FYI.

This story is over 5 years old.

Film

„Star Drunk”, czyli kosmiczne chlanie

Nawet efekty specjalne nie są w stanie przyćmić efektów głębokiego upojenia załogi tego statku kosmicznego

Bethany Jacobs, członkini pijanej załogi Star Drunk

Ok, bywało się na imprezach i widziało się różne popieprzone rzeczy. Wstyd przyznać, że niektóre z nich samemu się też robiło (ten bez promili niech pierwszy rzuci kamieniem). Nie muszę przecież chyba nikomu tłumaczyć jaki dewast potrafi urządzić alkohol w ludzkim mózgu, zwłaszcza jeżeli zaaplikuje się go w ilościach przekraczających normy zdrowego rozsądku.

Reklama

Odkąd pamiętam jednak, procenty w bąbelkach kojarzyły mi się głównie z nieposkromioną siłą chaosu, zazwyczaj głupoty i prawie zawsze z wyrzutami sumienia z dnia następnego. Nigdy z procesem twórczym (nie licząc tworzenia problemów). Pewna grupa filmowców z Portland udowodniła mi jednak, że byłem w błędzie. Wpadli na pomysł dość oryginalnego eksperymentu: napisali scenariusz do filmu krótkometrażowego w stanie kompletnej nietrzeźwości. Dysponując jednocześnie odpowiednimi funduszami, zdecydowali, że cokolwiek wyjdzie spod ich pióra, trafi na ekran. Padło na kino SF w klimatach kultowych seriali „Star-Trek” i „Battlestar Galactica”. Trudno zrozumieć fabułę (co nie powinno chyba nikogo dziwić), ale nie ona jest tutaj chyba najważniejsza. Żeby było ciekawiej, kiedy tekst został ukończony, do projektu zaangażowano aktorów, przed którymi postawiono podobne wyzwanie – każdy z nich swoją rolę miał odegrać będąc zalanym w trupa (zastanawiam się ile takich filmów już widziałem z czasów PRL-u). Jak się okazało, nawet efekty specjalne nie są w stanie przyćmić efektów głębokiego upojenia załogi „Star Drunk”. Wynik ich pracy można oglądać na tej stronie.

Zanim zdążycie jednak chwycić za klawiaturę i napisać „fake”, twórcy filmu udostępnili także klip z „the making of…”, by nikt nie miał wątpliwości, z iloma trudami przyszło im się zmierzyć na planie, gdzie zapominanie tekstu przez aktorów należałoby wymienić, jako najmniejszy z problemów.

Reklama

Z chęcią zobaczyłbym kontynuację przygód pijanej załogi (jeżeli aktorzy byliby na tyle odważni, by powtórzyć swój trik). Jak wiadomo natomiast, sequele rządzą się swoimi prawami (szybciej, więcej, mocniej). Byłaby to więc i świetna okazja do wypróbowania innych używek, czemu poprzestawać na alkoholu? Nie od dziś przecież wiadomo, że wielcy artyści, muzycy, malarze itp. sięgali po przeróżne środki odurzające, w celu rozszerzenia spectrum twórczych możliwości (nie wspominając o potęgowaniu własnych doznań). Oczywiście w tym celu filmowcy musieliby kręcić w kraju, gdzie takowe środki nie są ścigane przez prawo.

Na takie rozwiązanie zdecydowali się autorzy kolejnego eksperymentu, który (idę o zakład) przypadnie do gustu zwolennikom legalizacji marihuany. Ich pomysł polegał na tym, by zarejestrować zachowanie tej samej osoby, będącej pod wpływem: najpierw alkoholu, potem jointów. Następnie porównać reakcje organizmu na bodźce zewnętrzne. Chciano tym samym sprawdzić, jak obie substancje działają na ludzką percepcję. Warto też zwrócić uwagę na skutki „dzień po zażyciu” i jak badany opisuje swój stan zdrowia, samopoczucie itd. Przekonajcie się sami, która używka wygrała ten pojedynek.

Przyznaję, że po tym wszystkim, nie wiem jaki efekt dałby zadymiony od marihuany statek kosmiczny, dryfujący sobie na relaksie po kosmicznych mgławicach. Niezależnie jednak jak bardzo kosmiczne chlanie, czy jaranie może sprawić radochy, warto nie rozbić się przy tym o żaden meteoryt.

NAJLEPSZE SEKS OGŁOSZENIA PROSTO Z BAZ WOJSKOWYCH W AFGANISTANIE

AUTOBIOGRAFIA BOBA GUCCIONE

BIBLIA PRZEGIĘTEGO JAKUBA