FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

​Nauczę cię jak się śmiać

"Chcę obalić stereotyp Polaka-smutasa. Pokazać, że potrafimy się śmiać. Chcę pobić rekord Guinnessa, największej liczby ludzi śmiejących się w jednym miejscu" - Rozmowa z joginem śmiechu

Źródło: Flickr/Amy Clarke

Polska. Kraj smutny jak fado. Wystarczy wejść rano do zapchanego autobusu, śmierdzącego smutkiem. Twarze wykrzywione w przeciwną stronę i myśli o tym jak bardzo przejebane te nasze życia. Przejmujemy się niespłaconymi kredytami, niechcianymi ciążami i całym błahym gównem dnia codziennego. Tylko czy warto? Może powinniśmy w końcu na nowo nauczyć się spontaniczności, którą tracimy każdego dnia. Śmiech jest za darmo.

Reklama

Jakiś czas temu dotarłam na koniec internetu i znalazłam wideo przedstawiające chudego człowieka w okularach, który przez 7 minut śmiał się do garnka zupy. Filmik nosi tytuł Joga Śmiechu — Praktyka w domu. Pomyślałam, że to jakaś totalna abstrakcja, że człowiek jest chory, albo przynajmniej coś sobie zaaplikował. Pod filmikiem jednak znalazłam linki.

Joga Śmiechu, klub prowadzony przez Piotra Bielskiego, który od dwóch lat śmieje się nałogowo, uczy tego Polaków i jeździ na wypasionej hulajnodze. Jako że jestem osobą ciekawską i szybko się nakręcam, postanowiłam do niego zadzwonić i z nim pogadać. Ze śmiechem podniósł słuchawkę i śmialiśmy się umawiając na zajęcia, na które przyszłam tydzień później.

Małe mieszkanie, dosyć jasne. Dostałam kubek herbaty i rozpoczęłam swoje nauki. Zaczęliśmy od rozgrzewki. Wdechy, wydechy, ręce w górę i bieganie. Śmiechom nie było końca. Też się śmiałam, tylko nie wiedziałam właściwie z czego. Zajęcia trwały ponad godzinę. Na koniec robiliśmy kajaki. Kładliśmy się między swoimi nogami, z głowami na brzuchu partnerów i wiosłowaliśmy magicznymi wiosłami. Śmiejąc się przy tym oczywiście. Czułam się w miarę swobodnie, bo wiedziałam, że jeśli robię z siebie debila, to nie jestem w tym sama. Prawdopodobnie, gdybym nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi i zobaczyła ludzi płynących „na kajakach", pomyślałabym, że potrzebują pomocy.

Dzień później umówiłam się z Piotrem na rozmowę. Przyjechał na hulajnodze, w śmiesznej Indyjskiej koszuli. Zjadł zupę, rozłożył się wygodnie i zaczęliśmy rozmawiać.

Reklama

VICE: Czym właściwie jest Joga Śmiechu?
Piotr Bielski: To stworzona przez lekarza z Indii gimnastyka, która ma nas rozweselić i dzięki prostym, grupowym ćwiczeniom otworzyć i pokazać inne spojrzenie na świat. To weselsze.

Jak to się u ciebie zaczęło?
Moja historia jest taka, że kiedyś wcale nie byłem radosnym człowiekiem, czasem lubiłem sobie pożartować, ale miałem dosyć pesymistyczne podejście do życia. W pewnym momencie dobiłem do dna, na szczęście lub nieszczęście. Straciłem mojego ojca, zmarł na raka i poznałem tę ciemniejszą stronę życia. Jednocześnie wewnątrz siebie miałem taki głos, który mówił mi, że w każdych okolicznościach można zachować pewien spokój, można otworzyć się na radość. Udało mi się spełnić jedno ze swoich marzeń. Gdybym nie poznał mojej żony, to pewnie bym tego nie zrobił.

