FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Nie samym Prosecco człowiek żyje

Didżeje w klubach układają już rymowanki, obserwując niektórych z bawiących się nocą ludzi: „Człowiek z żelaza, człowiek z betonu, człowiek z mefedronu”

Bananowy high life, gap year albo „mental health holidays”

Dzieci klasy średniej, aspirujących inteligentów lub potomstwo zamożnych i zapracowanych. Nie zrozumie ich pokolenie 40-latków. Nie zrozumieją przyjezdni do wielkich aglomeracji z miasteczek i wsi. Chyba że w życiu nie musieli się narobić, aby zarobić albo żeby wieść dostatnie życie.

Praca za barem, w sklepie, kelnerowanie – takie zarobkowe zajęcia najczęściej wybierają młodzi ludzie, których nauczono, że na wszystko w życiu trzeba zapracować. Na shoty i drinki w klubach, na ubrania, MacBooki oraz iPhone’y. A ty cieszysz się, że nie musisz tego robić, bo pieniądze dają ci rodzice. Chcą przecież, żebyś się uczył, studiował i nie zaprzątał sobie głowy problemami, na które przyjdzie czas, i – broń Boże – nie poniżał się, usługując innym w restauracji czy pubie. Poza tym znasz przecież tylu, którzy żyją właśnie w taki sposób. Mieszkają w lokum kupionym przez rodziców, jeżdżą kupionym przez nich autem i dostają co miesiąc na konto pensyjkę na życie, a de facto na rozrywkę. Rachunki i tak opłacą mama i tata, samochód zatankują, zakupy podrzucą do domu, a ubrania kupią ci, kiedy dołączysz do nich podczas weekendowych zakupów w galerii handlowej.

Reklama

Dzień zaczynasz o 11.00. W szlafroku snujesz się między laptopem a telewizorem i twoim jedynym problemem w godzinach porannych jest to, czy zrobić sobie jajka po benedyktyńsku, czy użyć nowej foremki do sadzonego jajka w kształcie gwiazdki. A może zdecydować się w końcu na dietę fit i probiotyczny jogurt posypać siemieniem lnianym i jagodami goji? Jest 15.00. W końcu trzeba się umyć, ubrać i wyjść na miasto, aby przegadać te poważne problemy z kimś, kto wiedzie podobny żywot.

How could it hurt you when it looks so good

Kiedy byłeś w podstawówce i gimnazjum, pozostawiony sam sobie oglądałeś MTV, VIVA, TVN Style albo jeszcze gorzej. Wtedy zorientowałeś się, że wszystko jest w zasięgu twojej ręki. Mając na tyle rozumu w głowie, skleiłeś fakty, że skoro ciołki robią karierę wartą tego, by opowiadać o tym w telewizji, to dlaczego tobie miałoby się nie udać? Na kanapach w śniadaniowych telewizjach zasiadają żony celebrytów i wymądrzają się na każdy temat. Aktorki udzielają wywiadów, opowiadają, jak to dostały się do akademii teatralnej przypadkiem, towarzysząc swoim koleżankom podczas egzaminów. Ciekawe, kiedy zdążyły nauczyć się dziesięciu tekstów wymaganych na sprawdzianie? O tym, że aby zostać aktorem, należy posiadać ponadprzeciętną sprawność fizyczną, znać kroki tańców zarówno ludowych, jak i towarzyskich oraz mieć opanowane podstawy baletu, nikt nie wspomina. Widzisz tlenione blondyny z doklejonymi paznokciami, uprawiające seks w toalecie czy wannie, które później wydają płyty, prowadzą telewizyjne programy, publikują książki i zarabiają tysiące, pokazując biust na rozkładówkach magazynów dla panów. Myślisz: taki element jest w stanie zorganizować sobie beztroskie i dostatnie życie, a ja nie? Już na ten moment jesteś przecież lepiej wykształcony i bardziej elokwentny od tych, którzy pojawiają się na ekranie. Tylko że ci celebryci mają coś, a przynajmniej stale o tym mówią – coś, co ty chciałbyś mieć, a czego nie masz. I nie są to pieniądze, nie jest to sława ani rozpoznawalność. Oni mają pasję.

