FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

​Łysy też człowiek, czyli jak skonfrontowałem się z męskim tabu wypadających włosów

Specjalne szampony, noszenie czapki, golenie włosów na zero lub zaczeska –​ jest tak wiele sposobów, by zakryć łysiejące głowy, pytanie tylko, czy naprawdę jest się czego wstydzić? Spytałem chłopaków o ich opinie

Paweł Starzec. Wszystkie zdjęcia wykonane przez autora tekstu

Ta historia w moim wypadku zaczyna się jakieś lekką ręką piętnaście lat temu. Mieszkam na blokowisku i z kolegami bawimy się w wojnę. Za okopy robią nam jakieś krzaki, za pistolety – patyki, za granaty – kamienie. No właśnie, kamienie. Moja drużyna przegrywa, a właściwie kończymy zabawę, kiedy jeden z kolegów skutecznie trafia mnie kamiennym granatem w łeb. Nie bolało jakoś bardzo, ale pamiętam bardzo wyraźnie krew lejącą mi się przez włosy. Po całej akcji zostaje mi niewielkie znamię, które właściwie nie ma znaczenia, gdyby nie mały irytujący szczegół, który wkrótce zacznę zauważać.

Reklama

Mija piętnaście lat różnych szczebli edukacji, wyrabiania dokumentów, legitymacji, praw jazdy, dowodów osobistych. Z każdym kolejnym rokiem widzę jak to niewielkie znamię, moja kombatancka rana, wysuwa się coraz raźniej i coraz dalej od linii włosów. Przerażająca konstatacja – to nie znamię się porusza – to moja bujna linia włosów coraz śmielej spierdala w kierunku tyłu głowy. Nie mam nawet dwudziestu pięciu lat i łysieję.

Dobra, nazwijmy rzeczy po imieniu. Nie ma chyba drugiego, poza małym fiutem, tak dużego tabu dotyczącego jakiegoś z elementów męskości. Cała Polska darła łacha, patrząc, jak fryzura na pożyczkę Szaranowicza przegrywa z wiatrem, odsłaniając znacznej wielkości ubytek. Co prawda, technicznie rzecz biorąc, postępująca glaca wynika z dużych ilości testosteronu, ale z tego, co pamiętam, kowboje i James Bond, wraz z innymi wzorcami męskości, nie byli łysi jak kolano. Kojak był, ale do cholery, dla kogo wzorem męskości był policjant uzależniony od lizaków równie łysych, jak jego głowa? Wśród bohaterów (pop) kultury łysy był Lex Luthor, Andrea Agassi, Morfeusz z Matrixa i Bruce Willis. No dobra, to zawsze coś, ale osobiście wolałbym czesać się grzebieniem, a nie maszynką do golenia.

Nie mam pojęcia, jakim jesteśmy pokoleniem, X, Y, millenialsami czy kimkolwiek innym – ale wiem, że niektórzy z nas w większym stopniu mogą być pewni stałego zatrudnienia i godnej emerytury, niż swoich bujnych czupryn na czubku głowy. Pogadałem o tym z kilkoma kumplami i kumplami kumpli, których też dotknęła klątwa nadwyżki testosteronu. Pierwsza rozmowa zaczęła się od tematu nakrycia głowy – nieodłącznego kamuflażu tak wielu z nas.

Reklama

– Do twarzy ci w czapce stary, ale nie za gorąco?
– Nie, jest okej, wolę tak chyba.
– Wszystko ok?
– No po prostu wolę w czapce, jakoś mi tak leży.
– Chodzi o Grunwald?
– Stary. Co mam zrobić niby żaden powód do wstydu, ale do dumy też raczej nie. Nie będę się niczym się smarował, przegrana walka z genami, mój brat w moim wieku miał tak samo, a teraz jest już prawie łysy. Przyzwyczaiłem się do czapki i pewnie w którymś momencie polecę zupełnie na zero albo zacznę to mieć gdzieś. Lepiej tak.

Drugiego kolegę już uprzedziłem, o czym będziemy gadać. O zakolach.

– Nie ma w tym zbyt wielkiej historii, najstarszy z braci, a ojciec już raczej na rzadko, bracia jeszcze mają chwilę, ja niby też, ale patrzę w lustro i widzę dwa wielkie placki na bokach. Mam brodę i pewnie kiedyś zostanie mi tylko broda.
– Kiedy będzie moment, żeby dać sobie spokój?
– Za chwilę jadę do roboty za granicę i pewnie dla testu polecę całą głowę na zero, broda zostaje, współlokatorzy się śmieją, że będę wyglądał jak polski bandyta. A może się przekonam?

Taktyki strategiczne: walczyć na tyle, żeby nie było obciachu. Raczej sobie nic nie wklepywać, bo co to da? Na bank nic nie brać, bo to hormony, nie warto sobie zdrowia spieprzyć za włosy. Wszyscy wyglądają dobrze w czapce. Jak ubywa na górze, przybywa na dole, więc broda może pomóc. Pytam o to Grześka, człowieka, który będąc fryzjerem, ma kontakt z męskimi włosami dość regularnie.

