FYI.

This story is over 5 years old.

używki

Co zrobić, by w 2014 roku narkotyki były lepsze

Unikajcie nowowprowadzanych substancji i dopalaczy. Nie bądźcie królikami doświadczalnymi – dopalacze to gówno i mało kto tak naprawdę wie, co bierze

Dana Boulos (to sztuczny koks, tylko rekwizyt, nie myślcie sobie źle o tej modelce)

Jeśli wydaje wam się, że czasy, w których można dostać wyrok za skręta albo dwa w kieszeni są już za nami, lepiej zastanówcie się raz jeszcze. Poniżej przytaczam kilka wyroków, znalezionych po zaledwie pięciu minutach przeglądania lokalnych gazet walijskich z marca zeszłego roku.

Darren Williams, lat 24, dostał rok w zawieszeniu i 100 funtów kary za posiadanie marihuany o wartości dwóch funtów.

Reklama

Terry Davies, 21 l., [dostał sześć miesięcy w zawieszeniu](http://www.southwales-eveningpost.co.uk/Llanelli-man-smoking-cannabis-garden-shed/story-18381196-detail/story.html#axzz2NE8ahpmz .) i 100 funtów kary po tym, jak złapano go w szopie jego ojca z 0,8 g marihuany.

Trzydziestoletnia Rhiannon Key została ukarana grzywną 180 funtów po tym, jak znaleziono u niej marihuanę o wartości dziesięciu funtów.

Dwoje z nich było bezrobotnych. Teraz wszyscy figurują w rejestrze karnym. Co ironiczne, zmuszeni byli do zapłacenia „nawiązki na rzecz osób pokrzywdzonych”, jako części swoich grzywien. Żaden z raportów sądowych nie sprecyzował, kto był taką pokrzywdzoną osobą.

Niestety, pewien chłopak za bycie złapanym ze śmieszną ilością trawki zapłacił znacznie wyższą cenę. Miesiąc przed tym jak wspomnianą trójkę przeżuł zachłanny system sądownictwa, dochodzenie koronera w Manchesterze wykazało, że 17-letni Edward Thornber zabił się, bo wezwano go do sądu za posiadanie marihuany o wartości 50 pensów. Thornber był prymusem swojej szkoły i raczej niewinnym dzieciakiem. Wiedział, że z historią karalności za posiadanie narkotyków w przyszłości nie mógłby trenować z dziećmi w amerykańskiej szkole. Wezwanie do sądu znaleziono w pobliżu jego ciała wiszącego w osiedlowym parku.

Wielka Brytania w 2013 roku może nie była Meksykiem, którego ulice regularnie zaściełają pozbawione głów zwłoki ofiar wojen narkotykowych; nie była też Chinami, gdzie niefortunni przemytnicy traceni są co roku, w ustanowiony przez ONZ Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Narkomanii. To, co ma tu miejsce nie jest aż tak drastyczne, ale i tak prowadzi do zguby i rujnuje ludzkie życia. Najlepszym sposobem na poprawienie sytuacji konsumentów narkotyków w tym kraju – zaraz po upewnieniu się, że są takiej jakości, że was nie zabiją – jest sprawienie, by nie wciągały milionów Brytyjczyków w system sądownictwa karnego.

Reklama

Nieszczęśliwie dla lubiących narkotyki obywateli Zjednoczonego Królestwa, polityka narkotykowa tego kraju działa w jedyny w swoim rodzaju, bezmózgi sposób. Nic nie dzieje się tu szybko, z jednego prostego powodu – pomimo wielkich szkód zdrowotnych i przestępstw wynikających z utrzymywanego statusu quo, politycy po prostu niesamowicie boją się reakcji prasy konserwatywnej i jej odbiorców na jakiekolwiek wprowadzane przez nich zmiany. Przecież 30 lat zajęło brytyjskiemu rządowi zalegalizowanie inicjatywy rozdawania folii aluminiowej ludziom wstrzykującym sobie heroinę (mając taką folię mogą przerzucić się z zażywania dożylnego na palenie, sposób znacznie bezpieczniejszy i ułatwiający odejście od nałogu).