Reklama

Passion is my obsession

Słownik współczesnej polszczyzny podaje: „Pasja – szczególne, bardzo silne upodobanie w czymś, zamiłowanie do czegoś, zajmowanie się czymś z entuzjazmem; namiętność”. Brakuje w tej definicji wzmianki, że pasja może być tożsama z ciężką pracą, co na pewno podoba się bohaterom tego tekstu. Ekscytować się czymś jest jak najbardziej wskazane. Ciężko pracować – zdecydowanie nie! Pisarz i autor felietonów Jakub Żulczyk w jednym ze swoich tekstów nazwał współczesnych młodych ludzi „przyspawanymi do internetu”. Nie chce nam się nawet umówić na randkę. W weekend, w klubie masz jedną szansę. Wychodzisz ze mną i dobrze się bawimy, a jeśli nie, znajdę kogoś innego. „Albo w to wchodzisz, albo cię tu nie ma, sorry” – jak rapuje Zeus. Czas na pseudorandki jest wyznaczony wtedy, kiedy idzie „Vabank”, czyli z piątku na sobotę, ewentualnie z soboty na niedzielę. W tygodniu nie ma się co wysilać z opuszczaniem domowej strefy komfortu bez większego powodu. Umówienie się na spacer jawi się jako ekstrawagancka fanaberia. Żeby było ciekawiej, okazuje się, że chłopakom nie chodzi nawet o szybki i łatwy seks. Liczy się to, kto dłużej pociągnie melanż. Kto spędzi więcej godzin na afterze, zaliczy więcej miejscówek, więcej wyćpa i wypije. Jeśli przy okazji uda mu się jeszcze wyruchać jakąś chudą i modnie ubraną dziewczynę, jest to wyborne dopełnienie imprezowej sytuacji.

Człowiek z żelaza, człowiek z betonu, człowiek z mefedronu

Niestety ciężko uprawia się seks po narkotykach, a to one jednak dodają większego animuszu w towarzystwie niż miłosny akt. Didżeje w klubach układają już nawet rymowanki, obserwując bawiących się nocą ludzi, trzymających w dłoniach butelki z wodą mineralną: „Człowiek z żelaza, człowiek z betonu, człowiek z mefedronu”. Mefedron to pozostałość po czasach świetności dopalaczy i jest obecnie numerem jeden wśród używek potrzebnych zakompleksionym dzieciakom tłumiącym w sobie lęk przed odkryciem ich słabych punktów. O czym tu rozmawiać z innymi, kiedy życie spędza się przed komputerem, a wiedzę o relacjach damsko-męskich czerpało się z „Rozmów w toku” (nigdy w życiu nie przyznając się do oglądania nawet jednego odcinka). Jeżeli chodzi o życie intymne, to musi być perwersyjnie. Nie czule, ciepło i w żadnym wypadku nie romantycznie. Partnerce należy spuścić lanie, napluć na nią i pozostawić na jej ciele pamiątki w postaci siniaków i malinek, ślady po ugryzieniach i duszeniu. Inaczej jest przecież nudno i bez fajerwerków. Tego wszystkiego uczyliśmy się z RedTube’a i od dzieciństwa, z przegrywanych na płyty CD filmów pornograficznych pożyczonych od starszych kolegów.

Ta grupa młodych ma jeszcze jedną weekendową rozrywkę.

Reklama

– Mam ochotę rozjebać w chuj hajsu – słychać często w ich rozmowach. Skoro trudno o tematy do dyskusji, zawsze można zamówić dwa litry wina w restauracji i pić je z kieliszków na zasadzie bruderszaftu. To samo można zrobić z kuflami piwa. W poniedziałek trochę strach spojrzeć na wyciąg z karty płatniczej, ale w ogólnym rozrachunku warto było przeżyć emocje i poczuć się choć przez chwilę jak Wilk z Wall Street. „Jebać biedę” to ulubiony przerywnik w rozmowach tego towarzystwa.

