FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

Aktywiści z polowych kuchni dla uchodźców

„Chodzi tu o solidarność z uchodźcami" – mówi Noordegraaf. „To nie tak, że my gotujemy, a potem rozdajemy jedzenie. Wszyscy gotujemy razem. To nie jałmużna. Ta akcja naprawdę do mnie przemawia"

Gotowanie dla setek ludzi to spore wyzwanie, nawet w profesjonalnej restauracyjnej kuchni. Gotowanie podczas kryzysu, dla uchodźców, to kompletnie inny poziom trudności.

Zupełnie nie zraża to ekipy z Kuchni Bez Granic (ang. No Border Kitchen). Instalują się na ulicy, na skłotach, w starych wagonach i wydają posiłki tysiącom uchodźców dziennie, często pod groźbą eksmisji ze strony policji i miejscowych władz.

Reklama

Uchodźcy na Lesbos jedzą posiłek przygotowany przez Kuchnię Bez Granic. Wszystkie zdjęcia autorstwa Toma Whittakera

Znajduję kuchnię na poboczu drogi około kilometra na północ od terminalu promowego na greckiej wyspie Lesbos. Jest zimne grudniowe popołudnie, a kucharze są tu od sześciu tygodni. Obóz znajduje się nad morzem, co jakiś czas przepełniony ponton przybija do brzegu zaledwie kilka metrów od nas. Wycięte z tektury i ustawione na jakichś tyczkach litery układają się w napis „REFUGEES WELCOME" (ang. uchodźcy mile widziani).

CO UCHODŹCY NA LESBOS MÓWIĄ O ATAKACH W PARYŻU?

Natrafiam akurat na konfrontację pomiędzy ekipą z kuchni a dwojgiem ludzi ze Służby Leśnej. Urzędników niepokoją namioty, które ktoś rozbił bez zezwolenia pod drzewami po drugiej stronie drogi.

Jeden z nich pyta, skąd jesteśmy. „Z Londynu" – odpowiadam i zerkam na stojącą obok mnie Lunte, która jest jednym z najbardziej doświadczonych członków kuchennej ekipy. Lunte wzdycha i patrzy na urzędnika: „Mówiłam już panu, jestem obywatelką świata". Odpowiedź nie przypada mu do gustu. „Nikogo nie szanujecie" – odpowiada leśnik, po czym odwraca się i odchodzi.

Stosunki między Kuchnią Bez Granic a policją i innymi urzędami zwykle bywają napięte. Władze Lesbos coraz bardziej niepokoi rosnąca liczba niezarejestrowanych wolontariuszy. Lunte ma własne zdanie na ten temat.

„Chodzi o to, że miejscowe władze czują się zagrożone przez kilku kucharzy, którzy oprócz jedzenia zapewniają uchodźcom dostęp do informacji" – twierdzi. „Chcemy dać ludziom suche ubrania, jedzenie, wodę, a potem przychodzą ci z urzędu i mówią, że to zabronione".

Reklama

Wystarczy się rozejrzeć po obozie, by zorientować się w jego technicznych możliwościach: przykryte brezentem skrzynie z jedzeniem stoją bezpośrednio na chodniku, a pękate butle z gazem zasilają kuchnię, przy której wielki typ z dredami miesza coś w sporym kotle.

Na murku po drugiej stronie drogi ciągnie się rząd butów, suszących się na słońcu przed ponownym użyciem. Zaplecze stanowi furgonetka cała oblepiona mapami Europy i informacjami o przejściach granicznych. Jest na niej znak z napisanym po arabsku i persku hasłem: „Gotujemy tutaj, bo chcemy wam pomóc w waszej podróży. Chcemy świata bez granic. Jedzenie jest finansowane z datków. Nikt nie jest nielegalny!".

Anne Gaglairdi i Micha Noordegraaf, kucharze-wolontariusze z Holandii, podróżowali swoim karawanem po Europie już od czterech miesięcy, gdy usłyszeli o kryzysie na Lesbos.