Jednocześnie Theresa May zaciekle walczy o zdelegalizowanie khatu, narkotyku, którego spożywanie nie doprowadziło do ani jednej potwierdzonej śmierci. Nie powoduje on nawet żadnych poważnych uszczerbków na zdrowiu. No ale to rząd, który stale ignoruje swoją własną Radę do Zwalczania Narkomanii [Advisory Council on the Misuse of Drugs] – nie tylko w kwestii khatu, ale też ecstasy, LSD i zioła.

Więc, co możemy zrobić, by zmienić tę nudną, uwstecznioną wysepkę w miejsce o bardziej dojrzałym podejściu do narkotyków? Inspiracji chyba powinniśmy poszukać wśród ludzi, którzy tu nawet nie mieszkają.

Reporter VICE'a David Bienenstock na zakupach w pierwszy dzień legalnej sprzedaży marihuany w stanie Kolorado

Reklama

Świat się nie zawalił, gdy Portugalia i Czechy wprowadziły nowe, łagodniejsze prawa regulujące posiadanie narkotyków. Wręcz przeciwnie, cieszą się one popularnością wśród policji, osób zażywających i ogółu społeczeństwa. Jednocześnie po drugiej stronie Atlantyku mają miejsce wiekopomne chwile – zeszłego miesiąca w stanie Kolorado specjalnie powołany Oddział Kontroli Marihuany wydał pierwsze licencje (dokładnie 348) zezwalające na legalną sprzedaż narkotyku. To pierwszy kontrolowany przez stan rynek sprzedaży rekreacyjnej marihuany. Już działa prężnie.

Do Kolorado wkrótce dołączy Waszyngton. I, jak wskazują wszystkie znaki na niebie i ziemi, prawdopodobnie też Waszyngton D.C.. Wiecie, to miejsce z Białym Domem i super ambitnymi politykami/kujonami, którzy pewnie i tak z tego luksusu nie skorzystają. Kilka tysięcy kilometrów na południe mamy Urugwaj, w którym ostatnio zalegalizowano produkcję, spożycie i sprzedaż trawki. To pierwszy kraj na świecie, w którym do tego doszło, co istna biblia hipsterów, The Economist, określił jako „zmianę tak sensowną i oczywistą, w tym jak pozwala władzom skupić się na poważniejszych przestępstwach, że żaden inny kraj nie mógł jej dokonać”. Popierani przez swoich wyborców przywódcy wspomnianych stanów pokazali federalnym prawom antynarkotykowym wielki środkowy palec i zdezerterowali z ogólnoświatowej wojny narkotykowej.

Ale Waszyngton i Kolorado to nie jedyne stany ignorujące te prawa. Do dziś 20 stanów, w tym też D.C., zalegalizowało marihuanę jako środek leczniczy, a w 2014 roku ma to zrobić kolejnych kilka – w tym przede wszystkim Nowy Jork. Amerykańscy ekonomiści przewidują już, że tzw. „zielony dolar” będzie tego roku najlepiej rozwijającym się rynkiem. Kalifornia, która już teraz zbiera rocznie ponad 100 milionów dolarów z podatków nałożonych na sprzedaż medycznej marihuany, na pewno będzie bacznie obserwować rozwój wydarzeń w Kolorado i Waszyngtonie.

Reklama

To wszystko ma miejsce w kraju, który, zmuszając inne supermocarstwa do podpisania w 1912 roku Międzynarodowej Konwencji Dotyczącej Opium, stanął na czele trwającej już ponad sto lat wojny z narkotykami. Dziesięć lat temu Ameryka zabroniła ONZ używania zwrotów „redukcja szkód” i „wymiana igieł” – dziś wiemy, że Obama wie lepiej. Nawet jeśli nie chce się do tego przyznać.