Dramatyczno-niekonsekwentni

Gdy ktoś nas przytula i całuje w czoło, zamiast rzucić o razu na łóżko, dostajemy ataku paniki. Co ze mną nie tak? Co z nim nie tak? Spokojnie. Trafiłaś na wyjątkowo rzadki przypadek osobnika, który cię szanuje, a wychowywali go najwidoczniej kochający i zdrowi rodzice. Doceń to. Nie uganiaj się za miernotą bez przyszłości. Za kseroboyem cierpiącym na zaburzenia dramatyczno-niekonsekwentne, z modnym zarostem, w bluzie streetwearowej marki, mającej dużo lajków na Instagramie. Nawet jeśli on dojdzie do jakichś pieniędzy, bo uda mu się wreszcie skończyć prawo albo coś na politechnice, to jest emocjonalnym wrakiem, któremu można by włożyć w usta słowa ze skeczu Abstrachuje TV: „Wiem, że mnie kochasz, ale nie będę umiał tego docenić, bo jestem emocjonalnym niedorozwojem”.

Pornografia wycięła naszemu pokoleniu ogromny fragment emocjonalności. Wcześniej to głównie feministki zarzucały filmom dla dorosłych, że uprzedmiotawiają kobiety. Można by pomyśleć, że skoro wiele kobiet lubi nawet oglądanie ostrego seksu na ekranie, to nie ma w tym nic złego. Myślę jednak, że pornografia kastruje człowieka z emocji bez względu na płeć. Na pewno lepsze dla zdrowia psychicznego było urokliwe, rozpamiętywane przez starsze pokolenia czekanie w kinie na momenty albo domyślanie się finału sceny, w której filmowi bohaterowie miętoszą się pod białą kołdrą. Brak dosłowności pozostawia miejsce na poruszenie wyobraźni, a nie rzuca nam mięsem w twarz. Zamiast porno powinniśmy czasami obejrzeć balet albo taniec współczesny. Delikatność, subtelność, metaforyczność ruchów dopełniona klasyczną muzyką lepiej nakarmi nasze kulejące emocjonalnie wnętrze. Zamiast agresji wyzwoli w nas spokój. Dobrze poznać młodych ludzi mówiących swoim głosem o swoim pokoleniu. Mających odwagę wypowiedzieć się. W amatorskim teatrze możesz spotkać ludzi z pasją, którzy nie kierują się potrzebą zysku, ale potrzebą serca. Niebędących kopią wystaw sklepów sieciowych i kalką stylu myślenia sprzedawanego przez media.

Reklama

Łatwiej jednak odsłonić przed kimś wysportowane dzięki FitProfit albo innym MultiSportom ciało, niż pozwolić przedrzeć się przez warstwy maski, stylizacji, pozy i dotrzeć do śpiącej gdzieś w kąciku naszego wnętrza wrażliwości. Kultura obrazkowa zrobiła z nas zagubione kukiełki. Nie można nas nawet winić za tę cywilizacyjną skazę. Nie byliśmy świadomi, w co się pakujemy, wciskając guzik pilota. Nasi rodzice wychowani na kilku kanałach telewizyjnych – również nie.

Są jednak też tacy, którzy czują intuicyjną potrzebę docierania do swojej emocjonalnej strony. Starają się polepszyć jakość własnego życia psychicznego i samopoczucia. Zdają sobie sprawę, że nie samą wódką i mefedronem człowiek żyje, a do śniadania nie zawsze pije się prosecco. Fani filmów Jarmuscha, w których niewiele jest akcji, ale bohaterowie spędzają z sobą godziny na rozmowach, pamiętają, że ważne jest zachowanie symbiozy ciała i ducha, a więc ćwiczenia, w miarę zdrowa dieta oraz lektury, które wzmacniają rozwój duchowy – „Przebudzenie” Anthony’ego de Mello, coś Eichelbergera lub z filozofii współczesnej. Do tego introspekcja pod okiem terapeuty, najlepiej w nurcie Gestalt lub ericksonowskim – i już jest lepiej. Spadają pierwsze zasłony.