„Chodzi tu o solidarność z uchodźcami" – mówi Noordegraaf. „To nie tak, że my gotujemy, a potem rozdajemy jedzenie. Wszyscy gotujemy razem. To nie jałmużna. Ta akcja naprawdę do mnie przemawia".

Gaglairdi mówi mi, że mężczyzna w dredach stojący przy kuchence pojawił się dopiero dziś rano. Pochodzi z Wybrzeża Kości Słoniowej, chce dostać się na prom i zatrzymał się tu na parę godzin. Chwilę po przybyciu przejął kuchenkę i zaczął przyrządzać coś według swego rodzinnego przepisu. Wlał do kotła całą butlę oleju, po czym, ku zdziwieniu wolontariuszy, na migi poprosił o następną.

Reklama

Pomimo takiego nieortodoksyjnego podejścia, a może właśnie dzięki niemu, efekty są wyśmienite: idealnie zrównoważona wielowarzywna potrawka z pomidorów na bazie soczewicy. Chcę spytać szefa kuchni o przepis, ale ten już gdzieś zniknął. Poszedł dostać się na prom do Aten, kolejny etap jego drogi do Europy.

Gdy wracam do kuchni parę dni później, akurat trwa mecz piłki nożnej. Bluzy, którymi zazwyczaj wyznaczano bramki, zastąpiono kapokami z pobliskiej plaży. Lunte przydziela mnie do jednej z drużyn. Rozdaje nam kamizelki odblaskowe, żeby odróżnić od siebie graczy. Jeden z chłopaków patrzy pytająco na nagryzmolony na niej slogan; Lunte stara się przetłumaczyć:

„H.W.D.P." – literuje ze śmiechem. „Chuj W Dupę Policji?" (ang. 1312, All Cops Are Bastards –przyp. tłum.). Chłopak spogląda na Lunte, potem wzrusza ramionami i zakłada kamizelkę.

Wolontariusz z Ameryki dołącza do mojej drużyny, zmieniając na bramce Afgańczyka po pięćdziesiątce i niemal natychmiast ktoś wbija nam sflaczałą piłką gola. Patrzymy po sobie z poprzednim bramkarzem, który drwiąco potrząsa głową i załamuje ręce – i wybuchamy śmiechem. Amerykanina pomiędzy kapokami szybko zastępuje ktoś inny.

RZECZY, KTÓRE SYRYJSCY UCHODŹCY ZOSTAWILI PO DRODZE

W przerwie meczu siadam obok Lunte. Opowiada mi o początkach akcji Kuchnia Bez Granic. Zaczęło się od trzech niemieckich ekip kucharskich, które zapewniły sprzęt. Potem wszyscy razem podróżowali pod prąd europejskich szlaków imigracyjnych, przez Węgry i Słowenię. W pewnym momencie jednak grupy rozdzieliły się i każda poszła w innym kierunku.

Niektórzy podążyli do Idomeni, miasta granicznego, które aż kipiało od napięć pomiędzy policją a tysiącami ludzi chcącymi przedostać się z Grecji do Macedonii. Inni, w tym Lunte, dotarli na Lesbos, przez którą w 2015 roku przewinęło się ponad czterysta tysięcy uchodźców.

Reklama

Lunte tłumaczy mi, że w Niemczech kucharze przeciwni polityce imigracyjnej nie są nowym zjawiskiem. Gotujące załogi dołączają do protestów, by wesprzeć innych aktywistów. Mają swoje powiedzonko: „Ohne Mampf, kein Kampf!" – co Lunte przekłada jako: „Bez jedzenia nie ma walki".

„Dla mnie nie ma to nic wspólnego z akcją charytatywną. Tu chodzi o odpowiedzialność. Jesteśmy bardzo uprzywilejowani, mamy wszystko, czego potrzebujemy, ale reszta świata cierpi przez nasz dobrobyt" – mówi. „Każdego dnia widzę ludzi zmagających się z prawdziwymi problemami i czuję, że chcę i mogę im pomóc".

Kuchnia Bez Granic codziennie rozdaje tysiące posiłków, jest też miejscem, w którym uchodźcy mogą choć na chwilę zapomnieć o swojej sytuacji.

Wszystkie zdjęcia wykonał Tom Whittaker.