Sytuacja na zachodzie jest szalenie interesująca, ale jeśli chodzi o naszą Małą Brytanię, legalizacja byłaby na dzień dzisiejszy najlepszym wyborem. Sprawiłaby, że, przede wszystkim, nie bylibyśmy aresztowani i więzieni za branie narkotyków, a to już coś. A jako że zalegalizowane narkotyki podlegają ścisłej kontroli, byłyby też jasno oznaczone, bezpieczniejsze i nie wiązałyby się z nieprzyjemnymi niespodziankami – przerażającymi halucynacjami czy chemikaliami w stylu levamisolu, który wyżera odbyt żywcem. Co więcej, można by było je zażywać w sposób bardziej jawny i swobodny. Wady legalizacji? Mało kto o tym mówi, ale pozbawiłaby nas wielbionej przez niektórych aury uczestnictwa w czymś zabronionym, potajemnym. Jeśli dojdzie do sytuacji, w której wasze mamy będą mogły zamówić sobie LSD razem z nowym wydaniem „The Times”, to nastolatkowie stracą swój odwieczny monopol na „poszerzone horyzonty”. To zła wiadomość dla wszystkich szukających szybkiego sposobu na bycie najfajniejszym dzieciakiem w liceum.

Co więcej, jako że przemysł nikotynowy przez najbliższe 20 lat będzie powoli umierał, wielcy biznesmeni raczej nie odpuszczą sobie okazji położenia łapsk na śmieszniejszym kuzynie tytoniu. Możemy być świadkami zrodzenia się „Marihuana S.A.” – przemysłu, którego reklamy byłyby zapewne tak strasznie reggae-pozytywnie-wibrujące, że może lepiej byłoby poważnie przemyśleć całą tę legalizację.

Reklama

Zrzut ekranu z „rozmowy” z dilerem, pierwotnie opublikowany na Reddit.com

Prawda jest taka, że w 2014 roku nie dojdzie do legalizacji w Wielkiej Brytanii. Ani we Francji, ani w Polsce. Ale nie rozpaczajcie. Rozwijający się ruch reformatorski na scenie międzynarodowej, będzie, przez osmozę, przedostawał się do większej liczby krajów europejskich. Już w 2013 roku coraz więcej osób i organizacji niezwiązanych z liberałami –Brytyjskie Stowarzyszenie Medyczne, nadkomisarz policji czy laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii – domagało się reformy przestarzałego systemu. W tym roku brytyjscy przedsiębiorcy i politycy będą zapewne zazdrośnie zerkać na sumy pieniędzy oszczędzanych i generowanych w Urugwaju i Ameryce. Kolorado na budowę i odnowę szkół zdążyło już wydać milion dolarów, z sześciu, które pochodziły z podatków nałożonych na leczniczą marihuanę. Te sześć milionów będzie niczym w porównaniu do tego, co przez najbliższe 12 miesięcy wygenerują podatki ze sprzedaży marihuany rekreacyjnej.

Co ważniejsze, coraz bardziej odczuwa się to, o czym wielokrotnie David Simon mówił w „The Wire”, albo Eugene Jarecki w „The House I Live In” – że wojna z narkotykami to tak naprawdę wojna z biednymi, zazwyczaj nie-białymi Amerykanami. W zeszłym roku organizacja Release opublikowała wyniki rozległych badań (które z jakiegoś powodu przeszły bez większego echa), dowodzące, że to samo ma miejsce w UK. Osoby czarnoskóre są przeszukiwane z zarzutem posiadania narkotyków sześć razy częściej niż biali, mają też dwukrotnie większe szanse na dostanie wyroku, mimo że tak naprawdę spożywają mniej narkotyków.