Reklama

– Czy kiedyś którykolwiek z klientów prosił cię o zrobienie pożyczki?
– Nie, nasze roczniki chyba nie wierzą w skuteczność takich akcji. Golę na krótko, czasami na bardzo krótko, lepiej dobrze docięte niewiele niż jakieś takie smętne desperackie próby. Mam klientów, którzy dali sobie spokój, polecieli na zero, noszą jakieś czapki, jeden gość zaczął nosić kapelusze. Wiesz, to też element stylu. No i broda. Broda robi robotę, bo im mniej na głowie, tym szybciej gęstnieje, więc goście z krótką brodą nagle zaczynają zapuszczać, dbać, pielęgnować, no i spoko. Włosy to włosy.

Dobra, czy wszyscy fryzjerzy wiedzą, że to nie koniec świata? Karol, mój następny rozmówca sam zgłosił się, żeby opowiedzieć, że jest inaczej.

– Jak tam zakola, stary?
– Fryzjer, do którego zazwyczaj chodzę, miał urlop i poszedłem do jakiegoś innego. I to był błąd. Gość tylko usiadł do strzyżenia mojej głowy i na dzień dobry „ale pan ma gigantyczne zakola. Gigantyczne!" i pyta, czy sprezentować mi jakiś preparat. Odmawiam, a gość znowu, że „gigantyczne zakola". Kulturalnie odmówiłem zakupu produktu, który ewidentnie ma z nim jakąś umowę handlową, więc całe strzyżenie marudził pod nosem, że z takimi zakolami to żadna fryzura, że może jakoś to zakryć.

– Nie kupiłeś tego preparatu?
– Nie mam nawet dwudziestu pięciu lat. Nie będę sobie wklepywał w głowę czegoś, co ma napisane na opakowaniu, że jest dla facetów po trzydziestce piątce.

Reklama

Postanowiłem skonfrontować się ze swoim największym nemezis w tej sprawie, moim krewnym. Spędziłem znaczną część dzieciństwa na darciu łacha z jego orlego gniazda i teraz z wyrzutami sumienia, trochę starszy, przyszedłem posypać coraz mniej owłosioną głowę popiołem i zapytać o rady.

– Robiłem to, co się da, bez przeszczepów. Wklepywałem, wsmarowywałem. Czasem pomagało, ale raczej spowalniało proces, niż go odwracało. Na jakiś czas dałem sobie spokój i poszło szybciej. Teraz ponoć widać poprawę jak naprawdę tego pilnuję, ale trochę mi się nie chce. Siwieję, gubię włosy, to dosyć naturalne w moim wieku. Nasze rodzinne geny w tych sprawach są dosyć wątłe, mój ojciec nosił modną falę z długich włosów, ale od środka głowy. Powiem ci tak, to, że wszyscy twoi kumple i ty łysiejecie, to wina tego, że nie strzyżecie się tak, jak trzeba. Jakieś takie modne warszawskie zaczeski, pasty do włosów, skóra nie oddycha. Każdemu z was dobrze zrobiłoby ogolenie się na solidne, żołnierskie 3 mm na całe lato. Wyglądalibyście porządniej. Skóra odetchnie, zero kosmetyków, włos odrośnie bujniejszy. Wiem, co mówię.

Pozostając nieskuszonym wizją przyśpieszenia tego, co i tak pewnego dnia nadejdzie, zaczynam podsumowywać. Jak do tej pory, nikt nie rwie włosów z głowy zapytany o ich wypadanie. Bierzemy to na spokojnie, czy nauczyliśmy się rozgrywać całą sytuację z podniesionym (coraz wyższym) czołem? Postanawiam zapytać o podejście do sprawy Pawła, kolegę z redakcji.

Reklama

– Jaka jest historia z twoimi włosami, ich spadającą liczbą i twoim podejściem do sprawy?
– Będąc nastolatkiem urodzonym w latach 80., załapałem się na resztki mody na grunge i nosiłem długie włosy, o które średnio dbałem. Mogłem zorientować się wcześniej, co mnie czeka, jako że obu moich dziadków miało spore zakola, ale i tak moment, w którym zaczęło mi ubywać sierści na głowie, był dla mnie dużym zaskoczeniem. Na bank moment ten był na rękę moim kumplom, którzy wciąż z dumą nosili swoje lwie grzywy i od tamtej chwili żartowanie z moich włosów (albo ich braku) stało się pierwszorzędnym sposobem, żeby mi dopieprzyć. Z czasem nauczyłem się mieć to gdzieś, obśmiewać, by w końcu wyrobić sobie stałe przeświadczenie o tym, jak bardzo to wszystko jest nieistotne.

