FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Wyrok dla Bradleya Manninga zniszczy Amerykę

Dokumenty ujawnione przez Manninga stanowią mniej niż jeden procent danych utajnianych co roku przez amerykański rząd. W zeszłym roku ta liczba osiągnęła zawrotny pułap 95 milionów dokumentów, i wciąż rośnie.

Ilustracja przedstawiająca Bradleya Manninga w sądzie w trakcie składania oświadczenia, w którym przyznaje się do winy.

Bradley Manning został uznany winnym dwudziestu przestępstw. O ile został uwolniony od zarzutu „wspierania wroga”, po tym jak naświetlił niewiarygodną serię nadużyć, zbrodni wojennych i politycznych szykan, wciąż grozi MU do 136 lat więzienia. Wśród dwudziestu przestępstw, za które został uznany winnym, znajdują się między innymi szpiegostwo, kradzież i oszustwa komputerowe.

Reklama

Manning nie miał szansy dobrze przygotować się do tego procesu. Niemal rok spędził w izolatce, a jego wniosek o dobrowolne poddanie się karze został odrzucony. Przygnębiającą ironią jest fakt, że werdykt wydano 30 lipca - w dzień, który senator Chuck Grassley chce uczynić Narodowym Dniem Informatora.

Przypomnijmy przewinienia, których dokonał, udostępniając setki tysięcy dokumentów WikiLeaks pod koniec 2009 roku.

„Collateral Murder”, filmik pokazujący helikopter Apache ostrzeliwujący grupę cywilów (w ataku tym zginęło m.in. dwóch dziennikarzy Reutera) oraz żartujących, roześmianych pilotów,  ma już na YouTubie blisko 14 milionów odsłon. To tylko jeden z wielu przykładów pokazujących, jak naprawdę wyglądała wojna w Iraku. Dokumenty udostępnione przez Manninga WikiLeaks pokazały także świadome ignorowanie przez amerykańskich wojskowych licznych przypadków gwałtu, tortur i morderstw tuszowanych także przez irackie władze oraz ponad 15 tysięcy przypadków niezgłoszonych wcześniej cywilnych ofiar.

Sędzia w procesie Bradleya Manninga. Według dziennikarzy już pierwszego dnia procesu pokazała, że nie jest zwolenniczką prawa do wolności słowa w wojsku.

Wśród dokumentów Manninga są także tajne materiały wojskowe z Afganistanu, które pokazują upadek polityki zagranicznej USA o jeszcze większym zasięgu, m.in. dzienniki, które rejestrowały istnienie tajnych grup bojowych działających na granicy prawa. Ich ofiarą był kilkuletni uczeń zastrzelony w drodze do szkoły. Z dokumentów wynika także, że skala pomyłkowych, ale niosących za sobą realne ofiary, walk między afgańską armią i wojskami koalicyjnymi jest dużo większa, niż przypuszczano.

Reklama

W publikacji WikiLeaks znalazły się także dane dotyczące wszystkich więźniów Guantanamo, w tym dzieci i osób chorych psychicznie przetrzymywanych w tajnym więzieniu na podstawie niepewnych dowodów, bez procesu i na czas nieokreślony.

Ale nie tylko wrogowie Ameryki padają ofiarą nikczemnych metod stosowanych przez amerykańskie władze. Tysiące notatek dowodzą skali nieformalnych struktur komunikacji między amerykańskimi urzędnikami i ich zagranicznymi odpowiednikami. Wynika z nich, że amerykańska dyplomacja regularnie manipuluje rządami państw sprzymierzonych dla osiągnięcia rezultatów korzystnych dla Ameryki. Jedna z notatek pokazuje, że były prezydent Jemenu Ali Abdullah Saleh z pełną świadomością rozpowszechniał kłamstwo sugerujące, że to jemeńskie siły powietrzne wystrzeliwały rakiety w stronę grup lokalnych cywili. W rzeczywistości ataki były częścią amerykańskiej ofensywy.

Informacje ujawnione przez Bradleya Manninga pokazują, czym jest dziś amerykańskie wojsko: arogancką zdegenerowaną instytucją, który ma w pogardzie prawo międzynarodowe, prawa i życie ludności cywilnej w krajach, które okupuje i podstawową ludzką godność.

Proces Manninga miał dramatyczny przebieg. Jak można się było spodziewać, przedstawiane mu zarzuty zmieniały się jak w kalejdoskopie. Z jednej strony prokuratorzy określali oskarżonego jako „zdrajcę” i „anarchistycznego hakera”, z drugiej obrońca przedstawiał go jako „naiwnego” informatora, który złamał swoje wojskowe przysięgi w imię wyższych racji.

Reklama

„W lutym do internetu przeciekło oświadczenie Manninga, które złożył w trakcie proceu. Ktoś po kryjomu je nagrał, wyniósł i upublicznił. Po tym incydencie wojskowi zaczęli traktować przedstawicieli prasy w Fort Meade jak potencjalnych wrogów. Ograniczono nam dostęp do internetu, jesteśmy poddawani coraz bardziej szczegółowym kontrolom - mówi Kevin Gosztola, dziennikarz portalu internetowego Firedoglake.com, który z Fort Meade relacjonuje proces Bradleya Manninga. - Zostaliśmy ukarani grupowo, choć nie ma dowodów na to, że oświadczenie Manninga nagrał ktoś z centrum prasowego. Niemniej podczas mów końcowych obrońcy i prokuratora za naszymi plecami ustawili się uzbrojeni oficerowie policji wojskowej, którzy czujnie obserwowali monitory naszych komputerów. Powiedzieli mi „Wyłącz to. Nie masz prawa używać Twittera”, chociaż nie wysyłałem w tym momencie żadnych wiadomości. Według Gosztoli utrudnienia, jakie spotkały dziennikarzy w relacjonowaniu procesu sprawiły, że „media nie były w stanie nadążać za sędzią, która bardzo szybko czytała orzeczenie. Odniosłem wrażenie,  że po prostu nie chciała, żeby prasa zanotowała wszystkie szczegóły z jej wystąpienia. Jeden z dziennikarzy obecnych wówczas w sądzie, Ed Pilkington z dziennika „The Guardian”, przekazał oficjalną drogą prośbę do sędzi, aby ta czytała orzeczenie wolniej, tak aby dziennikarze w centrum prasowym mogli bez wysiłku zapisać wszystkie informacje. Bezskutecznie.

