FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Człowiek, który lata

James Berisha chce, by świat uznał niepodległość Kosowa. Więc, zamiast wrzucać na Facebooka kilka bezsensownych obrazków, które mają zwrócić uwagę na ten problem, ten albański pilot zdecydował się samotnie polecieć do każdego kraju, który nie...

James Berisha w swoim samolocie. (Wszystkie zdjęcia są własnością Jamesa Berishy)

James Berisha chce, by świat uznał niepodległość Kosowa. Więc, zamiast wrzucać na Facebooka kilka bezsensownych obrazków, które mają zwrócić uwagę na ten problem, ten albański pilot zdecydował się samotnie polecieć do każdego kraju, który nie zaakceptował Kosowa jako niepodległego państwa i otwarcie o tym porozmawiać.
Wojna domowa w Kosowie zakończyła się w 1999, po wstrząsającym półtora roku rozlewu krwi i systematycznych czystek etnicznych, przeprowadzanych wśród albańskiej ludności przez rządzących Serbów. Dziewięć lat później, w 2008, Kosowo uzyskało niepodległość, ale statusu tego nie uznało wiele państw. Na przykład Rosja – sojusznik Serbii – zrobiła wielkie zamieszanie, ogłaszając, że ta deklaracja niepodległości została podpisana bezprawnie. I wciąż nie chcą odpuścić.
Raczej mało prawdopodobnym jest, by Berisha sprawił, że w najbliższej przyszłości drgnie coś w niewzruszonych sercach i umysłach rosyjskiego rządu. Ale to nie powstrzymało go od polecenia do ponad stu innych krajów, w których szerzył swoją wiadomość.
Poznałem Jamesa w Sudanie, mniej więcej rok temu, gdy rozbił swój samolot na środku sudańskiej pustyni. Z początku nie byłem pewny co do wpływu, jaki jego strategia mogłaby wywrzeć na światowej polityce – no bo ile może zrobić jeden pilot próbując wpłynąć na politykę zagraniczną całego kraju? Ale po prześledzeniu jego postępów zacząłem zmieniać zdanie. James odwiedził Egipt w grudniu zeszłego roku, a 26. czerwca tego roku kraj ten stał się ostatnim uznającym niepodległość Kosowa [od tego czasu do listy krajów uznających wolne Kosowo dołączył jeszcze Salwador – przyp. tłum.]. Było to prawdopodobnie ostatnie zarządzenie przed tym, jak miliony protestujących wyszły na ulice i doprowadziły do zakończenia rządów Mohameda Morsiego.
Przedzwoniłem do Jamesa, spytać się jak mu idzie.

Reklama

James w Republice Konga.

VICE: James, co cię opętało na tyle by latać do każdego kraju, który nie uznaje niepodległości Kosowa?

James Berisha: Wszyscy Albańczycy są bardzo przywiązani do swojej ojczyzny i miejsc, w których dorastali. Mieszkałem w Kosowie przez pierwsze 16 lat życia i dużo się nacierpiałem przez serbską propagandę. Serbowie nazywali nas głupkami, mówili, że nie potrafimy czytać i pisać. Mówili też, że mamy ogony jak zwierzęta. Takie rzeczy prowadzą do poważnych urazów. Serbowie próbowali wyeliminować nasz język, zakazać naszych książek i religii. Chcieli zniszczyć nasze rodziny. Moja wizja jest taka: dotrzeć do każdego kraju na świecie i tłumaczyć, że Kosowo powinno być wolne od Serbii, w najskuteczniejszy i najtańszy możliwy sposób.

Gdzie byłeś, gdy w 1999 wybuchła wojna?
Szkoliłem się na pilota na Florydzie, ale wróciłem do Kosowa gdy Serbowie zabili mojego ojca. Miał 47 lat.

Był cywilem, czy walczył na wojnie?
Był cywilem. Karmił nasze krowy. Nikomu nic nie zrobił.

Gdzie rozpocząłeś swoją misję?
Kupiłem samolot będąc w Teksasie. Chciałem wówczas oblecieć tylko zachodnią półkulę. Myślałem, że spróbuję zwrócić na to tyle uwagi, ile tylko mogę, rozmawiając w stacjach radiowych i udzielając wywiadów gazetom. Na tym etapie misji nie wiedziałem, że będzie miała tak wielką moc i że stanę się bohaterem dla Kosowian. Gdy skończyłem z półkulą zachodnią, ludzie zachęcali mnie bym na tym nie poprzestawał. Pomyślałem nad tym, zapytałem rodzinę o zdanie i stwierdziłem „OK, nie ma problemu”. Zdecydowałem się na Afrykę, bo na swój sposób cierpiała z tych samych powodów co Kosowo. Została skolonizowana, dzięki czemu tamtejsi ludzie rozumieją znaczenie niepodległości.

