FYI.

This story is over 5 years old.

The Syria Issue

Fortepian Solo

Mimo że wezwano go tam tylko raz, odrobił swoją lekcję. Jeśli chodziło o ludzi u władzy, dopóki trzymał się w karbach, nie było ryzyka w tym, że pozostawał na swoim aktualnym stanowisku ani też w awansowaniu go.

„Nie zauważył pan choćby jednej charakterystycznej cechy, która pomogłaby nam zidentyfikować tego faceta?”, zapytał śledczy.

„Nie, mówiłem już. Wchodziłem po schodach ze spuszczoną głową, a on schodził z góry”, odpowiedział Fateh.

„Kiedy jednak pana zaatakował, byliście tam sami, twarzą w twarz.”

„Wszystko stało się tak szybko.”

„Musiał go pan widzieć, to był środek popołudnia.”

„Nie widziałem go dobrze. Na klatce schodowej i na półpiętrach nie ma zbyt dużo światła.”

Reklama

Sprawę przydzielono młodemu śledczemu, który przyszedł w towarzystwie czterech uzbrojonych mężczyzn. Przyznano mu nieograniczone uprawnienia przy badaniu tej sprawy. Zadaniem śledczego było ustalenie, czy incydent miał cokolwiek wspólnego z terroryzmem, jak twierdzono w petycji, którą zeszłego wieczoru podpisało ponad 30 osób.

Przed przeczytaniem oficjalnego raportu, śledczy powiedział, że ma zamiar użyć wszelkich środków, które ma do dyspozycji, aby chronić Fateha. Wyrzucił wszystkich, którzy tam przyszli – dziennikarzy, działaczy politycznych, organizacje działające na rzecz społeczeństwa obywatelskiego i ciekawskich gapiów – i zabronił im tam wracać. Gdy się opierali, obsztorcował ich i nie pozwolił zbliżać się do drzwi. Po chwili przegrupowali się i próbowali wedrzeć z powrotem, ale zagroził, że każe ich wszystkich aresztować. Zanim jeszcze mieli szansę pierzchnąć na korytarz, polecił wyrzucić ich ze szpitala, ostrzegając, by nie mówili ani słowa o tym, co tu miało miejsce. Ich paplanina tworzyła nastrój górnolotnego bełkotu, w którym klepano komunały o religii, fundamentalizmie i swobodach obywatelskich. Nie zjednoczyli się. Nie, przyszli wesprzeć ofiarę sił zła i takfiru*, tak jakby sami byli siłami jasności i tolerancji!

„Przed napaścią ten facet chodził po targu i wypytywał sklepikarzy o pana”, powiedział śledczy, mówiąc raczej do siebie. „Pokazali mu pański dom. Kręcił się w środku, czekając na pana a potem… cóż, resztę pan już zna. Poruszał się swobodnie, nie śpieszył się. Na nikim nie zrobił żadnego specjalnego wrażenia. Czy to nie dziwne?”

Reklama

„Nie przedsięwziął też właściwie żadnych środków ostrożności”, kontynuował śledczy. „Wiele osób widziało go na tym targu. Niektórzy nawet z nim rozmawiali. Ale nie wzbudził żadnych podejrzeń. Wszystkie jego opisy, jakimi dysponujemy, są kompletnie nijakie.”

Podał opis podejrzanego: w średnim wieku, wysoki, silna budowa ciała, wąskie czoło, mały wąsik, rzednące, czarne włosy i wydatny tors. This contradicted Fateh’s testimony.

Kłóciło się to z zeznaniami Fateha. W oficjalnym raporcie kilkakrotnie podkreślał, że czoło napastnika było szerokie, wąsy i włosy – gęste, a twarz okrągła.

„Widział pan go wcześniej? Może gdzieś go pan już zauważył?”

„Nie.”

„I nie miał na sobie abai.”

„Nigdy tak nie twierdziłem.”

„Był gładko ogolony?”

„Jakie to ma znaczenie?”

„Że nie był terrorystą.”

„Nie wysyłaliby kogoś w turbanie i z brodą.”

„Nie uciekał. Wyszedł śmiało, wygładził ubranie i poszedł sobie.”

Zadając te pytania, śledczy próbował dać coś do zrozumienia. Coś, co kłóciło się z tym, o czym szeptali ludzie na zewnątrz.

„Naprawdę uważa pan, że to był terrorysta?”, ponaglił.

„A nie mam racji?”

