FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Jak przypadkiem zostałem gwiazdą w nigeryjskim filmie

Mój kuzyn Louis należy do tych ludzi, którzy zawsze pakują się w jakieś groteskowe sytuacje.

Mój kuzyn Louis podczas kręcenia nollywoodzkiego hitu, Festival Of Love

Mój kuzyn Louis należy do tych ludzi, którzy zawsze pakują się w jakieś groteskowe sytuacje. Kilka lat temu udał się na wędrówkę po Indiach, gdzie zaraz po przyjeździe porwano go i przetrzymywano dla okupu przez tydzień na barce w Kaszmirze. Cały ten czas spędził na siedzeniu w niezręcznej ciszy ze starym facetem, palącym w przezdziwacznym fajkopodobnym ustrojstwie bryłki haszu wielkości pięści. W końcu został uwolniony po oddaniu porywaczom całego swojego budżetu przeznaczonego na podróż. Nie mam pojęcia, czemu go po prostu nie obrabowali. Zdawałoby się, że przetrzymywanie kogoś jako zakładnika wymaga znacznie więcej wysiłku, niż pozostawienie go bezbronnego na ulicy. Ale w końcu to Louis.

Reklama

Nieco później tego samego roku przebywał w Ghanie i skończył jako gwiazda filmu Festival of Love, nigeryjskiej opowieści o czarach i chrześcijaństwie. Możecie zobaczyć tutaj Louisa w 1:50 minucie, jeśli mi nie wierzycie/chcecie zostać oczarowani produkcją najwyższej jakości. Wygrzebałem jego numer telefonu i pogadałem chwilę o tym doświadczeniu.

VICE: Hej, Louis. Na początek powiedz mi może po prostu jakim kurwa cudem wydarzyło się to wszystko.
Louis: No cóż, byłem wtedy wolontariuszem jednej z organizacji piłkarskich w Ghanie i każdego wieczoru chodziłem do baru pić z Dundo Nsawam, nigeryjskim politykiem, którego tam poznałem. Okazało się, że jeden z jego najlepszych przyjaciół jest nigeryjską szychą odpowiedzialną za castingi, który desperacko potrzebuje do swojego filmu białego faceta.

Byle jakiego białasa?
W zasadzie tak. Jakiegokolwiek białego typa mówiącego po angielsku. Powiedział, że bardzo podoba mu się chemia pomiędzy mną a Dundo, więc chciał, żebym był w filmie, chociaż ja sam czułem, że to absurd. Wtedy jeszcze nigdy w życiu nie grałem.

Musiałeś iść na przesłuchanie?
Tak, zaprowadzono mnie na jakąś tylną uliczkę w Akrze, stolicy Ghany, i zabrano do pokoju gdzie siedziało pięciu wielkich nigeryjskich facetów w garniturach, wszyscy palący kubańskie cygara. Oprócz mnie był jeszcze tylko jeden facet biorący udział w przesłuchaniu – ukraiński typek z nadwagą,  obwieszony złotymi łańcuchami - poszedł pierwszy i miał powiedzieć kwestię: "Jesteś najpiękniejszą czarną istotą, jaką kiedykolwiek ujrzałem." Ale miał bardzo silny akcent. Wstałem, powiedziałem tę linijkę tekstu, a oni byli wniebowzięci. Spytali, czy jestem chrześcijaninem, a ja skłamałem i przytaknąłem, bo stwierdziłem, że skoro już tam jestem, mogę równie dobrze pozwolić sobie i na to. Później tego dnia spotkałem Dundo, który przekazał mi, że dostałem rolę.

Reklama

Na pewno nieźle się podjarałeś. Jak szybko zaczęliście kręcić?
Wydaje mi się, że pomiędzy przesłuchaniem a pierwszym dniem minęły jakieś dwa tygodnie. Miałem więc jeszcze troszkę czasu na przejrzenie scenariusza, pełnego najbardziej żenujących tekstów jakie w życiu widziałem. W każdym razie dwa tygodnie później zapakowali mnie oraz 30 innych członków ekipy do vana i zawieźli nas w trzy godziny do hotelu mieszczącego się w ghańskim lesie deszczowym, który służył jednocześnie jako pałac w filmie.