Reklama

Samolot Jamesa na sudańskiej pustyni.

Opowiedz o tym, co przydarzyło ci się w drodze. Udało ci się rozbić samolot na sudańskiej pustyni, nie?
No. Byłem na wysokości 2,6km, usłyszałem wybuch i wszystko zaczęło wariować. Samolot się trząsł, wszędzie wylewał się olej, a silnik zupełnie przestał działać. Wyłączyłem wszystko i wysłałem wiadomość do samolotu pasażerskiego latającego nade mną, dałem jego pilotowi znać, że zaraz się rozbiję.

Nie byłeś trochę zaniepokojony tym, co się dzieje?
No. Przez pierwsze dwie sekundy trochę się bałem, ale potem w ogóle. Myślałem tylko o przetrwaniu i ocaleniu samolotu. Jeśli nie udałoby mi się go uratować, to przynajmniej chciałem się upewnić, że przeżyję. Latałem przez 10-15 minut bez silnika, jak szybowiec, zanim dostrzegłem małą drogę ze żwiru, którą wykorzystałem jako pas startowy i na niej wylądowałem. W sumie poszło mi całkiem dobrze – udało mi się uratować i siebie, i samolot.

Czy Twój samolot jest bezpieczny.
Niezbyt.

Ok. Co jeszcze cię spotkało?
Byłem w więzieniu.

Nie wiedziałem. Jak to się stało?
Po rozbiciu samolotu zdecydowałem się polecieć samolotem pasażerskim do Erytrei, żeby tam zająć się aktywnością misjonarską. Nie miałem żadnych problemów gdy do niej trafiłem; zostałem tam na sześć dni i próbowałem robić to samo, co wszędzie indziej – rozmawiałem z prasą, udzielałem wywiadów do telewizji, itd. W końcu zdałem sobie sprawę, że dużo tam nie zdziałam, to jedno z najgorszych na świecie państw pod względem wolności słowa.
Gazety kontrolowane są przez rząd i praktycznie niemożliwym jest przeprowadzenie tam jakiejkolwiek kampanii. Gdy już opuszczałem kraj, na dziesięć minut przed odlotem mojego samolotu, podszedł do mnie policjant i poprosił mnie na słowo. Zabrano mnie do pokoju i wypytywano o dokumenty. Nie miałem wizy, bo, jako pilot, mam prawo podróżować z dokumentami pilota. Chcieli zobaczyć wizę, której nie miałem, i powiedziano mi, że w ogóle nie powinienem był zostać wpuszczonym do kraju. Spędziłem trzy dni w areszcie na lotnisku, zanim zabrano mnie do więzienia, w którym, zamknięty samemu w celi, spędziłem 156 dni.

Reklama

Jezu – 156 dni?
Nigdy nie zobaczyłem żadnego prawnika ani sędziego i nie mogłem odezwać się do rodziny. Nie mieli pojęcia gdzie byłem. Traktowano mnie jak wielbłąda, zostałem też kompletnie odizolowany od świata zewnętrznego. Myślałem, że tam umrę. Gdyby nie uczynność innych więźniów, którzy dzielili się ze mną swoim jedzeniem, dziś już bym nie żył.

Twoja rodzina nie miała pojęcia gdzie jesteś?
Nie. Rząd Erytrei okłamywał moją rodzinę i przyjaciół, mówiąc im, że nie byłem w ich kraju. Ostatni mail, który wysłałem był z Erytrei, więc moja rodzina wiedziała, że wciąż tam jestem. W końcu 20 krajów zainterweniowało by mnie stamtąd wydostać. Francja, Belgia, USA, Katar, Sudan, Kosowo, Albania – to tylko kilka z nich.

Co według ciebie osiągnęła twoja misja?
Przekazałem światu wiadomość Kosowa. Jeśli pojawiam się na Al Jazeerze, dziewiątym największym kanale świata, to znaczy, że ta wiadomość została przekazana. Jeśli trafiam do każdego kraju w Afryce i wręczam oficjalny list głoszący „Proszę uznać niepodległość Kosowa”, wiadomość została przekazana.

Słyszałem, że Egipt właśnie uznał niepodległość Kosowa. Myślisz, że w jakiś sposób wpłynąłeś na tę decyzję?
Rozmawiałem z wieloma ludzi wspierającymi wolne Kosowo. To ludzie są najważniejsi – Egipt uznał Kosowo za niepodległy naród, bo na jego rząd wywierało nacisk mnóstwo zwykłych obywateli.

Zobacz też:

FINANSOWA DOMINACJA - NAJDROŻSZY Z FETYSZY

NORWESKI HRABIA ARESZTOWANY WE FRANCJI

MOJE LEKI DZIĘKI NIM MOGĘ NORMALNIE ŻYĆ