– Z czasem, czyli na początku się przejmowałeś? Podejmowałeś walkę?
– Proszę cię, nie chciałem sobie niczego wklepywać ani wcierać, Christopher Walken podobno utrzymuje swoje włosy tam gdzie ich miejsce, bo codziennie masuje skórę głowy. No i świetnie, ale jakoś nie widzę siebie pocierającego palcami czubka głowy. Jasne, na początku całe to tracenie włosów w młodym wieku to zaskoczenie, ale potem przychodzi w sumie całkiem otrzeźwiająca myśl, że zdecydowanie zbyt dużo czasu skupiamy się na takich pierdołach. Pewnie, łysieję, siwieję, mam okulary i generalnie dramat, w związku z czym mogę do kompletu spieprzyć sobie także usposobienie, albo olać to i pracować nad tym, jaką osobą jestem. Nauczyć się ignorować idiotyczne reklamy, odwołujące się do pojęcia sukcesu i pokazujące foty młodych byczków, gdzie kulturyści wciskają mi produkty, których pewnie nigdy nie będą używać, żebym mógł poczuć się chociaż trochę jak oni.

Reklama

Po rozmowie z Pawłem, zwróciłem uwagę, że nikt z moich rozmówców nie załamywał rąk. Może to i tabu, może i obciach, ale chyba nie da się ukryć, że jest to brzemię niesione wspólnie. Patrzę z zazdrością na tych, których skronie zdobi siwizna, bo jestem całkiem przekonany, że się nie doczekam, ale potem przypominam sobie swojego profesora – człowieka, który uczynił z fotografowania gołych bab swój zawód, i który z dumą nosi nie tylko klasyczną fryzurę na Bundesligę, ale dodatkowo ma w jej środku dziurę. Może nie ma co dzielić włosa na czworo, kiedy nie ma się ich już zbyt wiele do dzielenia? Potrzebuję bohatera pozytywnego. Zostaje nim kolejny kolega.

– Pamiętasz, jak rok temu robiłem ci zdjęcie? Miałeś wtedy szopę włosów, po której zawsze widziałem cię w tłumie.
– No, a potem musiałem się jej pozbyć, raczej nie z własnego wyboru. Próbowałem ograć sprawę żartem i wielu się nabrało. Ale ten przymus przyniósł kilka całkiem niespodziewanych zmian.

– Co masz na myśli?
– Okazało się, że nawet nie będąc z początku fanem mojej własnej, łysej jak kula bilardowa głowy, jestem w mniejszości. Zaczęło się od jakichś przypadkowych ekspedientek w sklepie, że taki silny mężczyzna to sam poniesie wszystkie zakupy w jednej ręce. Potem się trochę posypało. Jestem w szczęśliwym związku i w ogóle, ale cała ta transformacja dodała mi naprawdę sporo pewności siebie. Przyzwyczaiłem się, tak jest łatwiej, i tak jest chyba przyjemniej. Jest szansa, że tak już zostanie.

Reklama

Przysłuchując się rozmówcom, przypomniałem sobie o artykule koleżanki, że dziewczyny chyba wolą łysych. Obstawiam, że na bank bardziej męskie jest podjęcie decyzji o uruchomieniu maszynki niż wklepywanie sobie jakiegoś preparatu i przeszczepianie włosów. Sam fakt, że rozpatrujemy to, ile ktoś ma włosów na głowie, w kategoriach mniej lub bardziej męskiego wizerunku to dobra robota speców od reklamy, bombardujących nas obrazami, o których dobrze wiemy, że są sztuczne – ale i tak się dajemy nabrać. Mogę zazdrościć mojemu dziadkowi ośmiu dyszek i całkiem bujnej czupryny, ale cóż, włosy się od tego nie zagęszczą. Może to dieta, może fryzury, może stres sprekaryzowanych czasów.


Dla tych łysych i z włosami. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Może poświęcam stanowczo zbyt dużo czasu na gapienie się na to cholerne znamię i ocenianiu jego rosnącego dystansu do linii demarkacyjnej pomiędzy czołem i włosami. Jeżeli wydaje mi się, że ciężko dorastać do archetypów męskości z reklam i telewizji, może warto pomyśleć o tym, do jak nierealnego poziomu te same standardy, wyśrubowane są dla dziewczyn, i jakie zdanie na ich temat ma większość moich kumpli. Pewnie, można sobie nawet przeszczepiać włosy, ale wtedy wygrywając bitwę o bujną fryzurę, przegrywasz bitwę z wszędobylską medialno-reklamową wizją tego, jak powinieneś / powinnaś wyglądać; kiedy porównujesz się do gwiazd, które mają sztaby retuszerów, stylistów i sterty pieniędzy na operacje plastyczne. Ostatecznie, olewając ten trend i nosząc z dumą błyszczącą w słońcu glacę, Bruce Willis jest znacznie większym kozakiem.