„Dobrze ubrany terrorysta, bez karabinu i granatów?”

„Kim w takim razie był?”

„Wyglądał raczej na biznesmena, albo jednego z tych młodych ludzi, którzy zajmują się ich ochroną. Tak, bardziej jak goryl.”

Ofiara otwarła usta ze zdziwienia.

„Między jednymi a drugimi jest spora różnica.”

„I jedni i drudzy noszą czarne garnitury, białe koszule i ciemne okulary.”

Reklama

„On nie miał okularów.”

Śledczy odsunął się i usiadł na krześle koło szafy. Chciał powiedzieć ofierze, której głowa owinięta była białą gazą, żeby przestała udawać, że jej krzywda była jakimś poważniejszym wydarzeniem w walce toczącej się z siłami zła.

Cherchez la femme! Gdyby tylko ofiara ujawniła to, co ukrywała, można by rozwikłać to błyskawicznie. Poza tym ludzie mają odmienne zdania w każdej kwestii. Ale działania terrorystyczne stały się powszechne a wraz z nimi pojawiły się lipne ofiary, które próbują powiązać się z tymi incydentami.

Śledczy wpatrywał się w przestrzeń, jego spojrzenie przeszywało szybę. Widział coś, co zwijało się w kłębek, wznosząc bardzo powoli. To nie był obłok, lecz dym kłębiący się na niebie.

OSTATNI GOŚĆ

Następnego dnia przyszło już mniej gości, Fateh przygotowywał się do wypisania się ze szpitala. Tego wieczoru zadzwonił do Haify, żeby kierowca zabrał ją z pracy, aby mogła towarzyszyć mu w drodze do domu.

Krótko przed południem przyszedł jakiś gość. Nie przyniósł bukietu kwiatów ani laurki, zamiast tego wślizgnął się chyłkiem do pokoju, jakby nie chciał, żeby ktoś zobaczył, że wchodzi. Jego szeroki uśmiech skażony był cieniem głębokiego smutku.

Fateh spojrzał w górę, zdziwiony widokiem stojącego przed  nim tęgiego mężczyzny, którego nie mógł rozpoznać. Jego pogodne rysy i smutne spojrzenie splatały się ze sobą w dziwny sposób, sprawiając wrażenie, że mężczyźni się znają – jak inaczej tak umiejętnie i przekonująco mógłby promieniować bólem z powodu tego, co spotkało Fateha, a jednocześnie radością, że przecież udało mu się przeżyć? To wystarczyło, by przekonać Fateha, że zna tego mężczyznę, nawet jeśli to, kim on jest, nie przyszło mu od razu do głowy. Skinieniem głowy przeprosił, że nie pamięta, próbując pełnym zakłopotania wzrokiem usprawiedliwić to, że nie powitał gościa we właściwy sposób. Milczenie było zaproszeniem, by mężczyzna zrobił krok naprzód i przedstawił się.

Reklama

Nawet jeśli oczekiwał, że Fateh go rozpozna, nie zniechęciło go to. Wyraził wspaniałomyślność szerokim uśmiechem, kiedy dostrzegł, że ofiara faktycznie zapomniała go po tych 30 latach, które upłynęły od czasu, gdy się widzieli.

„Przyjaźniliśmy się w dzieciństwie.”

Fateh był coraz bardziej spięty i wyprostował się w łóżku, zastanawiając się, Czy ja spędziłem z tym człowiekiem moje dzieciństwo?

„W podstawówce.”, wyjaśnił mężczyzna.

Sięgnął pamięcią do dzielnicy Szejka Muhyiddina w Damaszku, od razu przypominając sobie chłopca, z którym kolegował się przez pięć lat, od pierwszej do piątej klasy, ale nie przychodziło mu do głowy jego imię. Miał je na końcu języka. Być może był w stanie tak szybko przypomnieć sobie twarz tego człowieka, gdyż jego dziecinne rysy nie za bardzo się zmieniły. Wryły się w jego twarz, mimo, że teraz była nalana i w średnim wieku.

„Co sprawiło, że pomyślałeś o mnie?”

„Kiedy usłyszałem o tym, co się stało, postanowiłem przyjść i zobaczyć, co z tobą.”

„Ale dlaczego nigdy wcześniej mnie nie szukałeś?”

