FYI.

This story is over 5 years old.

Shower Power

Wyjedź stąd. Do Polski

Opinia jest taka, że jak nie spędzasz weekendu zagranico, powiedzmy w Londynie, Berlinie albo Szarm el-Szejk to znaczy, że przegrałeś w życie. Ale Polska też jest super (czasami). Jeśli nie wierzysz, to zajrzyj do naszego miniprzewodnika bez rutyny.

Opinia jest taka, że jak nie spędzasz weekendu zagranico, powiedzmy w Londynie, Berlinie albo Szarm el-Szejk to znaczy, że przegrałeś w życie. Ale Polska też jest super (czasami). Jeśli nie wierzysz, to zajrzyj do naszego miniprzewodnika bez rutyny.

Kłomino, miasto radzieckich duchów

Kiedy w 1991 r. rozpadł się Związek Radziecki, a Rosja zaczęła się szykować do przywrócenia caratu, rozsiane w dawnej strefie wpływów bazy Armii Czerwonej zaczęły stanowić pewien problem. Tym bardziej, że sporo z nich składało się z czegoś więcej, niż jakieś namioty, koksownik i skrzynka wódki. Chociaż na peerelowskich mapach okolice Bornego Sulinowa składają się tylko z borów i em… sulin, to w czasach minionych powstało tam samowystarczalne miasto, przygotowane aby gościć nawet 5 tys. kolegów ze wschodu. Żeby się nie nudzili, mieli do swojej dyspozycji takie atrakcje, jak kino czy myjnia dla czołgów. I to wszystko – tak po bizantyńsku – zostawili.

Reklama

Wspomniane Borne Sulinowo zostało w latach 90-tych zasiedlone, wartownie zamieniły się w spożywczaki i sklepy dla wędkarzy, rumiani czerwonoarmiści ustąpili miejsca na plakatach chłopakom z Just 5 i L.O.27, a sowieckie dziedzictwo okazało się z czasem znakomitym patentem na promocję miasta wśród tych, w których jeszcze niedawno wymierzone były atomowe bomby z pobliskich silosów. Oddalone o kilka kilometrów Kłomino miało zdecydowanie mniej szczęścia, i mimo początkowych prób rewitalizacji (było nawet wystawione na sprzedaż, za 2 miliony złotych mogłeś mieć własną poradziecką miejscowość i aż dziwne, że nikt nie zrobił zrzutki) w mgnieniu oka zamieniło się w prawdziwe, opuszczone miasto-widmo niczym z chorego westernu. Niestety, od kilku lat jest systematycznie burzone – trudno powiedzieć czy w jakimś celu, czy tylko ktoś po prostu lubi demolkę – więc odwiedź je jak najszybciej, bo niedługo nie będzie już czego.

Ruszaj tam, jeżeli:

1. Czujesz, że za dużo grasz w Fallouta

2. Nienawidzisz miejsc, gdzie są ludzie

3. Wolisz mówić, że jesteś z Europy Wschodniej, niż z Europy Centralnej

Fokarium na Helu, czyli stręczenie foczek

Może ze mną jest coś nie tak, ale jako czytelnik Vice'a nigdy nie jarałem się tymi artykułami o ruchaniu i rzyganiu. W sensie, po co mam czytać o czymś, co równie dobrze mogę w tym samym czasie robić (tak samo nie czaję, po co ludzie czytają Bukowskiego?). "The Cute Show" [LINK: http://www.vice.com/the-cute-show] – o, to co innego! Filmy o małych dziobaczkach taplających się w wodzie, swawolnych borsuczkach, rozkosznych lamparciątkach… To prawdziwa orgia pierwotności dla każdego mieszczucha o ziemistej cerze, którego kontakt z naturą ogranicza się w najlepszym wypadku do okazjonalnego sprzątania kociej kuwety (dobrze, jeśli sam kot zachował chociaż resztki instynktu, co też jest coraz rzadsze).