Co to za marzenie?
Pojechałem do Indii. Już przed wyjazdem wiedziałem się, że są tam ludzie, którzy spotykają się wcześnie rano w parkach i wspólnie się śmieją. To kluby śmiechu. Byłem ciekaw, czy za tym stoi jakaś głębsza myśl, jakaś filozofia. Skontaktowałem z inicjatorem i pierwszym joginem śmiechu - Madanem Katarią. Dowiedziałem się, że jestem pierwszym zainteresowanym z Polski, co mnie wcale nie zdziwiło. Poszedłem na warsztaty, na których śmialiśmy się w całej grupie. Wydawało mi się to łatwe i przyjemne. Nie sądziłem, że będę się tym zajmował zawodowo.

Pamiętasz swoje pierwsze ćwiczenia?
Przez 40 dni miałem śmiać się codziennie przez 10-15 minut. Czasami samemu jest się trudno zdopingować, jak masz coś tam przez 40 dni robić, więc dogadałem się z kumplem z Moskwy, że przez te 40 dni będziemy śmiać się razem. Nie wziąłem pod uwagę innej strefy czasowej, więc w efekcie codziennie o godzinie 6 rano śmiałem się do ekranu komputera.

Reklama

Źródło: Flickr/Aimanness Photography

A jak u ciebie ze śmiechem w ciągu dnia?
Zdarza mi się zmuszać do śmiechu i to bawi mnie jeszcze bardziej. Zaczynam się też śmiać z takich prozaicznych sytuacji. Np. biegnie obok mnie jakiś pies i pysk mu się rusza. Takie małe rzeczy. Wcześniej bym się jedynie uśmiechnął.

Jak przeniosłeś Indie do Polski?
Zaprosiłem znajomych i oni uznali, że to całkiem fajne. Wyszedłem z tym do parku, zacząłem to ogłaszać, umieszczałem krótkie video w internecie i nagle zaczęli się pojawiać inni ludzie. Raz było ich więcej, raz mniej, czasem byłem sam. Pojawiały się osoby, które zaczęły zapraszać do współpracy. Do firm, domów kultury i raz nawet do aresztu. Stworzyłem klub śmiechu.

Skąd takie zainteresowanie u ludzi, czekaj… w areszcie?
To poszerza komunikację, współprace i współżycie. Na zajęciach w więzieniu udało mi się przekonać ludzi, że można się śmiać niezależnie od okoliczności. Zacząłem szkolić ludzi, wszystko się pięknie układało. Ludzie czują się lepiej, spokojniej, radośniej za sprawą uwalnianych endorfin.

Można to nazwać terapią?
Joga śmiechu jest jedynie jej dopełnieniem. Terapia to poważna sprawa. To zajęcia budujące cień radości i optymizmu. Przy depresjach to jest fajne, bo pobudza ludzi do życia.

Opisz mi swój dzień.
Mój dzień jest zawsze bardzo ciekawy, bo nie ma dwóch takich samych. Wczoraj np. miałem rano trening dla firmy, klub śmiechu. Dzisiaj było spokojnie. Wstałem, jak mój organizm tego chciał. Medytuję, robię śniadanie. Staram się też pisać. Mam bloga, na którym spełniam się dziennikarsko. Najpierw robię coś dla siebie, później uruchomiam swoje biuro. Jest mi bliska taka zasada, żeby nie dać się wciągnąć te wszystkie maile, telefony, bo nad tym można bez końca siedzieć.

Reklama

A filmiki na YouTube?
Chciałem pokazać odbiorcy, że można dołączyć śmiech do podstawowych czynności, którymi się zajmujemy. Np. zmywanie naczyń, czy gotowanie zupy. Uważam, że zupa ugotowana ze śmiechem byłaby bardzo smaczna. Ja w kuchni śmieję się do siebie, bo to daje lepszy efekt. Jak nie wierzysz w to, to spróbuj ugotować coś dobrego na dużym wkurwie, na pewno smacznie nie będzie.