„Za dużo pracy – to znaczy ty miałeś za dużo pracy, więc nie szukałem kontaktu. Ale śledziłem, czym się zajmowałeś, przeczytałem wszystko, co napisałeś. Wybacz mi, przyjacielu. Szczerze mówiąc to, co czytałem i co słyszałem o tobie, niezbyt mnie cieszyło. Po tym, jak usłyszałem o napaści, obowiązek, jedynie obowiązek kazał mi tu przyjść, żeby zobaczyć, jak się czujesz. Odciąłem się od ciebie. Tylko mnie można za to winić.  Powinienem był inaczej patrzeć na pewne sprawy, na niektóre, uprzedzam, nie na wszystkie. Nie wolno lekceważyć przyjaźni, niezależnie od tego, ile czasu upłynęło.”

Reklama

Fateh nie miał ochoty pytać go, co też takiego czytał czy też słyszał, co mu się nie podobało. Czasami jego opinie nie przekonywały ludzi, którzy byli mu najbliżsi, dlaczego miałby się przejmować tym, co o tym myślał zapomniany przyjaciel z dzieciństwa, którego nie widział od tylu lat? Przez cały ten czas nie wspominał go i nie myślał o nim nawet przez sekundę.

„Nie obwiniaj się. Czas nas rozdzielił.”, powiedział Fateh.

Powróciła fala dawnych wspomnień. Ten człowiek był jego bliskim i oddanym kumplem, zawsze spełniał dobre uczynki. Doskonałym przykładem jego niezwykle dobrego serca było to, jak codziennie oddawał swoje kieszonkowe każdemu żebrakowi, którego spotkał na swej drodze, idąc rano do szkoły. Dzielił się drugim śniadaniem z mniej zamożnymi kolegami. Mimo , że był wzorowym uczniem, nigdy nie rywalizował z innymi o najlepsze stopnie – uczył się nie po to, żeby kogoś prześcignąć, lecz raczej po to, by wyciągnąć pomocną dłoń, gdy nadchodził czas ustnych czy końcowych egzaminów, nawet jeśli w rezultacie miał zostać za to ukarany.

Fateh był zaszokowany tą zapomnianą przeszłością i ponownym odkryciem, że był kiedyś małym chłopcem. W jakiś sposób uwierzył, że nigdy nie przechodził tego etapu.

„Byłeś wzorowym uczniem”, powiedział jego stary przyjaciel. „Spodziewałem się, że twoja przyszłość będzie znakomita.”

Po tak długiej rozłące Fatehowi wydało się stosowne, by ni stąd ni zowąd zadać przyjacielowi pewne nieuniknione pytania: Gdzie byłeś? Co robisz? Jesteś żonaty? Ile macie dzieci?

Reklama

Z wahaniem i jednocześnie pokorą, stary przyjaciel podsumował 30 lat swego życia. Nigdy nie zdobył wyższego wykształcenia. Po śmierci ojca przejął jego sklep, sprzedając hurtowo  artykuły gospodarstwa domowego na targu Asruniyya. Młodo się ożenił i ma pięcioro dzieci, dwóch synów i trzy córki; rok temu dwie córki wyszły za mąż. Teraz zostawił sklep najstarszemu synowi i odszedł na emeryturę.

„Tak wcześnie?”

Ze zdziwieniem zastanawiał się, czy jego przyjaciel nie zachorował na nieuleczalną chorobę, co zmusiło go do przedwczesnej emerytury,  aby skupić się na modlitwach i przygotowywaniu do śmierci.

„Jesteś chory?”

„Nie, zupełnie nie.”

Spędzał swoje dni pracując dla organizacji charytatywnych. Pomagał biednym, wdowom i sierotom, oraz wszystkim innym potrzebującym, robił to z Boską pomocą, co było dla niego jedyną nagrodą. W końcu to było coś najlepszego, na co mógł liczyć.

Po streszczeniu historii swego życia, teraz on zadawał pytania. Wskazał na białe bandaże owinięte wokół głowy Fateha.

„Przyjacielu, co ty sobie zrobiłeś?”, powiedział z wyrzutem.

„Nic nie zrobiłem. Zostałem zaatakowany.”

„Obawiam się, że podburzyłeś kogoś przeciwko sobie.”

„Nic o tym nie wiem. Na razie śledztwo nie przyniosło żadnych rezultatów.”

Odpowiedział tak krótko, żeby nie popsuć atmosfery. Lecz jego przyjaciel przysunął się blisko i zaczął mówić przyciszonym głosem.

