FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Dlaczego obrażam Polskę i Chrystusa?

Wszyscy mamy tu w polskiej redakcji polskie paszporty, wychowaliśmy się w katolickim kraju, czasem w wierzących rodzinach

Dwa dni temu na naszej stronie ukazał się wywiad z amerykańskim pastorem, zatytułowany Czy Jezus był gejem?. Tekst zupełnie nieobraźliwy (chyba, że bycie gejem uważasz za coś uwłaczającego, na to nic nie poradzę), a jednak wywołał falę krytyki w komentarzach. Nie to, żebym bardzo przejmował się komentarzami w sieci – wiele z nich to oczywiście ciekawe, merytoryczne uwagi albo ważne głosy w dyskusji, jednak często giną one w morzach frustry, wylewanych przez internetowych kozaków. Mimo to czytam je czasem, bo chyba fajnie nie mieć swoich czytelników w dupie, nawet jeśli życzą mi śmierci w męczarniach. Pod tekstem o hipotetycznym homoseksualizmie Mesjasza, szczególną popularność zdobyła ta wypowiedź:

Reklama

Jak widać, Mateusza „wkurwiło nasze pierdolenie" – a konkretnie to, że zajmujemy się Chrystusem, zamiast potoczyć trochę beki z Islamu, albo chociaż skrytykować pozycję francuskiego rządu po fanatycznych zamachach w Paryżu. Jasne, moglibyśmy. Moglibyśmy też napisać coś o Izraelu, tym militarystyczno-rasistowskim prawicowym raju. Czasem nawet o tych sprawach piszemy, ponieważ hej, VICE robi świetne reportaże z całego świata, i mamy do nich dostęp. Jest jednak pewna ważna sprawa: wszyscy mamy tu w polskiej redakcji polskie paszporty, wychowaliśmy się w katolickim kraju, czasem w wierzących rodzinach. Polskość i katolicyzm stanowi istotny element naszej tożsamości, nawet jeśli czasem trochę je kontestujemy. I jeżeli jesteśmy uprawnieni do krytykowania czegokolwiek, będzie to właśnie Polska oraz rzymski katolicyzm.


Naloty bombowe i anoreksja, czyli świat mody w Izraelu:


Wiecie, jak to jest w Stanach. Czarni bracia w swoim środowisku nie mają problemu z tym, by mówić do siebie per czarnuchu. A zarazem jest to słowo, którego nie powinien wypowiadać żaden biały – i nie chodzi tu o jakąś polityczną poprawność, ale o zwyczajną ludzką przyzwoitość, bo możesz nim kogoś ostro skrzywdzić (chociaż bardzo szanuję tych, którzy chcą to zmieniać, jak Tyler, the Creator). Podobnie jest z krytykowaniem Polski. Jestem Polakiem, przerażającą większość swojego życia, i wolno mi krytykować – ba, nawet powinienem to robić! – polskie cwaniactwo, naburmuszenie, dbanie tylko o własny tyłek, miłość do rozrywek wątpliwej jakości i tak dalej. A jednak nie chcę, żeby Niemiec, Słoweniec, Kazach czy Japończyk nazywał gdziekolwiek Polaków złodziejami o spiętych tyłkach czy egoistycznymi troglodytami, którzy nie czytają książek. Dlatego będę krytykował Polskę (co niektórzy odbiorą jako obrazę), dlatego będę krytykował polskich katolików, którzy nie dopuszczą do siebie myśli, żeby Jezus Chrystus Król Polski był innej orientacji seksualnej, niż akurat oni sobie wymarzyli.

Pewnie część z was uważa mnie za lewacką kurwę, chciałaby mnie raz sierpem, raz młotem, albo zawiesić na drzewie zamiast liści. Spoko. Tak się jednak składa, że mimo dość sceptycznych poglądów wobec tego, że to właśnie idea narodu stanowi podstawę politycznej organizacji społeczeństwa, bardzo lubię Polskę. Chciałbym, żeby ludziom tutaj żyło się dobrze, żeby na hasło „Polska" inni myśleli o wartościach, które mogą być drogowskazem dla całego świata, żeby z jej dobrobytu mogła korzystać możliwie szeroka i różnorodna rzesza ludzi. Kiedy ją krytykuję, to dlatego, że chciałbym uczynić ją trochę lepszą (tak samo jak chciałbym, żeby religia pozwalała każdemu zmierzyć się z najintymniejszymi przemyśleniami i wątpliwościami, a jej wyznawcy głosili miłosierdzie). Możliwe nawet, że kocham Polskę, chociaż niespecjalnie daję temu jednoznaczny wyraz. Krzysztof Varga w „Czardaszu z mangalicą" – pisarz raczej konserwatywny, lubujący się w wojskowych porównaniach – stawia tezę, że nacjonaliści tak naprawdę nie kochają własnego kraju, ponieważ prawdziwa miłość jest zawsze burzliwa i trudna. Chciałbym, żeby miał rację.

Sprawdziliśmy też, czy polska muzyka to gówno.

Pozwólmy zatem Polakom krytykować to, co polskie, Żydom to, co żydowskie, a muzułmanom to, co muzułmańskie. Najsensowniejsza krytyka idzie od wewnątrz – słuchajmy jej i reagujmy na nią. Jasne, zdarzy się też pewnie nie raz, że sprawy muzułmanów, Niemców czy Senegalczyków będą rzutować bezpośrednio na nasze życie. Nie bójmy się wtedy dyskutować o tych sprawach, bo udawanie, że problemu nie ma, jeszcze nigdy nie doprowadziło do niczego dobrego. Ale koncentrujmy się wówczas na problemach, a nie na konieczności reformowania innych na taką modłę, jak my to sobie wykoncypowaliśmy. Może wtedy i nas nikt na siłę nie będzie reformował.