Reklama

W 1985 roku Ronald Reagan ogłosił swoje zamiary stworzenia „Ameryki wolnej od narkotyków” do 1995 roku. Wojna z narkotykami udowodniła nam, że to nieosiągalna fantazja. Dziś wiemy, że potrzeba ogólnoświatowej reformy wynika z twardych faktów, a nie konserwatywnej mitologii. Wg Mike’a Jaya, autora „High Society: Mind-Altering Drugs in History and Culture” to przekonanie może zadziałać jedynie na korzyść osób biorących narkotyki: „Oczywistą odpowiedzią na pytanie o to, jak usprawnić narkotyki, jest ich legalizacja. Ale nawet jeśli do tego nie dojdzie, to wzmożone zainteresowanie społeczeństwa tą sprawą i tak będzie dla niego korzystne – sprawi, że osoby zażywające nie będą czuły się tak demonizowane jak dawniej. Dochodzi do ich integracji kulturowej, co jest drogą ku zwiększeniu bezpieczeństwa i zmniejszeniu niepotrzebnej karalności”.

Wiosną brytyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ma wydać dwa sprawozdania dotyczące polityki narkotykowej. Pierwsze, sporządzone przez Liberalnych Demokratów, skupić ma się na tym, czego Wielka Brytania może nauczyć się o radzeniu sobie z narkotykami od innych krajów. Wewnętrzne źródła głoszą, że Liberalni Demokraci są pod wrażeniem tego, co zobaczyli w Portugalii, Czechach i Urugwaju, podobnie jak Jessica Magson, była Kierowniczka Projektów Międzynarodowych w Ministerstwie Sprawiedliwości. Uważa, że 2014 roku jest dla rządu i rad miejskich świetną okazją do eksperymentowania z dekryminalizacją, choć wciąż istnieje ku temu wiele przeszkód. Na przykład przekonanie Torysów [partii konserwatywnej], że zmiana w polityce narkotykowej zaszkodzi utrzymywanej przez nich reputacji wyjątkowo niepobłażliwych dla przestępców.

Reklama

Drugie sprawozdanie MSW traktować będzie o skomplikowanym i praktycznie niemożliwym do skontrolowania rynku „dopalaczy” [legal highs]. Raz jeszcze politycy w poszukiwaniu inspiracji zwracają się ku zagranicy. W Nowej Zelandii, która z racji swojego położenia nie ma rozwiniętej sieci dystrybucji narkotyków, rządziły podłe dopalacze. W 2013 roku Nowa Zelandia wcieliła więc w życie bardzo postępową Ustawę dot. Substancji Psychoaktywnych. Jest pierwszą tego typu ustawą na świecie i reguluje import, wytwarzanie i sprzedaż wszystkich nowych substancji psychoaktywnych. Dystrybutorzy dopalaczy dostają licencję na sprzedaż swoich narkotyków tylko jeśli ich produkty zostaną zbadane klinicznie i nie okażą się w znaczący sposób szkodliwe dla ludzi.  Jednak po rządzie i MSW można spodziewać się raczej podążenia drogą wytyczoną przez USA i wprowadzenia powszechnego zakazu na wszystkie nowe substancje psychoaktywne, niezależnie od ich działania.

John Collins, koordynator Międzynarodowego Projektu Polityki Narkotykowej w London School of  Economics mówi, że 2014 to rok przełomowy dla ogólnoświatowej sytuacji narkotykowej. „Mamy wybór między utrzymaniem fasady statusu quo, albo wprowadzeniem prawdziwych reform, odzwierciedlających dekady badań i dowodów na tym polu. To wybór między ewolucją a nieistotnością na arenie międzynarodowej. Stany mogą odpuścić sobie multilateralizm i skupić się na unilateralnych ustawach dot. redukcji szkód, dekryminalizacji i eksperymentowaniu z innymi regulacjami”.

Reklama

Co to wszystko znaczy? To, że w 2014 roku rządy na całym świecie będą miały wybór: przestać się bać jak dziecko i w końcu stawić sprawie czoła, tak jak robią dorośli, albo upaść z resztą poległych w tej bezsensownej wojnie z narkotykami.