„Ci, o których mówi się, że to zrobili, nie mają z tym nic wspólnego. Twoi znajomi rzucają bezpodstawne oskarżenia.”

Reklama

„Co ty o tym wiesz?”, zapytał Fateh, zirytowany.

„Dużo wiem.”

Wzburzenie Fateha przygasło, nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Ten mały chłopak o złotym sercu miał zwyczaj mówić dokładnie to samo w nadzwyczaj dziwnych sytuacjach, podczas gdy jego wiedza była wciąż jeszcze naiwna. Był taki jak zawsze. A nawet jeszcze bardziej.

„Co to dokładnie jest, o czym wiesz?”

„Dużo, więcej, niż byś się spodziewał.”

„Jesteś taki jak zawsze, ani trochę się nie zmieniłeś.”

„A przez długi czas miałem nadzieję, że tak się stanie.”

Fateh zdumiał się, jak mu się udało zachować taką prostoduszność, podobnie jak dziecinne rysy, które, jak się zdawało, nie przeszły żadnej zauważalnej przemiany wskazującej na jego zaawansowany wiek, nie licząc kępki siwych włosów i  ledwo widocznych zmarszczek tworzących linie pod oczami. Gdyby nie to, wydawałoby się, że czas się dla niego zatrzymał.

Życie na ogół nie potrafi znieść człowieka o takiej szlachetności i szczodrości; szczera interakcja z ludźmi może przynieść niezamierzone skutki. Był nikim innym jak małym chłopcem w brutalnym świecie dorosłych. Jak to się stało, że podczas jednego z tych jego zrywów uszczęśliwiania innych nie spotkała go śmierć? Gorąco pragnął poświęcać się dla innych i prawdopodobnie oszukiwano go przy wielu okazjach.

„Ale świat się zmienił.”

„Miejmy nadzieję, że my nigdy się nie zmienimy.”

„A jednak zmieniliśmy się, i to bardzo.”

„Jeśli czegokolwiek potrzebujesz…”

Reklama

„Niczego nie potrzebuję”, odrzekł szybko Fateh, ujawniając rozdrażnienie.

Jego przyjaciel skierował się ku drzwiom, ale odwrócił się.

„Chcę ci powiedzieć, że to, czego się domagasz, jest złe, bardzo złe.”

Miał na myśli to, czego domagał się Fateh na swoich wykładach, i o czym czasem pisał w prasie.

„Zgadza się. Wielu ludziom się to nie podoba. Masz rację, taki się stałem.  Jestem inny, niż byłem kiedyś. Nie podoba ci się to, ale niezależnie od tego, co powiesz, taki właśnie jestem.”

Jego stary przyjaciel wyjął kawałek papieru i napisał na nim swój numer telefonu.

„Będę się modlił, abyś szybko powrócił do zdrowia. Dzwoń śmiało, jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebował.

Fateh wziął kartkę, poskładał ją i włożył do kieszeni. Nie, nie zamierzał do niego dzwonić, niezależnie od tego, co by się działo. W pogodnej przeszłości był idealnym chłopcem. Lecz w nieszczęsnej teraźniejszości był nikim innym jak niemiłym i nieznośnym człowiekiem. Świat szedł naprzód, tymczasem on wciąż żył w zakurzonej epoce, która przeminęła.

Jedyną rzeczą, o którą Fateh powinien był go jednak zapytać, było to, jak się nazywa. Nie mógł sobie tego przypomnieć, a jego stary przyjaciel nie zapisał swego imienia obok numeru telefonu. Wyjął kartkę z kieszeni i podarł ją.

NĘDZNY SEKULARYSTA

Wszyscy ci goście w szpitalu intrygowali młodego śledczego, w jego głowie rodziły się pytania. Zapytał swoich przełożonych, dlaczego ofiara budziła takie zainteresowanie. Powiedzieli mu, że Fateh al-Qalaj był wybitnym intelektualistą i niezależnym myślicielem.

Reklama

Co sprawiło, że tak źle myślał o ofierze i o tym wypadku?

Jego zaufanie do pierwszego odniesionego wrażenia i intuicji (które często są mylne), karmiło się informacjami, które otrzymał od sąsiada ofiary.

Informacje, które sklecił, nie stawiały Fateha w pozytywnym świetle. Sąsiad nie wiedział o nim zbyt dużo. Śledczy nie wiedział, czym on się zajmuje, lecz miał świadomość, że był wdowcem i mieszkał sam. Sąsiedzi zostawili go w spokoju, gdyż uważali, że stroni od nich i jest pretensjonalny.

