FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Zjeść biodro i mieć biodro

Co trzeba zrobić, żeby usłyszano o twoim studenckim projekcie artystycznym? Nie zaszkodzi ugotować i zjeść kawałek własnego ciała

Co trzeba zrobić, żeby o twoim studenckim projekcie artystycznym rozpisywały się w tym samym tygodniu takie tytuły, jak „Time", „The Huffington Post", „The Independent", „Mirror", „The Telegraph" i „Die Welt"? Z pewnością przydaje się talent, oddanie sztuce i odpowiednie koneksje. Nie zaszkodzi też ugotować i zjeść kawałek własnego ciała.

Właśnie tak zrobił 25-letni Norweg Alexander Selvik Wengshoel, który urodził się ze zdeformowanym biodrem. Większość życia upłynęła Alexandrowi w męczarniach. Przez lata poruszał się na wózku, faszerował morfiną i przechodził niezliczone operacje. Cztery lata temu zaproponowano mu wszczepienie metalowej protezy biodra. Alexander zgodził się, pod warunkiem że lekarze pozwolą mu zarejestrować kamerą całą operację i będzie mógł zatrzymać stare biodro, żeby wykorzystać je w projekcie artystycznym. Kiedy już wrócił do domu, ugotował i zjadł mięso z biodra z zapiekanką ziemniaczaną, popijając danie kieliszkiem wina. Spotkałem się z nim, żeby dowiedzieć się, skąd ten pomysł.

Reklama

Nowe, metalowe biodro Alexandra, dzięki któremu ból odszedł w niepamięć.

Twoja praca The Body Project wzbudziła żywe zainteresowanie mediów. Kiedy wpadłeś na pomysł, żeby wykorzystać własne ciało w sztuce?
W 2010 roku studiowałem animację. Jeden z moich profesorów pokazał mi krwawe obrazy Hermanna Nitscha, które wywarły na mnie ogromne wrażenie. Niespodziewanie okazało się, że czeka mnie ostatnia operacja biodra. Dzięki niej z mojego życia miał nareszcie zniknąć ból. Istniała szansa, że będę normalnie funkcjonować. Według mojego profesora temat był wystarczająco mocny, żeby go udokumentować i później wykorzystać. Tak wpadłem na pomysł, żeby nagrać operację i zabrać ze sobą do domu usunięte biodro.

Jak udało ci się przekonać personel szpitala, żeby wyraził zgodę na filmowanie operacji i pozwolił zabrać stare biodro do domu?
Zadzwoniłem do szpitala z pytaniem, czy mogę nagrać operację i od razu spotkałem się z odmową. Nie poddawałem się jednak i wydzwaniałem do nich parę razy dziennie, aż w końcu połączono mnie z głównym chirurgiem. On też najpierw się nie zgodził, ale kiedy opowiedziałem mu koszmarną historię mojego życia i opisałem swój projekt, odparł: „A co tam, niech będzie". Na szczęście to facet, który pasjonuje się sztuką i mój projekt przypadł mu do gustu.

Pozostawała jeszcze kwestia samej kości biodrowej. Zwykle w szpitalach miażdży się takie kości na proszek, który później wykorzystywany jest w odlewach medycznych. Nie było mowy, żebym zatrzymał swoją kość biodrową na pamiątkę. Ale postawiłem ultimatum: albo zabieram biodro do domu, albo idę do innego szpitala. Kłóciliśmy się tak długo, aż w końcu chirurg miał dość mędzących pielęgniarek i dał mi wolną rękę.

Reklama

Opowiedz o tym wielkim dniu.
Był 18 marca 2010 roku. Leżałem na szpitalnym łóżku, które pchali jacyś ludzie. Wieziono mnie korytarzami szpitala, a w oddali majaczyła perspektywa nowego życia bez bólu, ale za to z nowym, tytanowym biodrem. Między nogami ściskałem statyw i kamerę wideo. Kiedy zajechaliśmy do sali operacyjnej, personel medyczny zaczął dopytywać, o co chodzi, ale chirurg kazał im postępować zgodnie z moimi wcześniejszymi instrukcjami. Skończyło się na tym, że anestezjolog sam zaproponował, iż potrzyma kamerę. Potem wstrzyknął mi najzajebistszy narkotyk świata. Znalazłem się w raju i dosłownie pękałem ze śmiechu, chwilę później podano mi jakiś inny środek i zaczęto usuwać kość biodrową.

Co się działo po twoim obudzeniu?
Próbowałem udusić lekarza. Obezwładniło mnie pięciu pracowników szpitala, a potem zaaplikowano mi jakiś silnie działający środek. Kiedy znowu otworzyłem oczy, zobaczyłem moją dziewczynę. Odwróciłem się na łóżku i wtedy mój wzrok spoczął na zakrwawionej kości biodrowej. Zapakowano ją w plastikową torebkę próżniową, do której przyczepiona była karteczka od mojego chirurga – napisał, że życzy mi powodzenia.

Zabrać do domu część samego siebie w plastikowej torebce to jedno, ale zjeść kawałek własnej tkanki to zupełnie co innego!
Na początku w projekcie nie było mowy o tym, że zjem własne mięso. Planowałem oczyścić kość biodrową z tkanki miękkiej, którą następnie miałem wyrzucić. Kiedy za pierwszym razem wygotowywałem kość w małym imbryczku, mięso odeszło od kości i wraz z wodą trafiło do zlewu. Wtedy doznałem wstrząsu. Pomyślałem sobie: „Mój Boże, przecież to moje ciało!".