Druga grupa to ci, którzy wyśmiewają tych pierwszych, wypierając to, że ich lenistwo i brak motywacji może brać się z depresji, która jest wynikiem życia w sprzeczności z sobą. W zakłamaniu. Zamykają szczelnie w szufladzie swoje kompleksy i bolesne doświadczenia, nie dopuszczając, że mogą pozwolić sobie na poczucie dyskomfortu. Jeśli coś czują, wolą nie dociekać przyczyn. Tylko później, tak jak z szuflady, w której zamknie się na długi czas owoce, może zacząć przedostawać się na zewnątrz smród. Coś gnije, ale gdyby teraz chcieć się do tego dogrzebać, zrobiłoby się nieprzyjemnie. Byłby problem. Lepiej nie ruszać. Zapić. Zagłuszyć.

Reklama

No alarm clock needed, my passion wakes me

Jednak to właśnie w tych bezdusznych czasach pasja stała się czymś pożądanym i wręcz koniecznym do bycia traktowanym poważnie. Tylko jak z emocjonalnego zombie wykrzesać choćby krztynę pasji? Mój lubiący imprezy i częste zawieranie znajomości z przedstawicielkami płci pięknej kolega zwierzył mi się, że jedna z dam nie przekonała go do siebie, ponieważ nie udowodniła, iż kierunek jej studiów ją pasjonuje. To dowód na to, jak bardzo pasję waloryzuje współczesne społeczeństwo. Jesteś cool, jeśli masz pasję. Projektujesz ubrania, zakładasz zespół, piszesz do magazynu. Pasja to taki pusty slogan w kontekście naszych czasów. Masz pasję, jeśli sfinansują ci ją rodzice. Teraz wszystko robi się nie dla siebie, tylko po to, żeby zaimponować kolegom.

A może kiedyś na miejscu pasji istniało pojęcie hobby, a praca była sposobem zarabiania pieniędzy, niezależnie od tego, czy ktoś był poetą, muzykiem, czy pracował na poczcie lub w biurze? Wątpię, żeby sprzedawczyni w sklepie mięsnym albo recepcjonistka w hotelu wykonywały swoje obowiązki z pasją. Ci ludzie mają możliwość realizować swoje pasje poza pracą – mogą gotować, interesować się kinem, teatrem, szyć, wędkować. Czy warto aż tak przejmować się presją pasji?

Polskie top modelki Anja Rubik i Zuza Bijoch robią międzynarodową karierę. Jest to ich praca, ale czy pasja? Nie słyszałam, aby w ten sposób o tym mówiły. Rubik wypowiada się za to chętnie o magazynie „25”, który założyła, a Bijoch o lekcjach ekonomii i przygotowaniach do wymarzonej pracy na giełdzie. Zdaje się, że w niektórych przypadkach na wyrost stawiamy znak równości między pracą a pasją. Kiedy zapytałam Żulczyka, czym dla niego jest pasja, odpowiedział, że głównie przejawia się ona w uczuciach, relacjach damsko-męskich. Podobnie uważa kilku innych kolegów. Czas dokonać porównania językowego: „passion” w słowniku języka angielskiego na pierwszym miejscu oznacza namiętność. Zdaje się, że panowie intuicyjnie odszyfrowali kłopotliwe pojęcie.

Reklama

Współczesne czasy wszczepiły w nas konieczność odkrycia dla siebie wyjątkowej pasji. Jest tyle możliwości, a my nie umiemy się zdecydować. Chcemy znaleźć dla siebie najlepszą drogę. Dowiedzieć się, czym jest nasz gift. Jak Cristina z Allenowskiego „Vicky Cristina Barcelona” czujemy się zagubieni. Trochę piszemy, trochę fotografujemy, ale w głębi duszy czujemy, że nie mamy większego daru. Bohaterka sama się do tego przyznaje przed charyzmatyczną Marią Eleną, wybitną malarką, wyróżniającą się w przeszłości także grą na pianinie. Kobieta zna się też na robieniu zdjęć. To ona zdaje się uświadomić Cristinie jej talent. Właściwie uczy młodszą koleżankę jej pasji, którą ma być fotografia. Ostatecznie Cristina postanawia jednak wyjechać lub uciec, jak odbierają to jej kochankowie, w kolejne miejsce na świecie. Tak bywa, gdy to ktoś wymyśla nam pasję. Często zapalamy się do czegoś, jednak w końcu braknie nam entuzjazmu i musimy uciekać od kiełkującego pomysłu, udając, że nigdy go nie było, by nikt nie zarzucił nam słomianego zapału.