Benzo Fury, jeden z dopalaczy, które niedługo zdelegalizuje MSW

A co z samymi substancjami? Legalizacja jest fajna i w ogóle, ale ludzie biorą narkotyki nielegalnie, bo chodzi im o haj, nie prawo czy politykę. Czy coś poprawi się w 2014 roku? Czy na horyzoncie jest już narkotyk idealny?

Pewnie nie. Zła wiadomość jest taka, że same narkotyki stają się coraz gorsze i w 2014 roku ta tendencja będzie się nasilała. To zasługa w głównej mierze internetowego handlu narkotykami i stale powiększającej się oferty nowych substancji psychoaktywnych i dopalaczy.

O internetowym czarnym rynku zrobiło się głośno w 2013, roku wzlotu i upadku Silk Road – bezczelnego, wirtualnego zagrania na nosie wszystkim toczącym szlachetną wojnę z narkotykami. Nikomu i niczemu wcześniej nie udało się tak wyśmiać prohibicji. Nawet mimo tego, że domniemany założyciel serwisu, Ross Ulbritch, uczy teraz jogi w jakimś amerykańskim więzieniu,  wyczekując procesu (oskarżono go między innymi o handel narkotykami i zlecenie morderstwa), zamknięcie Silk Road nie doprowadziło do zlikwidowania całego zjawiska. Nie był to pierwszy taki serwis, nie jest też ostatnim. Obrotni przedsiębiorcy znajdą bezpieczniejsze, bardziej nieuchwytne sposoby na handel on-line. Mimo wszelkich zakazów, regulacji i pogromów, internetowy rynek narkotykowy zostanie na swoim miejscu. Bo jeśli władze nie potrafią utrzymać narkotyków poza murami najpilniej strzeżonych zakładów karnych, to w ogóle nie powinny zabierać się za Internet i firmy kurierskie o zasięgu globalnym.

Reklama

W dzisiejszych czasach brytyjski rynek śmieciowych narkotyków ma w sobie coś radioaktywnego. Kokaina o niskiej czystości to jedno (co na swój sposób działało, bo przy słabszych dawkach łatwiej było wypić dziesięć piw), ale dzisiaj w białym proszku albo pigułce można znaleźć już dosłownie wszystko. Po mefedronie mogliście być strasznie napaleni i śmierdzieć kocimi sikami (tragiczne połączenie), ale przynajmniej można było na nim polegać, no i to dzięki niemu tak naprawdę rozkręcił się internetowy rynek. Te dni niestety już dawno minęły – ostatnio dokonano analizy jednej pigułki ecstasy „Rockstar” i znaleziono w niej ślady 11 różnych narkotyków. Jeśli to wciąż mało, to narkotykom zdarza się mutować – w Japonii znaleziono torebkę z dwoma dopalaczami, w której odkryto również trzeci narkotyk, produkt niespodziewanej reakcji, która zaszła pomiędzy dwoma pierwszymi.

Dzisiaj, gdy jakaś substancja zostanie zakazana na jej miejsce od razu pojawiają się nowe, często bardziej niebezpieczne. Zjawisko to nazywa się „wyparciem” i zazwyczaj działa na niekorzyść zażywających. Sprawia, że zaczynają brać narkotyki coraz bardziej odległe od tego, czego pierwotnie poszukiwali. „To wyścig na dno, którego każdy kolejny odcinek jest tylko gorszy – nowe substancje działają coraz krócej, mają coraz gorsze efekty uboczne, i tak dalej” – mówi Mike Jay.

PMA, bardziej toksyczny substytut MDMA, powiązano z 23 zgonami w 2013 roku. Syntetyczne kannabinoidy – niekończący się strumień podkręconych chemicznie „przyjemnych” zamienników marihuany, z nazwami jak „Mechaniczna Pomarańcza” albo „Exodus Potępienie” – również powiązano z napadami padaczkowymi i zgonami. Te dopalacze, niby-legalne, choć często zawierające zakazane związki chemiczne, są sprzedawane głównie w Internecie, ale można je też znaleźć w sklepach „specjalistycznych”, na stacjach benzynowych, w salonach tatuażu, kioskach i lokalach z rybą i frytkami. Jeśli ten bezsensowny maraton zakazywania substancji i zastępowania ich nowymi nigdy się nie skończy to w pewnym momencie narkotyki mogą stać się bezkształtną beżową papką, która będzie dawała niesamowitego kopa przez pięć minut i trzygodzinny zjazd przy którym odechciewa się żyć.