Pięknie. A o czym tak właściwie jest ten film?
Akcja dzieje się w wiosce Insawa, która słynie z praktykowania starej afrykańskiej magii, związanej między innymi z zabijaniem niemowlaków i podobnymi rzeczami. Książę z Insawa wyjechał studiować na Oxfordzie gdzie poznał Pastora Williamsa - mojego bohatera - który zdołał nawrócić go na chrześcijaństwo, tak więc książę wraca i stara się nawrócić resztę wioski. W tym wszystkim przeszkadza mu zła bogini czarnej magii, prosi mnie więc, bym przyleciał do Insawa, aby szerzyć słowo boże. Bogini stara się mnie zabić i - uwaga spoiler - zakochujemy się w sobie, ona przestaje być zła, a cała wioska nawraca się na chrześcijaństwo. Ostatnia scena to ja, ona i nasze dziecko rasy mieszanej, żyjący długo i szczęśliwie.

Aach, zepsułeś spoilerem całą zabawę.
No cóż, cały film trwa pięć godzin, chciałem po prostu zaoszczędzić ci trochę czasu. W zasadzie to dziwne; nigdy, w całym swoim życiu nie sądziłem, że mógłbym przyczynić się do chrystianizacji Afryki. Potem stało się to dla mnie czymś w rodzaju moralnego dylematu, bo osobiście uważam, że to najbardziej straszna rzecz, jakiej tam dokonano.

Reklama

Co robiłeś pomiędzy filmowaniem scen?
Ha, zaczęło się dziwnie jeszcze zanim zaczęliśmy kręcić. Tej nocy gdy przyjechaliśmy dowiedziałem się, że będę dzielił łóżko z producentem i odtwórcą jednej z głównych ról, którzy byli niesamowicie potężni - już to było dość krępujące. Potem okazało się, że wszyscy są uber-chrześcijaninami i zaczęli słuchać jakichś szalonych kazań, po czym przez chwilę mówili językami. W końcu, zaraz po tym, zwalili sobie konia przy jakimś idiotycznym pornolu, więc akcja przeszła od słodkiego chrześcijańskiego spotkania dzieci-kwiatów do zwyczajnej sesji porno.

A co z groupies?
O Boże, tak. Tej nocy zostawili mnie tam samego, po czym do drzwi zapukały trzy aktorki trzymające wielki boombox grający jakieś hiperseksualne R&B. Zaczęły się wszystkie wokół mnie rozbierać, próbując nakłonić mnie do wspólnego tańca. Wtedy czułem się już tak bardzo nieswojo po tym dziwnym posiedzeniu porno, że nie wziąłem udziału. Myślę, że były nieco zawiedzione, ale po prostu się bałem.

W sumie zrozumiałe. I to wszystko wydarzyło się pierwszej nocy?
No, wtedy wciąż nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Następnego dnia dobierali nam kostiumy. Miałem wtedy 18 lat, straciłem dopiero co jakieś 12 kilo i ogoliłem się na łyso, a oni kazali nałożyć o wiele za duży garnitur i wtarli mnóstwo tłustego żelu we włosy, tak więc koniec końców wyglądałem na jakieś 12 lat.

I jaka była twoja pierwsza scena?
Akcja działa się w samym sercu lasu deszczowego, przy mnie było jakieś 20 osób. Dali mi do ręki głośnik i kazali zaimprowizować monolog o początkach czasu i dlaczego w ogóle przyjechałem tam jako chrześcijański misjonarz. Najbardziej absurdalnym jednak było to, że każdy stał w odległości jakiegoś 1 metra ode mnie, a ja darłem się prosto w ich ryje o tym, jak powstawał czas na początku Starego Testamentu i o wszystkich rzeczach związanych z moją misją jako posłańca Bożego.

Reklama

I co potem?
Następna była chyba scena, w której musiałem dokonać egzorcyzmu na opętanej kobiecie i działo się to podczas przerwy na lunch lokalnej szkoły. Gapiło się więc na mnie jakieś 200 bachorów śmiejących się do łez, gdy krzyczałem rzeczy w stylu: "Wyprowadź szatana z głębi swej duszy!".

