FYI.

This story is over 5 years old.

pytania i odpowiedzi

Pracownica sieci IKEA odpowiada na pytania, które zawsze chcieliście zadać

„Kiedyś klient zjadł pięć hot dogów i po chwili je zwymiotował. Potem poślizgnął się na swoim pawiu i na niego upadł. Po wszystkim domagał się, żebyśmy wypłacili mu odszkodowanie”

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Germany

IKEA zatrudnia prawie 200 tysięcy osób na całym świecie, co pięć sekund sprzedaje jeden regał Billy, może pochwalić się rocznym obrotem prawie tak wysokim, jak PKB Ghany, a jej katalog jest wydawany w podobnym nakładzie, co Biblia. Powstał nawet musical o IKEI, no bo dlaczego by nie.

Chciałam się jednak dowiedzieć czegoś więcej, niż tylko samych suchych liczb, więc skontaktowałam się z Hannah, która ostatnie osiem lat przepracowała w różnych oddziałach IKEI w Niemczech. Ta 30-latka powiedział mi, że gdyby firma oferowała bardziej elastyczne godziny pracy, na poważnie rozważałaby zostanie tam aż do emerytury. Oczywiście nie będzie mogła tego zrobić, jeśli zostanie zwolniona, dlatego też, zanim wyjawiła, czy klienci faktycznie uprawiają seks na łóżkach z ekspozycji, jaki jest najgorszy produkt IKEI oraz dlaczego zakupy w tym sklepie potrafią zakończyć nawet najbardziej udany związek, poprosiła, żebym nie podawała jej imienia.

Reklama

VICE: Naprawdę wiesz, jak wymawiać szwedzkie nazwy produktów, czy po prostu zgadujesz?
Hannah: Teoretycznie mieliśmy z tego szkolenie, ale zazwyczaj improwizujemy. Kiedyś sprzedawaliśmy dziecięce łóżko, którego nazwę – Gutvik – wymawia się dokładnie tak samo, jak niemieckie określenie na „dobre jebanie”. Była też szczotka toaletowa Viren, co po niemiecku oznacza „wirusy”. Często się z tego śmiejemy i zastanawiamy się, czemu firma tak uparcie obstaje przy szwedzkich nazwach.

Czy klienci uprawiają seks w łóżkach z ekspozycji?
Tak i zdarza się to też w innych działach. Na wystawionych łóżkach zawsze leży mnóstwo kołder i koców, więc łatwo zbudować z nich pewnego rodzaju jaskinię, która może służyć za kryjówkę. Podobno zdarzają się też ludzie, którzy uprawiają seks w szafach. A, no i pary regularnie zabawiają się między regałami w magazynie samoobsługowym. Na szczęście sama nigdy nikogo nie przyłapałam na gorącym uczynku. Ale jestem pełna podziwu dla osób, które bzykają się w szafach – to naprawdę niezły wyczyn.

Jakie są najbardziej obrzydliwe rzeczy, które klienci robią w sklepie?

Nie bez powodu IKEA zaczęła zakrywać muszle klozetowe pleksiglasem i stawiać przy nich wskazówki, jak dojść do najbliższej łazienki. Dzieci, a nawet dorośli, bardzo często korzystali z tych niedziałających toalet.

Kiedyś byłam też świadkiem, jak klient zjadł na raz pięć hot dogów i po chwili wszystkie zwymiotował. Potem poślizgnął się na swoim pawiu i na niego upadł. Po wszystkim domagał się, żebyśmy wypłacili mu odszkodowanie, ponieważ IKEA rzekomo nie dopilnowała czystości podłóg. Jednak jego przygodę nie tylko widzieli sami pracownicy, ale do tego wszystko uchwyciła kamera przemysłowa. Nie miał więc na czym oprzeć swoich żądań.

Reklama

Czy to prawda, że wycieczka do IKEI potrafi rozbić każdy związek?
Tak. Jeśli jesteś w szczęśliwym związku, zdecydowanie nie polecam wspólnych zakupów w IKEI. Prawie za każdym razem wygląda to tak samo: facet ma dosyć, zanim jeszcze wejdzie do sklepu, podczas gdy kobieta pragnie obejrzeć dosłownie wszystko. Sama IKEA jedynie pogarsza sprawę, ponieważ celowo wywołuje w ludziach przeciążenie sensoryczne, aby w środku czuli się odurzeni.

Najgorsza kłótnia, jaką kiedykolwiek widziałam, miała miejsce, gdy jakaś para chciała kupić zestaw szafek. Facet już wcześniej zaprojektował go na naszej stronie i chciał iść dalej, ale kobieta potrzebowała więcej czasu, żeby obejrzeć wszystkie materiały. Narzędzie do planowania szaf sprawia mnóstwo kłopotów, a tamtego dnia jeszcze uległo awarii – co się zresztą często zdarza. Skończyło się na tym, że facet rzucił w powietrze ich wydruki, krzyknął: „No to sama decyduj!” i odmaszerował. Kobieta zaczęła za nim krzyczeć i w końcu się rozpłakała.

Który produkt IKEI jest bublem?
Lack to popularny stolik, który kosztuje tylko 25 złotych. Ale jeśli zbyt mocno odstawisz na niego szklankę, może zrobić się wgniecenie. Często przychodzą do nas ludzie i proszą o zwrot pieniędzy za ten stolik. Nigdy im nie odmawiamy. Należy jednak pamiętać, że ten mebel to po prostu płyta pilśniowa i trochę farby akrylowej, więc jeśli ktoś chce mieć stolik dobrej jakości, prawdopodobnie powinien wydać trochę więcej kasy.