Zrozumienie tego negatywnego podejścia nie nastręczało śledczemu trudności. Przez ten czas, gdy mieszkał w starej kamienicy niedaleko więzienia Mezzeh, nigdy nie złożył nikomu wizyty i jego też nikt nie odwiedził. Rano przyjeżdżał po niego samochód, zabierał go do miasta, a po pracy odwoził do domu. Był to zdezelowany peugeot z 1986, którego rzadko używano po godzinach i który nie był dowodem jakiegoś wyjątkowego statusu.

Skąpe oficjalne informacje, do których śledczemu udało się uzyskać dostęp, ujawniły, że Fateh jest znakomitym menedżerem średniego szczebla, nie posiadającym jakichś szczególnych wpływów. W zamian za postępowe poglądy, otrzymał stanowisko świetne, lecz niewiążące się z posiadaniem realnej władzy.

Jego sąsiedzi nie wiedzieli, że był wybitnym myślicielem sekularystycznym; nie tak dawno temu podjął decyzję, że będzie pokładał wiarę w nauce  i sprzymierzy się z umysłem racjonalnym, wykorzeniając przesądy, złudzenia i wszystkie przekonania, które miały jakiś związek z duszą – to znaczy ze wszystkim, czego nie można zobaczyć ani dotknąć.

Reklama

Fateh nie wybrał pracy intelektualnej, żeby zarabiać pieniądze. W pewnym sensie był amatorem, zainteresowanym ideami, najnowocześniejszymi ideami, nie musząc stosować się do nich czy przeżywać ich, prowadził sporadyczne wykłady i moderował dyskusje bez dodatkowych opłat. Był znany ze swych wnikliwych interwencji i antypopulizmu, szczery w obronie racjonalizmu i poszukiwaniu prawdy, zwłaszcza tej niezbitej.

Gdyby jego sąsiedzi wiedzieli, do czego nawoływał, z pewnością mieliby mu to za złe, lecz oni nigdy nie czytali niczego poza rejestrami policyjnymi; nie byli zainteresowani ideami, które były często niezrozumiałe i nie miały żadnej wartości w ich codziennym życiu.

Przez te lata ich wiedza o ofierze pozostawała w stanie zastoju. Wciąż był nowym gościem w tej kamienicy, mimo że od czasu, gdy się tu sprowadził, minęło już ponad dziesięć lat. Wciąż był człowiekiem, któremu właśnie zmarła żona, choć od jej śmierci minęły już trzy lata. Wydawało się, że nie ma jeszcze czterdziestki, nawet jeśli w rzeczywistości zbliżał się już do wieku średniego.

Złożył ograniczoną ilość śmiałych oświadczeń w prasie i stał się dobrze znany w małym kręgu sławnych wykładowców i podejrzany dla urzędów, które były szczególnie wyczulone na jego publiczny krytycyzm w stosunku do strategii polityki wewnętrznej. Nigdy nie złożył ślubów wierności reżimowi, lecz też nie walczył z nim. W przekonaniu, że wprawiałby ich tylko w zakłopotanie swoimi śmiałymi ideami, zdecydowali się przekupić go kierowniczym stanowiskiem. Ignorowali go dopóty, dopóki nie stanowił dla nich zagrożenia, nawet jeśli zwykli ludzie byli czasem rozdrażnieni jego ciągłym krytykowaniem ich tradycji i dogmatów.

Reklama

Jego wykłady o sekularyzmie obracały się wokół jednej idei, mianowicie rozdziału meczetu od państwa. Mądrze to wyjaśniał, rozprawiając o głębokich problemach na wysokim poziomie i – w związku z bezmiarem swego entuzjazmu dla tego tematu – wytyczał drogę od wstrętnego państwa do ustroju, który szanuje wolność sumienia i zabezpiecza się przed schronieniem pod egidą jednej religii, jednej sekty, czy też jednej szkoły prawa.

Jego największa wrogość była zarezerwowana dla prawd nadprzyrodzonych. Nie atakował ich otwarcie, ani nie negował ich statusu duchowego, lecz przebiegle szerzył propagandę ateistyczną, co trafiało do jego zwolenników i oponentów. Był kategorycznie przeciwny religii, nie interesowała go wolność przekonań czy też przeciwstawne, inne określenie, i głośno wyrażał swoją odmowę uznania prawdziwości czegokolwiek, co nie zostanie najpierw poddane badaniu i eksperymentowi. Jego slogan to: „Nie ma żadnej prawdy prócz prawdy naukowej.” I choć chełpił się, że nauka wyeliminowała magię na świecie, robił to tylko po to, by wykazać, że religia jest nie mniejszym przesądem niż magia.

