Kto zna pastę o Jamesie Bondzie, jedzącym polskie pączki ten wie, że lukier, że tłusto, że brudzi elegancki garnitur. Ale tu jest Polska, tu „treat yourself" tłumaczy się na „daj se". A nie ma chyba bardziej uniwersalnego święta, jednoczącego wszystkich – babcie, majstrów i wielkomiejską młodzież we wspólnym pragnieniu „dania se" niż tłusty czwartek. To nasz polski oktoberfest cukru, wpisany w ruchomy kalendarz dzień, po którym wątroba także woła na pomoc. Ponoć gdzieś tam preferują faworki a.k.a. chrust, ale i tak wszyscy wiedzą, o co chodzi – o załadowanie węglowodanów po daszek za pomocą baterii pączków. Smażonych na tradycyjnym smalcu albo wegańskich; małych, dużych, tradycyjnych z marmoladą albo tych dla koneserów z czymkolwiek innym, byle słodkim.
Warszawska Wola, podziurawiona trochę przez wojnę, trochę przez koniec przemysłu i szalony kapitalizm lat 90., a teraz pozamykana budową metra. Kiedy przyjeżdżam o 6:50 pod Cukiernią na Grójeckiej, kolejka sięga rogu ulicy, w międzyczasie rośnie o następne 50 osób. Piekielnie zimno, nikomu nie chce się rozmawiać, trzy osoby mówią, że pracują w konkurencji (nie dopytałem, czy chodzi o inne cukiernie, czy o inne media). Ekipa z telewizji, dwóch reporterów z aparatami, jeden samotny radiowiec. Wstaje słońce. Kilku robotników, pewnie z budowanej kawałek dalej stacji metra. Kolejka rozmawia o tym, że chodzi tu od zawsze, i o tym, że czyjąś kamienicę wykupili z dekretu i chcą go eksmitować.
Wszystkie zdjęcia: Paweł Starzec
VICE: Od której tu jesteś?
Od piątej rano, autobus od siebie miałam o 3:50. I tak nie byłam pierwsza.
Widzę, że całkiem rozsądnie wzięłaś nawet taborecik?
Nie było opcji na siedzenie, i tak stałam całą noc.
Ile pączków bierzesz?
20. Wzięłabym więcej, ale brat nie zdążył dojechać z Okęcia, i nawet nie miałabym jak się z tym zabrać.
VICE: Długo pan stoi?
Od 6:30.
Większe zakupy, czy raczej dla smaku?
Ponoć jest limit 20, żeby dla wszystkich starczyło. Wziąłbym więcej.
VICE: Od kiedy Pani tu stoi?
Od 7:30. Mogłam być wcześniej, bo teraz jest 150 osób przede mną.
Czemu właściwie wszyscy stoją w kolejce do tej konkretnej cukierni?
Bo to tradycyjna firma, te pączki są tu chyba od zawsze. No i są pyszne.
VICE: Co Pan tu robi o tej porze?
Przyjechałem znad Zegrza po pączki. Bo są najlepsze. Nawet nie wiem, o której musiałem ruszyć, a i tak jestem kawałek od tych pierwszych. Pierwsi byli tu o 3 w nocy.
Ile pan weźmie?
Tyle, ile uda mi się za 20 złotych. Do czego pan robi materiał?
Do VICE Polska.
Jesteście jakoś spokrewnieni z tym doktorem Wajsem, który leczy lekkoatletów?
Nie, nie wydaje mi się.
Szkoda, bardzo mi pomógł swojego czasu.
VICE: Pan tu od nocy?
Prawie że, od 6:30.
Z większymi planami zakupowymi?
10 albo 20, jeszcze się zastanawiam.
Tylko z marmoladą, czy jakieś inne?
Tu są tylko klasyczne pączki, proszę pana.
VICE: Od kiedy czekają dziś pierwsi chętni na państwa pączki?
Od 3 rano, może chwilę wcześniej. Ale właściwie, to wczoraj o 19:00 była połowa takiej kolejki jak dziś. A pierwsze zwiększenie ruchu i małe kolejki robiły się już we wtorek. Pracujemy nieprzerwanie od 6:00 w środę.
Ile pączków sprzedaje się u państwa w tłusty czwartek?
Osiem tysięcy. To 10 razy więcej niż zwykle.
Pani udało się już dziś zjeść jakiegoś?
Wczoraj tak, ale jak dziś się uda w tym młynie, chociaż gryza wziąć to będzie sukces.