FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Mark Pritchard - Under The Sun

Pierwszy od pięciu lat solowy album Marka Pritcharda rozkłada na łopatki w każdym calu.

Niewiele jest na świecie osób, które realnie wpływają na kierunki, w jakich podąża muzyka. Jeszcze mniej jest takich, na które bacznie uwagę zwracają nie tylko słuchacze, ale też muzycy najwyższego kalibru. Jeżeli słuchają cię Thom Yorke i Flying Lotus, jesteś na najlepszej drodze, by znaleźć się w tej grupie. Mark Pritchard funkcjonuje w muzyce od niemal ćwierćwiecza. Przez ten czas zdążył stworzyć kilkanaście projektów do dziś uważanych za przełomowe. Global Communication i Jedi Knights to pozycje, których zwyczajnie nie wypada ominąć na drodze swojej muzycznej edukacji, zwłaszcza w elektronice. Ten pierwszy zredefiniował i rozwinął ambient, drugi dołożył pokaźną cegłę do fundamentów electro funku. W obydwu Pritchard połączył siły z Tomem Middletonem. Ci dwaj goście z pozycji tylnego siedzenia zawładnęli latami dziewięćdziesiątymi tak, jak od lat robią to na pierwszym froncie Gilles Peterson i Pete Tong.

Reklama

Historia albumu "Under The Sun" rozpoczęła się dokładnie wtedy, kiedy Michael Jackson ogłaszał trasę "This Is It". Właśnie w marcu 2009 jako singiel ukazało się otwierające album, drone'owe "?", które, co ciekawe, jest jednym utworem z płyty, jaki został opublikowany przed premierą. I z perspektywy czasu, wyprzedziło wszystko, co wtedy słyszeliśmy o dekadę. Teraz, kiedy po siedmiu latach obecności w świadomości słuchaczy pojawiło się na długogrającym materiale, nadal zaskakuje świeżością i pewnie będzie to robić jeszcze przez następnych kilka lat. Właściwie podobnie jest z każdym kolejnym kawałkiem, jaki znajdziemy na "Under The Sun". "Give It Your Choir" nagrane razem z jedną ze współczesnych twarzy wytwórni Warp - Stephenem Wilkinsonem, znanym jako Bibio, przypuszcza atak na innym froncie, odbierając mowę genialnie zharmonizowanymi wokalami. Chyba żaden inny utwór nie byłby w stanie wybrzmieć lepiej po mocno refleksyjnym wprowadzeniu do płyty. Jednego absolutnie nie można też Pritchardowi zarzucić - powściągliwości. Już trzecie na liście "Infrared" wykłada wszystkie karty na stół, każąc grać vabank w każdym kolejnym rozdaniu. Nie ryzykujemy wiele - jesteśmy w dobrych rękach.


Polub nas na Facebooku, dzięki!


Niezwykle mocną stroną materiału są zaproszeni goście, stanowiący nieocenioną wartość dodaną. Thom Yorke brzmi w "Beautiful People" dokładnie jak za swoich najlepszych lat, kiedy kochali go absolutnie wszyscy. Skoro już jesteśmy przy Radiohead, to album "A Moon Shaped Pool" brzmi przy tym po prostu kiepsko. Może więc po prostu, zamiast męczyć AMSP po raz dwudziesty piąty, wmawiając sobie, że "może coś w tym jest…" zmieńmy płytę na "Under The Sun". Jej nie brakuje zupełnie niczego. Weźmy choćby "You Wash My Soul", do którego Pritchard zaprosił Lindę Perhacs - wokalistkę, którą możemy usłyszeć też w nagraniach Davendry Baharta i ścieżce do filmu Daft Punk Electroma. Klasa!

Absolutnie nic jednak nie jest w stanie równać się przyczajonemu w drugiej części albumu "Ems", robiącemu ci z mózgu papkę o konsystencji wodnistego budyniu. Ten kawałek rozpierdala na łopatki nawet najbardziej opornych. Tak naprawdę to mógłby być już koniec. Nie trzeba już nic więcej, a i o niedosycie nie ma mowy. Mark postanowił jednak jeszcze dołożyć do pieca.

Zupełnie wyróżniające się na tle albumu "The Blinds Cage" przynosi partię recytowaną przez Beansa z nowojorskiego Antipop Consortium w rytm pulsujących, kosmicznych dźwięków. Dalsza część płyty to już hardware'owe muzyczne laboratorium. Nie ma tu jednak nawet cienia przypadku - każda ścieżka ma swoje ściśle określone miejsce i w żadnym innym nie brzmiałaby lepiej. W kończącym album, tytułowym "Under The Sun", podobnie jak w kilku innych miejscach materiału Pritchard puścił oko w kierunku średniowiecznej stylistyki i harmonii. Wysamplowany, mantryczny wokal kojarzy się też z pochodzącą z trochę późniejszego okresu, tradycyjną, szkocką "Waulking Song" (którą wykorzystał kiedyś Totally Enormous Extinct Dinosaurs). Wszechobecny w materiale eklektyzm połączony z genialną jakością sprawił, że już teraz Mark Pritchard wdarł się przebojem do ścisłego topu muzyki wydanej w tym roku. I raczej trudno będzie go z niego wykopać. Pozycja absolutnie obowiązkowa.

Mark Pritchard - Under The Sun, 2016, Warp Records