Gdy reżim ostrzegł intelektualistów, by nie wyrażali skrajnych poglądów i nie atakowali wierzeń religijnych – co było częścią kampanii, by skończyć z rozłamem w społeczeństwie i zapewnić porządek publiczny – udało mu się osiągnąć ten nieprawdopodobny złoty środek.

Lecz Fateh nie postrzegał tego ostrzeżenia ze zrozumieniem czy roztropnością i porzucił intelektualną subtelność nasilając krytyki skierowane przeciw religii; kiedyś doprowadził niemal do konfliktu społecznego między wiernymi i niewiernymi, dotyczącego kwestii mającej niezwykłą wagę prawną, co sekularyści uznali za osobliwe i godne drwin. Skłoniło to reżim do przywołania sekularystycznego intelektualisty do porządku. Został wezwany do jednej z siedzib służby bezpieczeństwa, gdzie uświadomiono mu, że jeśli on jest niewierny, to oni są jeszcze gorsi. Zobowiązali go do położenia kresu atakom przeciwko religii na zgromadzeniach publicznych. Po tym zdarzeniu ograniczył wyrażanie swych uwag krytycznych do spotkań prywatnych, na których bywali tylko jego zwolennicy. Zadowolił się graniem adwokata, bronieniem sekularyzmu z punktu widzenia, iż stoi on na straży społecznego pokoju i zwraca religii jej duchowość. W rezultacie odzyskał szacunek decydentów. Uznali go za zasób racjonalizmu w irracjonalnym i niespokojnym państwie, dopełniający mnogości perspektyw, niezbędnych w telewizyjnym talk show, które wymaga, by goście byli marudni i swarliwi, i używali osobliwych słów, żeby nie móc pomyśleć, że  kraj nie stoi na wysokim stopniu rozwoju. Dał sieciom odrobinę liberalnej wolności od uprzedzeń.

Mimo że wezwano go tam tylko raz, odrobił swoją lekcję. Jeśli chodziło o ludzi u władzy, dopóki trzymał się w karbach, nie było ryzyka w tym, że pozostawał na swoim aktualnym stanowisku ani też w awansowaniu go. Wszystko, dopóki nie zapalał najmniejszego nawet ognia, który trudno byłoby powstrzymać i ugasić, gdyby zaistniała taka konieczność.

Jego sąsiadom nie udało się nawiązać z nim normalnych kontaktów a ponieważ nie pochwalali jego skrajnej izolacji,  doszli do wniosku, że jest arogancki. Jego powaga sprawiała, że wyglądał na skonsternowanego, wrażenie nieodłączne pesymistycznym intelektualistom i nie opuszczające ich przy wykonywaniu codziennych czynności. Faktycznie absorbowały go niezwykle ważne kwestie związane z poszanowaniem dobra człowieka – worki ze śmieciami zrzucane z balkonów, długie przerwy w dostawach prądu i wody oraz niekończące się roboty drogowe. Jego rysy twarzy wprawiały w zakłopotanie, gdy jego umysł rozważał różne idee. Zwykł ściągać brwi i marszczyć czoło, przybierając marsową minę, a na jego twarzy malowało się obrzydzenie i wyglądał obmierźle, więc sąsiedzi nie znosili go, nie przejmując się tym, co go spotykało a jeśli ktokolwiek okazał zainteresowanie, to jedynie po to, by czerpać przyjemność z jego nieszczęść.

Od czasu do czasu, gdy przypominali sobie o jego zmarłej żonie, litowali się nad nim i wyrażali współczucie dla jego ciężkiej doli. Łagodnieli i czuli nawet coś w rodzaju podziwu. Lecz gdy próbowali się do niego zbliżyć, zaskakiwał ich swoją arogancją, która była nie tyle arogancją, co pozą, do której przywykł. Wtedy oni z kolei powracali do nienawidzenia go w ten sam sposób, co zawsze.

*Oświadczenie składane przez muzułmanina, że inny muzułmanin jest niewierzący.

Więcej artykułów z SYRIA ISSUE:

Przewodnik VICE po Syrii
Diabeł tak straszny jak go malują
Między nami rebeliantami