Brzmi jak niezła zabawa.
To było tragiczne. W następnej scenie miałem wyrecytować modlitwę przed około 50-cioma tubylcami, ale rzecz jasna nie znałem żadnych modlitw oprócz tego, co pamiętałem z Modlitwy Pańskiej jeszcze ze szkoły. Powiedzieli mi: "Ok, więc po prostu pomów przez chwilę językami." Oczywiście jeszcze nigdy wcześniej nie mówiłem żadnymi językami, ale poinformowali mnie, że jeśli tylko zdołam nawiązać kontakt z Bogiem wewnątrz mnie czy czymś w tym stylu, będzie już znacznie łatwiej. Tak więc wziąłem głęboki oddech i po prostu spróbowałem powtórzyć to, co słyszałem zeszłej nocy w hotelu od dwóch facetów i oczywiście to podziałało, bo tubylcom kompletnie odbiło.

Och, zapomniałem o moim absolutnie ulubionym momencie z tego co udało mi się zobaczyć z filmu. Scena miłosna z boginią w wodospadzie.
O tak, to było zajebiście komiczne. Był to niemy monolog w trakcie którego mieliśmy udawać, że jesteśmy w sobie zakochani, a wtedy już zdążyłem szczerze znienawidzić aktorkę grającą boginię. Była taką primadonną. Wiesz, pstrykała na przykład palcami na ludzi, żeby ktoś przyniósł jej rzeczy - nie mogłem tego znieść. W każdym razie mieliśmy udawać zakochanych, więc patrzyliśmy na siebie z czułością, po czym ona wskazywała na coś siedzącego na drzewie i pytała: "O Boże, masz jakieś zwierzątka? A jakie jest Twoje ulubione jedzenie?", a ja odpowiadałem: "O tak, kota, uwielbiam też mielonego i pizzę". Po tej scenie, brałem ją za rękę i prowadziłem na skałę, patrzyłem na nią niezwykle szczerze i mówiłem: "Jesteś najpiękniejszą czarną istotą, jaką kiedykolwiek ujrzałem", co jest zresztą najbardziej idiotyczną rzeczą, jaką w życiu powiedziałem. Oglądanie tego aż boli.

Reklama

W zasadzie jestem teraz zazdrosny, i to na wielu poziomach. Co się działo już po zakończeniu kręcenia filmu?
Były promocyjne wywiady gdzie musiałem mówić rzeczy w stylu: "Spotkanie tych ludzi było dla mnie błogosławieństwem, myślę też, że scenariusz jest piękny i elokwentnie napisany, a szerzenie chrześcijaństwa jest przecież tak bardzo ważne" i kupę innych absurdalnych tekstów. Zacząłem też widzieć wszędzie wokół swoją twarz, bo film został wydany w jakichś 13 afrykańskich krajach, a metodą promocji jest tam naklejanie mnóstwa plakatów z boku furgonetek i jeżdżenie po mieście z głośnikiem wrzeszczącym o danej produkcji. Ludzie zaczęli zatem wołać na mnie na ulicy "Pastor Williams!".

Więc nagle zacząłeś mieć własną armię fanów? 
Nie do końca, ale nawet gdy gadam w tym momencie z tobą, dostaję wiadomości i zaproszenia do znajomych od nigeryjskich kobiet, komplementujących mnie za niezłą chemię pomiędzy mną a boginią albo sugerujących nasze pobranie się, żeby mogły dostać wizę. Czekaj, jedna z nich właśnie napisała do mnie na facebookowym czacie - ktoś zwany Promise Love - pyta mnie czy wiem, w jaki sposób może dostać zaproszenie na przesłuchanie do filmu.

Użyj dla niej swoich znajomości.
Ooo, jeszcze jedno, jakiś rok po wszystkim imprezowałem w klubie w Manchesterze. Była jakaś piąta rano i akurat szczałem. Jakieś typ popukał mnie w ramię i spytał: "Jesteś może tym chłopcem z filmu Festival of Love?" Odpowiedziałem mu że to ja, więc zawołał pięciu swoich kolegów do kibla i kazali mi odegrać scenę "Jesteś najpiękniejszą czarną istotą…". W klubowym sraczu o piątej nad ranem. To było bardzo dziwne.

Nie przeczę. Dzięki, Louis, do zobaczenia na następnym grillu rodzinnym.

Więcej dziwnych filmowych historii:

Zły i gorszy, czyli subiektywna lista plakatów filmowych, od których bolą oczy