Reklama

„Ludzie nie biorą dopalaczy dlatego, że uważają je za bezpieczne. Biorą je, bo są legalne” – mówi Adam Winstock, psychiatra specjalizujący się w uzależnieniach, który prowadzi również Global Drugs Survey [Światową Ankietę Dotyczącą Zażywania Narkotyków]. „Tak jak z każdym innym towarem, osoby biorące narkotyki pragną produktu, na którym będą mogli polegać, z jakością adekwatną do ceny i jak największą dawką przyjemności, kosztem jak najmniejszego ryzyka”. Jednym z najpewniejszych sposobów na poprawę swojego życia psychoaktywnego w 2014 roku, jeśli chodzi zarówno o doznania, jak i o bezpieczeństwo, jest unikanie nowowprowadzanych substancji i dopalaczy. Nie bądźcie królikami doświadczalnymi – dopalacze to gówno i mało kto tak naprawdę wie co bierze.

Fantastyczna ilustracja anty-narkotykowa z The Sun

Od dawna trwają polowania na narkotyk idealny. Prowadzą je głównie psychonauci, bo nikt nie płaci prawdziwym naukowcom za szukanie w narkotykach czegokolwiek pozytywnego. Według tegorocznej Ankiety, w której udział wzięło 77 tysięcy ludzi, MDMA daje najwięcej przyjemności,  najmniejszym kosztem. W prowadzonym przez organizację Indeksie Przyjemności na drugim miejscu znalazło się LSD, po nim grzybki i marihuana. MDMA to narkotyk, który większość nowych substancji próbuje (nieudolnie) naśladować.

„Cały czas pojawiać się będą nowe środki, a większość z nich nie będzie się niczym wyróżniać”, mówi Harry Sumnall, specjalista od nałogów w Centrum Zdrowia Publicznego. Sumnall wierzy, że nawet gdyby powstała bezpieczna substancja psychoaktywna o wysokiej jakości, rząd prędzej czy później zacząłby ją demonizować. „Związek syntetyczny o niskim ryzyku, z właściwościami „prospołecznymi” i delikatnie halucynogenicznymi mógłby stać się popularny wśród zażywających, ale na pewno nie wśród brytyjskich prawodawców. Niezależnie od właściwości psychofarmakologicznych i toksykologicznych, niektóre zmienne stany świadomości wywołane narkotykami bywają zbyt niebezpieczne, by móc je tolerować.”.

Reklama

Pierwowzory, narkotyki, które nowe substancje próbują naśladować – MDMA, marihuana, LSD, kokaina – są najlepsze. Ale dostanie ich w czystej formie, w dzisiejszym narkotykowym tyglu, to nic łatwego. Dlatego rok 2014 powinien być rokiem dobrego osiedlowego dilera. Dilerzy mają dużo złej prasy. Wciskają narkotyki dzieciom od lat 60., i, jeśli wierzyć wielu źródłom, są odpowiedzialni za praktycznie każdą strzelaninę w przestrzeni miejskiej w Wielkiej Brytanii. Ale jeśli w 2014 chcecie brać narkotyki, to będziecie potrzebować swojego dilera. Takiego, któremu będziecie mogli zaufać – że nie sprzeda wam towaru, który was skrzywdzi, zabije albo poważnie wynudzi.

Za kilka miesięcy Global Drug Survey ma wydać swój Narkotykowy Kodeks Drogowy – zestaw porad, dzięki którym wasze doświadczenia na rynku będą tak bezpieczne, jak to tylko możliwe. Badanie małych dawek, czatowanie, gdy kupują wasi koledzy, znajomość odpowiednich poziomów ciepła i wilgotności – to tylko kilka z kwestii poruszanych w Kodeksie. Oczywiście nie jest to nic rewolucyjnego, bo prawdziwej rewolucji można spodziewać się dopiero wtedy gdy rząd zmieni prawa tak, by odzwierciedlały rzeczywistość dzisiejszej kultury narkotykowej.