Reklama

Szybko doszedłem do wniosku, że to zbyt intymne i nie nadaje się do zdjęć. Podniosłem kawałek mięsa. Wpatrywałem się weń bardzo długo, aż w końcu powiedziałem sobie: „Pierdolić to". Włożyłem go do ust, posmakowałem, pożułem, połknąłem, a potem zacząłem gwałtownie szlochać. Czułem jednocześnie szczęście, gniew i frustrację.

Alexander postanowił nigdy nie wyrzucać swojej kości biodrowej. Jak widać na zdjęciu, idealnie komponuje się ona z rekwizytami medycznymi, których sporo nazbierał w ciągu życia.

Rzygałeś?
Nie. Trochę popłakałem, ale potem wydało mi się to całkiem naturalne. Przestałem myśleć o tym jako o kawałku ludzkiego ciała. Wróciłem do wygotowywania kości i oddzielania mięsa. Dodałem trochę chilli i czosnku, a następnie usmażyłem całość na patelni. Danie bezwzględnie domagało się szczypty pieprzu i soli oraz butelki dobrego wina. Zapaliłem świece i przyrządziłem zapiekankę z ziemniaków. Usiadłem przy stole i wszyściutko zjadłem. Przypominało to jakąś ceremonię albo rytuał.

A co z kupą?
Bez problemów. Postawiłem normalnego klocka. Przecież nie mogłem wysrać własnego klona.

Co sądzisz o kanibalizmie?
Nie postrzegam tego w ten sposób. Kanibalizm polega głównie na zabijaniu drugiego człowieka i pożeraniu jego trupa, często na surowo. Wolałbym porównywać swoje doświadczenie do zjadania łożyska po porodzie. Chodzi o kawałek własnego ciała. Możesz to nazywać aktem kanibalizmu, ale ja mam odmienne zdanie.

Reklama

Ostateczna wersja projektu stanowiła część twojego pokazu dyplomowego. Instalacja składa się z trzech części: nagrania z sali operacyjnej, szczegółowej karty przebytych zabiegów medycznych i uprzęży do podwieszania. Możesz powiedzieć o tym więcej?
Większość zabiegów i leków wymienionych w karcie wiąże się z moją śmiercią w Tajlandii.

A co, umarłeś?
W zeszłym roku jeździłem motocyklem po wyspie Koh Phangan. Nie miałem kasku, byłem całkiem urżnięty i pod wpływem dragów. Walnąłem w gigantycznego SUV-a, mając na sobie tylko szorty i sandały. Byłem nieźle pogruchotany. Odłamki szkła wbiły mi się w szyję raptem trzy milimetry od aorty. Rozbiłem głowę, ale czaszka szczęśliwie pozostała nietknięta. Zwichnąłem staw ramienny. Miałem zmiażdżony łokieć i palce. Osunąłem się w nicość. Obudziłem się dopiero pięć dni później. Ciało miałem naszpikowane metalowymi płytkami i śrubami. Na szczęście byłem dobrze ubezpieczony, więc trafiłem do prywatnego szpitala.

Alexander podwiesza się od dwóch lat. Dołączył do berlińskiego kolektywu artystycznego specjalizującego się w body arcie. Na zdjęciu widać fragment jego pokazu dyplomowego.

Jak ludzie reagują na to, że zjadasz samego siebie?
Z całego świata otrzymuję niesamowite wsparcie. Ludzie z reguły są ciekawi, wielu jednak reaguje obrzydzeniem. Mam wrażenie, że mylnie interpretują mój projekt. Nie zrobiłem tego, żeby ściągnąć na siebie uwagę. Dzielę się swoją historią, nie oczekując w zamian litości. Mam superżycie. Czuję się szczęśliwy, a uśmiech dosłownie nie schodzi mi z twarzy.

Reklama

Moim celem było skłonienie odbiorców do refleksji. Życie jest krótkie, a ludzie mają tendencję do uciekania od bólu. Wystarczy, że przetną sobie naskórek papierem i już faszerują się środkami przeciwbólowymi. Ból nie jest fizyczny. Rodzi się w umyśle, więc można nauczyć się go kontrolować. Wcale nie musi zawsze oznaczać czegoś negatywnego. Pragnę, żeby odbiorcy mojej sztuki zastanowili się nad istotą życia i tym, czym dla nich jest ich własne ciało.

Czy ktoś już porwał się na coś takiego przed tobą?
Nie. Mam ambicję zmienić oblicze sceny artystycznej. Chcę dać jej zastrzyk świeżej krwi – dosłownie. Współczesna sztuka jest przeintelektualizowana, teoretyzująca i filozofująca. Pragnę, żeby ludzie znowu coś poczuli.

Co teraz?
Będę dalej pracował nad tym projektem. Chcę nadać mu szerszy kontekst za pomocą słów. W przyszłym roku planuję przeprowadzkę do Włoch, gdzie zamierzam założyć własną galerię z body artem. Co potem? Nie wiem. Częścią The Body Project są moje tatuaże. Prawie wszędzie mam dziary. Wolałbym, by nie poddano mojego ciała kremacji. Zamiast tego chciałbym, żeby moja niedoskonała skóra przeobraziła się w płótno malarskie. Tkanki napełni się specjalnym silikonem, dzięki czemu po śmierci przypominałbym rzeźbę. W ręce będę dzierżył kość biodrową, a rozpięte spodnie odsłonią tytanową protezę. To będzie moje ostatnie dzieło.

Kto się tego podejmie?
W tej chwili prowadzę rozmowy z pewnymi osobami w Niemczech i Polsce. Cała impreza jest koszmarnie droga, ale chuj z tym – zamierzam poświęcić całe życie sztuce. Jedyne, co mam, to moje ciało i opowieści.

FAJKI I PROCENTY NIE BĘDĄ JUŻ TAKIE FAJNE

FESTIWALOWICZ ZROBIONY W POLSCE

CYWILIZOWANY ŚWIAT