Reklama

Przedstawiciele mediów gromadzą sie przed sądem w Fort Meade w dzień mów końcowych.

Na szczęście werdykt sądu był łagodniejszy niż się obawiano. Według Trevora Timma z Press Freedom Foundation, gdyby Manningowi udowodniono zarzut „wspierania wroga”, to miałoby to daleko idące „konsekwencja dla praw do wolności słowa wojskowych i dziennikarzy zajmujących się bezpieczeństwem narodowym na całym świecie”. - Amerykański rząd usiłował  udowodnić, że publikując coś w internecie można - w sposób świadomy lub nie - wspierać wroga, a o twojej winie rozstrzyga sąd wojskowy. Gdyby Manning został za ten zarzut skazany,  amerykański rząd mógłby ścigać informatorów, a nawet dziennikarzy, którzy publikują teksty w internecie tylko dlatego, że terroryści mogą się tam na nie natknąć. To orzeczenie było zaledwie szczegółem w osobistym dramacie Manninga, ale dla wolności słowa i prawa dostępu do informacji jest kamieniem milowym. To precedens dla innych spraw tego typu, na przykład dla Edwarda Snowdena, jeśli zostanie kiedykolwiek zatrzymany - uważa Trevor Timm.

Do zakończenia sprawy jeszcze daleko. Według Nathana Fullera z Bradley Manning Support Network „to skandal, że Manning jest sądzony na podstawie Ustawy o szpiegostwie, bo Manning dokładnie wybierał dokumenty, co do których miał przekonanie, że są ważne dla opinii publicznej i że nie wyrządzą krzywdy Ameryce. Manning ma wciąż przed sobą perspektywę ponad stu lat w więzieniu za ujawnienie zbrodni wojennych, choć przestępców odpowiedzialnych za zbrodnie, które ujawnił nie dosięgnęła jeszcze sprawiedliwość.”

Reklama

Chase Madar, autora głośnej książki „Pasja Bradleya Manninga”, uważa, że za tak ekstremalne jak dziś standardy utrzymywania przez wojskowych tajemnicy Stany Zjednoczone płacą wysoką cenę w krwi i dolarach oraz sprowadzają jeszcze więcej nieszczęść na inne narody. - Idea, że ludzie powinni wiedzieć, co robi ich rząd, nie jest jakimś nowym, utopijnym wymysłem stworzonym sześć lat temu przy kuchennym stole Juliana Assange'a. To idea bardzo stara, która dziesiątki lat przyświecała Ameryce. Kiedy ludzie przestają się orientować w tym, co robi ich rząd, kiedy nie wiedzą, co ten rząd wie, dochodzi do katastrofy - mówi Chase Madar. - Nie zapominajmy, że to właśnie tajemnica państwowa, brak informacji ze strony rządu i kilka ich kłamstw były kluczowymi składnikami, które wpakowały USA do Iraku, a pokolenie wcześniej do Wietnamu. Ważne decyzje, takie jak ta, czy iść z kimś na wojnę, powinny być podejmowane po rozważeniu wszelkich dostępnych informacji. Właśnie z tego względu dokumenty Bradleya Manninga są takie ważne i stanowią wielki dar nie tylko dla świata, ale w szczególności dla USA. Bo tak naprawdę problemem naszego kraju jest rosnący zakres tajemnicy państwowej, jej kolejne klasyfikacje. Dokumenty ujawnione przez Manninga stanowią mniej niż jeden procent danych utajnianych co roku przez amerykański rząd. W zeszłym roku ta liczba osiągnęła zawrotny pułap 95 milionów dokumentów, i wciąż rośnie. Przy takiej skali absurdalnych poziomów tajemnicy państwowej, ludzie muszą się buntować, bo doszliśmy już do sytuacji, w której informacja publiczna stanowi bardzo wąski wycinek wszystkich danych.

Bez względu na motywacje, które stały za czynami Bradleya Manninga - czy były one szlachetne czy nie - warto zacytować jego samego: „Jakbyś miał pełnię władzy nad tajnymi sieciami i widział niewiarygodne, straszne rzeczy – rzeczy, które powinny trafić do opinii publicznej, a nie do jakiegoś ciemnego pokoju w Waszyngtonie, co byś wtedy zrobił? Bóg wie, co się teraz wydarzy. Miejmy nadzieję, że przyjdzie czas na globalną dyskusję i reformy. Chcę, żeby ludzie poznali prawdę, bo bez informacji nie sposób podejmować świadomych decyzji w przestrzeni publicznej.”

BRUNA ŚWIAT ABSURDU: JEST POPYT, JEST PODAŻ – CZYLI ŻYWOT UNIWERSYTUTKI

CZY JESTEŚ NERDEM?

DZIADKOWIE STAWIAJĄ MASZT