Skąd na festiwalach biorą się narkotyki

FYI.

This story is over 5 years old.

używki

Skąd na festiwalach biorą się narkotyki

Dragi są wszędzie. Sprawdziliśmy, jak ludzie wnoszą narkotyki na teren festiwali

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE UK

W każde wakacje niemal na pewno wydarzy się kilka rzeczy: lipiec (znów) będzie najgorętszy od lat, a tłumy młodych ludzi zaczną gromadzić się w bezpiecznych, wiejskich okolicach, by przez trzy czy cztery dni spać na karimatach i załatwiać się w tojtojach.

Od dzieci policjantów po ludzi, którzy w przyszłości zostaną politykami, na festiwale rokrocznie uderzają miliony, z czego jakieś 22 procent z nich zażywa w tym czasie narkotyki. Pal licho gliny, ostrzeżenia, przeszukania przy wejściu i naloty na obozowiska, uczestnicy i tak robią swoje.

Reklama

W zeszłym roku wpadłem na Bestival, by sprawdzić jakość wnoszonych tam narkotyków. Nie zdziwił mnie wachlarz nielegalnych substancji, wniesiony przez festiwalowiczów. Zaskoczyło mnie natomiast, jak wielu szemranych typów przy okazji poznałem.

W tym roku wróciłem na Wyspę Wight nie po to, by dalej badać czystość narkotyków, ale aby sprawdzić, jak w ogóle ludzie je wnoszą. Rzecznik Bestivalu zdradził mi, że organizatorzy blisko współpracują z policją hrabstwa Hampshire, co ma zwiększyć bezpieczeństwo na festiwalu. Nie mylą się: w ten jeden weekend funkcjonariusze i pracownicy ochrony skonfiskowali narkotyki i substancje psychoaktywne o wartości 230 tys. dolarów (ponad 880 tys. złotych), z czego ponad 30 procent (czyli ok. 318 tys. złotych) znaleziono w obłożonych amnestią koszach, znajdujących się przed wejściem na teren festiwalu. To niemal dwa razy więcej niż rok temu.

Mimo wszystko na każdym festiwalu znajdą się ludzie, którzy bez przeszkód wnoszą swoje prochy – nawet jeśli muszą uciekać się do najbardziej prymitywnych metod. „Zwykle chowam dragi w gaciach i przez kilka dni unikam prysznica, co nieco maskuje ich zapach" – powiedział mi jakiś ziomek, którego poznałem na promie. Chwilę wcześniej przyjął porządną dawkę ketaminy.

Gdy przyjechałem, dowiedziałem się o kolejnej metodzie, jak przemycić na pole nieco dobra: zakręcić się przy jakimś zespole. „Chodzi o to, że wiozą nas prosto pod scenę, a w vanie jest pełno rzeczy" – powiedział mi jeden z występujących w sobotę wykonawców. „Przemykamy się koło ochrony, nikt nas nawet nie zatrzymuje – gdyby nas trzepali, lineup pewnie skurczyłby się o połowę".

Reklama

Ochroniarz przeglądający zawartość czyjegoś portfela.

Przechodząc koło objętych amnestią koszy, psów, policjantów i ochroniarzy bacznie wypatrujących czegokolwiek podejrzanego, zatrzymałem się na chwilę, by poobserwować spektakl. Co jakiś czas gładki nastolatek lub bananowy dzieciak zaczynał panikować. Najwidoczniej przerastała ich obecność policji. Udawali się do najbliższego tojtoja / kosza / krzaków, by pozbyć się kontrabandy.

„Nie mogłem ryzykować" – powiedział nastolatek, który na moich oczach wyrzucił do kosza gram koksu. „To mój pierwszy festiwal, ale jestem pewien, że ogarnę coś na polu".

W międzyczasie twardsi festiwalowicze – wyglądali, jakby zjazd w namiocie za dwie stówki nie był dla nich niczym nowym – przechodzili bez przeszkód. Przeszukiwano wiele osób, ale kolejka wciąż posuwała się naprzód.