Reklama

Okazuje się jednak, że żywe zwierzęta są nie tylko w internecie! SZOK! Fokarium na Helu istnieje już ponad 20 lat i – co najfajniejsze – zasadą tego istnienia nie jest uczenie fok wesołych sztuczek ku uciesze gawiedzi i akcjonariuszy, tylko odbudowa populacji fok w Bałtyku. Gruba, leniwa foka na każdej plaży – czy można wymyślić coś lepszego? Oczywiście małych puszystych foczek nie przynosi bocian, zatem do obowiązków załogi Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego (bo częścią tej poważnie nazwanej instytucji jest Fokarium) należy zapewnianie fokom odpowiednio buduarowej atmosfery – Marvin Gaye, świeczki, potem wspólna kąpiel, te rzeczy. Na szczęście foki nie uznają antykoncepcji, więc etat dla katolickiego księdza nie jest tutaj konieczny.

A, ich fejsbukowa strona [https://www.facebook.com/Fokarium] zapewnia mnóstwo doskonałych i pozbawionych pretenchy wieści z życia fok!

Ruszaj tam, jeżeli:

1. W historii przeglądarki masz więcej wejść na żubry z Białowieży niż na Redtube'a

2. Reagujesz ekstatycznie na widok każdego zwierzęcia, które nie jest martwe

3. Nie boisz się zapachu ryby (ani foki)

Kaplica Czaszek w Czermnej – jak Posępny Czerep, tylko naprawdę

Dawno, dawno temu kościoły nie udawały kur, za to wyznaczały najlepsze trendy w architekturze. Był to także czas, kiedy stosunek do ludzkich szczątków był trochę inny, niż współczesne podejście "będziemy udawać, że śmierci nie ma, to ona pewnie w to uwierzy". Wynik połączenia nasuwa się chyba sam: dobra architektura, z kośćmi! Ludzkie ciała były wykorzystywane do dekoracji wnętrz w całym świecie chrześcijańskim – szczególnie spektakularni byli w tych kwestiach Włosi i Portugalczycy, ale Czesi też mają tu swoje osiągnięcia. Najsłynniejsze to kościół w Sedlcu obok Pragi, w którym znajdziemy m.in. olbrzymi kościany kandelabr (w 1970 r. Jan Švankmajer zrobił o nim film) [LINK http://www.youtube.com/watch?v=zYOyvg5t7qI], ale bardziej intymne wnętrza też mają swój niepodrabialny urok. Oczywiście pod warunkiem, że widok ścian wyłożonych czaszkami i piszczelami uważasz za uroczy.

Reklama

Miało być o Polsce, a nie Czechach, ale to czeskiemu proboszczowi zawdzięczamy nierutynowy wystrój czermneńskiej kaplicy. Václav Tomášek zajmował się designem wnętrz od 1776 r. aż do swojej śmierci po 30 latach (tak, jego szczątki też posłużyły do dekoracji). Ten miły klecha nie chodził oczywiście po mieście, mordując przypadkowych nieszczęśników niczym jakiś barokowy Ed Gein. Wszystkie wykorzystane kości wykopano z ziemi w okolicy kościoła, gdzie znalazły się za sprawą kilku obfitych wojen i zaraz, które w ciągu paru wieków systematycznie nawiedzały okolicę (wojna siedmioletnia, wojna trzydziestoletnia, epidemia czarnej śmierci – do wyboru, do koloru). Odczyszczone i wybielone resztki paru tysięcy nieszczęśników patrzą dziś na nas beznamiętnie – przypominając tylko, że bez względu na uprawianie jogi, rezygnację z twardych narkotyków i wegańską dietę i tak w końcu do nich dołączymy.

 Ruszaj tam, jeżeli:

1. W playliście "najczęściej słuchane" masz Bauhaus, Throbbing Gristle i Coil

2. Używasz filtru ochronnego dla noworodków

3. Lubisz kolory takie jak czarny, czarny i czarny

Zobacz też:

Nierutynowe randki
Kolorowe potrawy