Zdarza ci się nie śmiać?
Jestem tak rozbudzony wewnętrznym duchem radości i tak dużo się śmieję, że czasami nawet omijam poranną medytację. Jak jestem sam ze sobą, w momentach, kiedy skupiam się na pracy, to raczej się nie śmieje. Bo z czego? No, chyba że ktoś tam zadzwoni i coś śmiesznego mi powie.

Zmuszasz się czasem? Taki sztuczny śmiech?
Oczywiście. Mam dużą łatwość, ale to jest wyćwiczone. Mam po prostu dużą łatwość takiego śmiania się na zawołanie. I robię też sztuczki magiczne, które są formą ćwiczeń. Dotykam palca palcem, łączę je, jakbym czarował i to mnie czasem rozśmiesza. „ha ha ha ha ha". Czasami staram się oszczędzać, bo to może boleć od czasu do czasu… Ciągłe warsztaty, zajęcia i życie. Mnie nie grozi smutek. Dzisiaj też się śmiałem. Spojrzałem na mojego kota, jak zwisał z parapetu i się uśmiałem.

Czy to może być formą religii?
Ja jestem zwolennikiem religijności, która otwiera ludzi na świat. Interesuję się duchowością bardziej niż religią w formie dogmatów, zakazów czy straszenia ludzi. Nie należę do żadnego kościoła, ale jest mi bliska tradycja chrześcijańska i buddyjska. Nie mam potrzeby określania się, jako wyznawcy. Joga śmiechu to nie religia, to praktyka otwarta na wszystkich, niezależnie od wyznawanej religii. Śmiech jest czymś ponad kulturowym, religijnym czy politycznym. Ostatnio myślałem o tym, że na początku było słowo. Jakby przyjrzeć się głębiej, to na pewno nie było to słowo, tylko jakiś dźwięk. Może to był właśnie wielki śmiech?

Reklama

Twoja rodzina też praktykuje?
Moja żona wzięła udział w moim pierwszym kursie, jaki zorganizowałem. Potem prowadziliśmy wspólnie zajęcia, a podczas kolejnej wycieczki do Indii sama zrobiła sobie kurs instruktorski. Moja teściowa też jest fanką. Babcia dwa tygodnie przed swoją śmiercią wzięła udział w zajęciach. Mój 87-letni dziadek przyszedł do klubu śmiechu, ale kompletnie przez przypadek. Przyjechałem wtedy do Łodzi, na kurs, a dziadek lubi spontaniczne wyjścia, żyje według własnego rytmu i lubi wpadać z niezapowiedzianymi wizytami. Dobrze się bawił, zapoznał nawet kolegę.

Są jakieś ograniczenia wiekowe?
Jeśli chodzi o wiek, to mam ochotę zaśpiewać ci przebój z lat 90 „No, no, no, no (…) There's no limit".

Co planujesz za kilka lat?
Chcę obalić ten stereotyp Polaka-smutasa. Pokazać, że potrafimy się śmiać. Chcę pobić rekord Guinnessa, największej liczby ludzi śmiejących się w jednym miejscu. Pragnę dotrzeć do wszystkich, żeby uczynić Polskę najzabawniejszym krajem świata. Już jest śmieszny, ale chcę, żeby każdy się śmiał, a nie robił tylko śmieszne rzeczy.

Wielu ludziom się to nie mieści w głowie, że tak można. Myślą, że to jest jakieś szaleństwo, ale chyba lepiej jest być wariatem w nienormalnym społeczeństwie, niż tym jedynym normalnym. Bo teraz wszyscy powstrzymują śmiech, hamują tę swobodę. Ludzie nie potrafią albo boją się wyrażać taką spontaniczną radość.

Dziękuję za rozmowę

***

Morał z tej bajki jest krótki: Przestań być smutnym kutasem lub płaczliwą mimozą i spróbuj się śmiać. To jest naprawdę przyjemne uczucie.

Więcej info o jodze śmiechu TUTAJ