„Największe zmiany wciąż leżą w rękach rządu, nie zażywających”, mówi Mike Jay. „W międzyczasie osoby biorące narkotyki powinny jak najwięcej dowiadywać się o niebezpieczeństwach ich zażywania, szczególnie jeśli chodzi o nowe substancje psychoaktywne. Oczywiście prawo szkodzi nam zabraniając dystrybutorom dopalaczy dawać użytecznych informacji na temat dawkowania ich produktów, więc konsumenci powinni wykazać się tutaj zdrowym rozsądkiem.”.

Reklama

(…zdrowym rozsądkiem w pomieszczeniu z migającymi światłami, bardzo głośną muzyką i tłumem nieznajomych).

CO ZROBIĆ, BY 2014 BYŁ LEPSZY DLA NARKOTYKÓW?

Narkotyki powinny znaleźć sobie prawnika

Te wyjątkow związki chemiczne nie mają żadnej reprezentacji w sądzie. Na każdym procesie sądowym oskarża się je o przeróżne zbrodnie. Są wykorzystywane przez celebrytów jako wymówki w praktycznie każdej sytuacji. Młodzi politycy rzekomo próbują ich i od razu je odrzucają. Inni szkalują je, określając je jako bardzo uzależniające, nawet gdy takimi nie są (patrz: ecstasy kontra Alan Johnson), albo nawet zabójcze (patrz: marihuana kontra Gordon Brown). Trzeba ich trochę doedukować.

Zakazać debat na temat narkotyków i wykorzystywania debilnych narkomanów na potrzeby telewizji

Okropność. Sadzają przed kamerą dwie osoby, które nie mają pojęcia o narkotykach i każą im debatować na ich temat. Każda osoba biorąca narkotyki, która pojawia się w telewizyjnych programach dokumentalnych to ubrany w łachy pacan. To plami wizerunek wszystkich zażywających, a co za tym idzie, także wizerunek samych narkotyków.

Zakazać slangu narkotykowego, skoro i tak jest już bezużyteczny

Dlaczego wszyscy mają na jego punkcie taką obsesję? Większość tych głupich określeń jest wymyślona na potrzeby artykułów prasowych czy telenowel. W dzisiejszych czasach slang nie ma sensu, bo i tak nikt nie wie co bierze. Nazywajmy to po prostu „towarem”. Albo „gównem”.

Przywrócić marokański hasz i wszystko sobie wybaczyć

Spójrzmy prawdzie w oczy – 2014 byłby o wiele lepszy dla palaczy marihuany gdyby nie musieli wybierać między pierwszym lepszym skunem a chemicznymi diabelstwami w stylu „Mechanicznej Pomarańczy”. Ani jedno ani drugie nie jest zbyt fajne. Na początku lat 2000 Maroko dostarczało nam większość haszyszu i wszyscy byli zadowoleni. Poza rządem, który nagle ukrócił tamtejszy eksport. Jego gospodarka jest teraz w tragicznym stanie i mogłaby skorzystać z naszej pomocy, więc 2014 to idealny moment na wznowienie handlu.

Zdecydować się po której stronie barykady się stoi

Albo jest się po stronie Kofiego Annana, który chce skończyć wojnę z narkotykami, albo Władimira Putina, który chce, by ta sama wojna rozrosła się po dziesięciokroć. Wybór należy do was.

CO ZROBIĆ, BY W 2014 NIE BYĆ BEZSENSOWNIE BIEDNYM

CO ZROBIĆ, BY W 2014 SEKS BYŁ LEPSZY?

CO ZROBIĆ, BY W 2014 ROKU FEMINIZM BYŁ LEPSZY