Reklama

Czy dokładnie monitorujecie kasy samoobsługowe?
IKEA doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że takie kasy to marzenie każdego złodzieja. Pracownicy są bardzo dobrze wyszkoleni i zapobiegają wielu kradzieżom. Cały czas przeprowadzają kontrole, a do tego wszystko nagrywają kamery. Jeśli chciałbyś coś ukraść i nie zostać złapanym, najlepiej byłoby wywołać jakieś zamieszanie albo odwrócić uwagę pracowników. Mógłbyś na przykład zacząć rozmowę z personelem podczas skanowania produktów, a następnie spróbować coś zwędzić dokładnie pod ich nosem. Klienci próbują też ukryć rzeczy w innych produktach, chociażby w doniczkach lub pod rośliną. Jednak IKEA prowadzi bardzo surową politykę, jeśli chodzi o złodziei – jeśli kogoś przyłapiemy, zostaje on zatrzymany i wzywamy policję.

Co się stanie, jeśli przykleisz etykietkę z ceną taniego przedmiotu na coś drogiego?
To klasyczna strategia. Przede wszystkim należy się upewnić, że nowa etykietka nie jest mniejsza od tej, którą starasz się zakryć, bo inaczej ktoś na pewno to zauważy. Natomiast przy drogich produktach raczej to ci się nie uda, bo kod kreskowy jest wydrukowany na kartonie.

Jeden klient nakleił etykietę mebla Lack na płaskie opakowanie zawierające produkt Bestå. Otóż rzeczy z serii Bestå mogą kosztować nawet 2 tysiące złotych, podczas gdy najdroższa rzecz Lacka to stolik za 200 złotych. Jednak ten klient chyba nie był najbystrzejszy, bo poszedł z tą paczką do normalnej kasy. Kasjerka od razu go przejrzała. Facet spiekł raka i uciekł. Swoją drogą, jeśli podmieniasz etykiety na przedmiotach, nie liczy się to jako kradzież, tylko jako oszustwo.

Reklama

Czy są ludzie, którzy traktują pokój zabaw Småland jak darmową opiekę nad dzieckiem?
Rodzice zwykle nie spóźniają się więcej niż godzinę na umówiony czas odbioru dziecka. Maksymalny czas pobytu dziecka na terenie pokoju zabaw wynosi dwie godziny [w Polsce godzinę – przyp. red.], a jeśli w tym czasie rodzice się nie pojawią, to do nich dzwonimy. W przypadku sklepów, które znajdują się w galeriach handlowych, wiadomo, że rodzice tak naprawdę nigdy nie są w IKEI. Kiedy się w końcu pojawiają, zawsze ich opieprzamy.

Pozostawienie z nami dziecka na cały dzień jest po prostu niemożliwe, bo ze względów bezpieczeństwa pracownicy od razy zadzwoniliby na policję. W Småland mogą się bawić dzieci powyżej trzeciego roku, więc rodzice często kłamią, żebyśmy zajęli się ich młodszymi pociechami. W takich sytuacjach zawsze pytamy dzieci o to, ile mają lat. Małe brzdące nie kłamią.

Jacy klienci są najgorsi?
Ludzie, którzy z natury są drażliwi i wkurwieni – gdy już się nakręcą, nie sposób ich uspokoić. No i jest jeszcze typ bankiera, a przynajmniej ja go tak nazywam. Przychodzą do sklepu w garniturach i od razu się wywyższają, a kiedy pytają nas, jak znaleźć jakiś przedmiot, zawsze podają jego numer. Skąd mam wiedzieć, o czym mówią? W Ikei mamy ponad 8 tysięcy produktów. Często zdarzają się też klienci, którzy nadużywają prawa do zwrotu towarów. Domagają się nowego dywanika do jadalni za każdym razem, gdy zaplamią poprzedni.

Reklama

Bądź z nami na bieżąco. Polub nasz fanpage VICE Polska na Facebooku


Najobrzydliwsi są klienci, którzy przychodzą, aby zwrócić naprawdę paskudne materace z plamami moczu, krwi i Bóg wie czego jeszcze. Oczekują, że od razu przyjmiemy zwrot, bez żadnego paragonu, a na dodatek dotkniemy tego gołymi rękami. Kiedy ich pytasz, co było nie tak, odpowiadają: „Och, sam nie wiem, po prostu źle mi się na nim śpi”. Liberalna polityka zwrotów IKEI bywa dla pracowników nieco denerwująca, ale nie ma sensu marnować czasu na kłótnie.

Co sądzisz o ludziach, którzy chodzą do IKEI tylko po to, żeby zjeść?
Nie widzę w tym nic złego, w końcu nie podają u nas kiepskiego jedzenia. Zabawni są jednak emeryci, którzy od rana czekają na otwarcie i uderzają w drzwi swoimi laskami lub chodzikami. Oni wszyscy śpieszą się do restauracji, żeby zająć stoliki, przy których codziennie jedzą śniadanie. Kiedy po raz pierwszy musiałam rano otworzyć sklep, nie wiedziałam, gdzie wisi klucz. Dwudziestu staruszków pukało w szybę i pokazywało mi, w którą stronę mam iść.

Muszę jednak przyznać, że nie znoszę, kiedy ludzie kupują hot dogi, zanim jeszcze wejdą do sklepu. Kiedy z tobą rozmawiają, smażona cebulka spada im na meble, sos kapie na podłogę, a z ust wali hot dogiem. Szkoda, że nie zostawiają sobie tej przyjemności na koniec zakupów.

Czytaj też: