystko stanie się jeszcze bardziej jasne. I trzeba przyznać, że spotkanie Bobby'ego z Health, znając upodobania całego towarzystwa i tak skończyło się nadzwyczaj łagodnie. Łącząc kolejne elementy układanki, nie sposób zapomnieć o wydawcy albumu, pochodzącej z Los Angeles Loma Vista Recording, której nakładem ukazują się także albumy St. Vincent i Ghost. Całość opatrzona tym, za co lubimy Health najbardziej - bezkompromisowością, genialną muzyczną agresją i szczerością, tworzy najbardziej spójny, najmocniej intrygujący i zdecydowanie najlepszy album zespołu w jego historii.