Jasmine French z ostatniego filmu Allena jest w innej sytuacji. Skończyła czterdziestkę. Nigdy nie potrzebowała pasji. Miała pieniądze i niedokończone studia antropologiczne. Kiedy zostaje bankrutką, sugeruje się opinią siostry, że powinna zająć się czymś związanym z modą bądź dizajnem. Nowo odkrytą pasję do urządzania wnętrz zwycięża jednak chęć zastąpienia bogatego męża kolejnym.

Reklama

Filozof i artysta Kamil Sipowicz przewrotnie twierdzi, że nie ma pasji i uważa, iż jest ona przereklamowana. Podsuwa też kolejny trop wychodzący od etymologii słowa pasja – cierpienie.

Jest ci człowiek

Odkąd pamiętam, również moim przekonaniem dotyczącym odnalezienia szczęścia i równowagi w życiu, było wypełnienie go tym, co wydawało mi się w nim najważniejsze, czyli pasją i miłością. Właśnie w tej kolejności. Wiele lat później Lady Gaga potwierdziła ową hierarchię, mówiąc: „Jeśli masz do wyboru pasję albo miłość, zawsze wybierz pasję. Ona nigdy cię nie zdradzi, nie porzuci i nie powie, że już cię nie kocha”. Teraz myślę, że nie można być więźniem pojęć. Nie trzeba szukać opisu swojego stanu psychicznego w DSM-ie, by odpowiedzieć sobie na pytanie: „Co ze mną nie tak?”. Jest ci człowiek. Między twoimi uszami dzieją się piekło i niebo. Czasem się cieszysz, a czasem płaczesz – i masz do tego prawo.

Joe z „Nimfomanki” Larsa von Triera nie dała sobie wmówić, że jest seksoholiczką, bo tak określa to współczesna psychiatria. „Jestem nimfomanką!” – wykrzykiwała na spotkaniu terapeutycznym, broniąc swojej indywidualności. Jednym pomaga religia, dając jasne rozporządzenia, jak postępować w życiu, inni nigdy nie przystąpią do masy sterowanej przez jakiegokolwiek guru, choćby był nim Jezus Chrystus. Nie przestaną sobie zadawać filozoficznych pytań: „Kim jestem?” i „Dokąd zmierzam?”.

Żyjemy w czasach szalonej propagandy pasji. Szafiarki zapewniają, że ich pasją jest moda, a uczestnicy talent shows zarzekają się, iż są nią śpiew i muzyka. Realizacje swoich pasji zapowiadała na okładce tabloidu nawet skazana za morderstwo córki, Madzi z Sosnowca, Katarzyna W. Być może to w ostatnich latach wmówiono nam, że „musimy odnaleźć swoją pasję”, a popularne stały się hasła udostępniane w sieci głoszące: „Znajdź swoją pasję, a nigdy nie będziesz musiał pracować ani jednego dnia” albo „Nie potrzebuję budzika, bo moja pasja mnie budzi”. Może to przemysł rozrywkowy wyrobił w nas potrzebę pasji, abyśmy kupowali aparaty fotograficzne, instrumenty, longboardy i deski snowboardowe. Popkultura i cywilizacja najchętniej przerobiłyby nas na kukiełki, którymi łatwo sterować, gdy pozostają bezmyślnie przed swoimi ekranami, zajmując się wypełnianiem programów sprzedażowych ogromnych koncernów. Ja podpiszę się pod słowami łódzkiego rapera Zeusa: „Nie wiem, gdzie zmierza ten świat/ Ale chyba to już nie mój kierunek […] Ja chyba znowu wolę iść pod prąd, zamiast skakać w strumień…”.

MARSZ DLA MARII

OHYDNA PRAWDA NA TEMAT BRYTYJSKIEGO PUBOWEGO ŻARCIA

UMARŁ KRÓL POPU, NIECH ŻYJE JEGO HOLOGRAM