FYI.

This story is over 5 years old.

ciekawostki

Poznaj historię nawiedzonego automatu z Seattle

Podobno nikt nigdy nie widział, by ktoś go zaopatrywał, mimo to tajemniczy automat od kilkunastu lat wypluwa z siebie kolejne napoje
Zdecydowanie nawiedzony. Zdjęcie: Jon Manning

Tekst pierwotnie ukazał się w VICE US

Część z nas wierzy, że duchy istnieją i wałęsają się po świecie. Niektóre z nich mają jakąś dziwną, pośmiertną misję i kradną nam skarpetki lub objawiają się na przypalonych grzankach. Inne wolą błąkać się po opuszczonych szpitalach dziecięcych, żeby producenci amerykańskiego kanału SyFy mieli co robić. Jest też jednak duch, który miał szczególną żyłkę do interesów i postanowił zaopatrywać stary, przerażający automat z napojami, stojący na niepozornym rogu w dzielnicy Seattle – Capitol Hill.

Reklama

Od lat dziwna maszyna wywołuje w okolicznych mieszkańcach zarówno ciekawość, jak i przerażenie z powodu swojej nietypowej lokalizacji i przestarzałego wyglądu. Podobno nikt nigdy nie widział, by ktoś ją zaopatrywał. Trochę tak, jak w cytacie z „Charliego i fabryki czekolady", który przyprawiał całe pokolenia dzieciaków o gęsią skórkę: „Jest to najbardziej tajemnicze miejsce. Nie wychodzą ani nie wchodzą tam żadni pracownicy".

Przyciski maszyny zupełnie wypłowiały na słońcu. Mimo to tajemniczy automat od kilkunastu lat (nikt nie jest do końca pewien, jak długo) wypluwa z siebie napoje. Nie wiadomo, kto go uzupełnia, konserwuje i zabiera pieniądze. Może to sprawka jakiegoś tunelu czasoprzestrzennego? Musielibyście zobaczyć automat na własne oczy, by naprawdę przekonać się, jak złowieszczo wygląda, stojąc samotnie pośrodku szerokiego chodnika. Tak, jakby kogoś nieustannie wyczekiwał.

Przerażające jest to, że oprócz standardowych napojów, możemy wybrać dziwaczny przycisk „? Tajemnica?", który uruchamia losowy wybór. Bynajmniej nie oznacza to jednej spośród pozostałych opcji. Są to napoje, o których nawet nigdy nie słyszałam.

Postanowiłam poszukać odpowiedzi w pobliskim zakładzie ślusarskim Broadway Locksmith. Od maszyny dzieli go kawałek trawnika i podjazd dla niepełnosprawnych. Byłam pewna, że pracownicy dostarczą dowodów na to, iż ktoś zajmuje się tym piekielnym automatem. Niestety albo rzeczywiście nic nie widzieli, albo tylko udają.

Reklama

– Nie zauważyłem, żeby ktoś go otwierał – twierdzi menedżer zakładu Mickey.

– Ludzie często kupują z niego napoje? – zapytałam.

– Bez przerwy.

– Ale przez te kilkanaście lat nigdy nie widziałeś, żeby ktoś go zaopatrywał?

– Nie. Pewnie przychodzi nocą albo w weekend.

Albo, według naszej teorii, konserwator tej maszyny jest duchem, który łamie prawa rządzące czasem i przestrzenią, by zaopatrywać automat w niekończące się zasoby napojów gazowanych.

Nie byłam przekonana co do prawdomówności Mickeya i jego pomagierów, więc dalej ciągnęłam go za język:

– Jesteś pewien, że nikt nie wyciąga z niego pieniędzy?

– Wiem tylko, że ciągną prąd z tego samego źródła, co my, ale to wszystko.

Jeśli konserwator maszyny jest człowiekiem z krwi i kości, a nie zjawą, to podziwiam, że udało mu się umykać ciekawskim oczom przez tyle lat.

Jest w tym coś pociągającego, że wrzucając monetę do automatu, to ona zdecyduje, czego się napijemy. Mieszkańcy Seattle na pewno się ze mną zgodzą. Świadczą o tym nieustanne procesje ludzi ściskających w ręce drobne i wrzucających je do tajemniczego automatu. To tak jak z dawno zapomnianą piosenką o miłości – jeśli maszyna wypluje jakąś puszkę przypadkiem, napój będzie smakował o niebo lepiej. Jedyna zmiana, jaką przez te wszystkie lata udało się zauważyć w tajemniczym automacie, to wzrost cen. Inflacja nie popuści nawet duchom.