Czwartek był tylko rozgrzewką przed ostatnim wielkim festiwalem tego lata, jednak w piątek rano ziemia usłana była samarami. Pora zabrać się do pracy. Przez kilka godzin łażę po obozowiskach, zadając wszystkim jedno proste pytanie: Jak przemyciliście dragi na pole?

Najczęstszą odpowiedzią jest tradycyjne: „Włożyłem je do skarpety". „Ocean's Eleven" to nie jest, ale jak widać, czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze.
„Mam specjalne gatki, w których mieści się spora paczka" – powiedziała mi bardzo z siebie zadowolona 19-latka z Sussex, wyciągając z namiotu parę koronkowych majtek. „Wiedzą, że chłopaki mogą mieć coś w gaciach, ale nie podejrzewają o to dziewcząt".

Reklama

Nieco później poznałem typa, który przestawił się jako „Party Patrick". Miał frotkę z przemyślną rozpinaną kieszonką i zapewniał mnie, że jeszcze przed chwilą była wypełniona pigułami. Koleś wylegujący się nieopodal krzyknął: „Zielsko w śpiworze!".

Kieszenie, paczki po szlugach, paski od staników, snapbacki, wszyscy, z którymi rozmawiam, zdają się mieć opracowany jakiś system. Do ciekawych wynalazków należą: pasek z przylepionymi doń taśmą maskującą pojemniczkami z podtlenkiem azotu oraz GHB ukryte w buteleczce z odżywką do włosów pośród innych kosmetyków.

Najgenialniejszy myk pokazała mi jednak 21-latka z Kent. „Biorę tampon w plastikowym opakowaniu, rozcinam go i wydłubuję zawartość" – wyjaśniła. „Potem dół zapycham bawełną, do środka wsadzam dragi, a potem przykrywam je z drugiej strony kolejną warstwą tamponu i zamykam całość żelazkiem".

„Czekaj, pokażę ci" – powiedziała, po czym zniknęła na chwilę w namiocie, z którego wygrzebała swój cudowny wynalazek.

Nim przestałem zachwycać się jej kreatywnością, słońce zaczęło zachodzić. Nikt już nie krył się z dragami – noc jest wystarczającą osłoną. Jeden koleś nie uznał za stosowne zamknąć za sobą kibelek, wychylił się tylko i zaproponował mi działkę MDMA z jego karty (rzecz jasna odmówiłem).

Nie martwię się o przyćpane dzieciaki z Bestivalu. Na każdym letnim festiwalu – a także w klubach, na domówkach i przystankach linii podmiejskich – ujrzysz podobne widoki. Ludzie będą brać narkotyki na każdym festynie. To fakt, którego policja i organizatorzy nie zmienią.

Jednak zachowanie władz może mieć bardzo duży wpływ na bezpieczeństwo uczestników. Wytrenowani amatorzy dragów bez problemu prześlizgną się ochronie. Ci mniej doświadczeni, dla których to pierwszy festiwal lub kontakt z narkotykami, boją się podjąć ryzyka i przemycić własne, sprawdzone zapasy, przez co często wystawiają się na niebezpieczeństwo. Prawdopodobnie kupią jakąś tajemniczą tabletkę od ziomka w klapkach imieniem Patryk, który trafi przypadkiem do ich obozowiska, krzycząc: „Piguły! Piguły!". Liczba zgonów na festiwalach w Wielkiej Brytanii utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie, wspólnie więc powinniśmy dopilnować, by to zmienić.

The Loop i namiot testowania narkotyków na Secret Garden Party był krokiem w dobrą stronę, jednak potrzebujemy pełniejszych reform – choćby takich, jak te opisywane w VICE przez Maxa Daly – jeśli naprawdę zależy nam na zmniejszeniu szkód. Jeśli nie – cóż, ludzie dalej będą umierać.

UWAGA: VICE nie zachęca do zażywania narkotyków. Wnoszenie ich na teren festiwalu to głupi pomysł. Nie rób tego.