Reklama
Reklama
Bob Halloran: Zaważyło na tym sporo zupełnie przypadkowych zdarzeń. Willis zyskał szacunek w pewnych kręgach. W wieku szesnastu lat skłamał, że jest pełnoletni, dzięki czemu dostał posadę ochroniarza w barze niedaleko Fenway Park. Już wtedy spędzał sporo czasu na siłowni i brał sterydy, dlatego jego sylwetka robiła wrażenie. Do tamtego baru przychodziło sporo Azjatów. Pewnej nocy pomógł jednemu z nich – znanemu jako Woping Joe – w uniknięciu grubszej bijatyki, a tamten, w ramach wdzięczności, podarował mu kartkę z numerem telefonu. Powiedział Johnowi, żeby zadzwonił jeżeli będzie czegoś potrzebował.Oczywiście tak też się stało.
Dokładnie. Pewnej nocy John zadzwonił pod wskazany numer, bo potrzebował podwózki w jedno miejsce. Jego sytuacja życiowa była raczej nieciekawa. Nie miał wtedy grosza przy duszy i spał na podłodze w mieszkaniu, które należało do zmarłego krewnego. Nie wiedział czego może się spodziewać po wykonaniu telefonu, ale niedługo potem, pod budkę z której dzwonił, podjechał wóz, z którego wysiadło sześciu Chińczyków i zrobiło dla niego miejsce w środku. Zawieźli go do domu zamieszkanego przez całe rodziny z dziećmi, w tym członków gangu, znanego wtedy jako Ping On. Spore wpływy tej grupy skupiały się na hazardzie i salonach masażu. Działo się tak od lat 70. do połowy 80., czyli do momentu gdy poznali Willisa.
Reklama
Podczas pobytu w Nowym Jorku chłopaki chodzili na podryw do chińskich lokali. Większość kobiet, które tam napotykali to Azjatki, dlatego jeden z mafijnych przyjaciół Willisa doradził mu, że jeśli chce mieć powodzenie, to musi nauczyć się języka. Przysposobił go dzięki przysłuchiwaniu się grupowym rozmowom, oglądaniu filmów i słuchaniu chińskiej muzyki. Zaczął mówić bardzo płynnie, razem z poprawną gramatyką i świetnym akcentem. To było istotne dla jego pozycji w strukturze, ponieważ pracował z wieloma Chińczykami, którzy słabo mówili po angielsku.
Lubił się przechwalać, że jest jedynym białym w chińskiej szajce. Na początku odnosiłem się do tego z odrobiną rezerwy, ale FBI potwierdziło, że Willis stanowił bardzo niecodzienny przypadek. Chińczycy to dość hermetyczna grupa. Oni nie ufają ludziom z poza ich otoczenia, a John zdecydowanie do niego nie należał. To, że został wprowadzony w bardzo młodym wieku stanowiło swego rodzaju odstępstwo, które z czasem pomogło mu we wpasowaniu się. Poza tym, całkiem sporo się o nim mówiło, ponieważ jego szefowi podobało się, że ten biały dzieciak potrafi nawijać po chińsku.
Reklama
W latach 90., po odbyciu szkolenia w NY, został ponownie wysłany do Bostonu. Tym razem w celu ochraniania faceta o imieniu Bai Ming, który nie był wtedy najmocniejszym przedstawicielem chińskiego podziemia. Znajdował się na szóstym bądź siódmym miejscu najważniejszych bossów. Jednak niedługo potem rządy innych szefów zaczęły po kolei przemijać. Jeden musiał uciekać z powrotem do Chin, a kilku innych powydawało na siebie wyroki. Tym sposobem Bai Ming wskoczył na pozycję lidera, z Johnem, jako swoją prawą ręką. Willis nie tylko go ochraniał, ale sprawdzał auto w celu znalezienia ładunków wybuchowych, towarzyszył mu w miejscach publicznych, jak restauracje, no i zbierał dla niego pieniądze z hazardu.Jako pomocnik bossa był drugą najważniejszą osobą wśród gangów z Chinatown. Po przybyciu do Nowego Jorku zaczął piąć się dynamicznie w górę dzięki znajomości chińskiego i słusznej posturze. Brak zahamowań również działał na jego korzyść.
Reklama
Bai Ming czerpał zyski przeważnie z hazardu i trochę z prostytucji, ale nie tykał się narkotyków. John trafił w tamtym czasie na krótko do więzienia, gdzie poznał ludzi, którzy potem pomagali mu w handlu marihuaną. Zaczął rozprowadzać coraz większe ilości aż w końcu przerzucił się na kokainę. Szef zabronił mu tego, ale John nie posłuchał. Dilował dalej po kryjomu i zarabiał niemałe pieniądze. Przez jakiś czas nie pracował na wyłączne zlecenia Chińczyków, ale w dalszym ciągu był dobrze poukładany w tych sferach.Willis zaliczył jeszcze kilka krótszych odsiadek, z czego podczas ostatniej nawiązał kontakt z ludźmi z Florydy, którzy sprzedali mu hurtowe ilości leku o nazwie Oxycontin. Zaczął szmuglować towar z Florydy do Massachusetts i sprzedawać go na terenie Bostonu oraz Cape Cod. Roczne dochodzenie w tej sprawie obejmowało prześledzenie sytuacji w Chinatown i obserwacje kilku innych osób, z którymi John utrzymywał kontakt. Tym sposobem w końcu wpadł.
Jakie to uczucie udać się do zakładu karnego w Maryland i przeprowadzić wywiad z Johnem Willisem?John na samym wstępie zaznaczył, że gangsterzy zabijają gangsterów, kryminaliści innych kryminalistów, ale tylko idioci zabijają cywili — Bob Halloran
Rozmowa odbyła się w małym pomieszczeniu. Spędziłem z nim łącznie siedem godzin w przeciągu dwóch dni. To może zabrzmieć okropnie, ale w pewnym stopniu polubiłem go, a przynajmniej zacząłem rozumieć. Ten człowiek nie prosi o wybaczenie, bo nie jest przekonany o swojej niewinności. Wiem, że nie muszę mu współczuć, lecz po tym jak przedstawił mi swój punkt widzenia, zacząłem rozumieć jego położenie, ale i czuć wstręt do sposobu w jaki poprowadził swoje życie. Gdybyś poznał go i nie wiedział o jego przeszłości, zapewne odniósłbyś wrażenie, że to naprawdę bystry i interesujący koleś, który wie o czym mówi, ma szerokie pole zainteresowań i jest oczytany.
Reklama
John na samym wstępie zaznaczył, że gangsterzy zabijają gangsterów, kryminaliści innych kryminalistów, ale tylko idioci zabijają cywili. Możliwe, że wtedy użył mocniejszych słów. Chciał przez to powiedzieć, że w czasach, kiedy należał do gangu, on i jego ludzie walczyli z innymi przestępcami o wpływy oraz o prawa do pieniędzy z hazardu i prostytucji. Zależało mu abym wiedział, że niewinnym ludziom nie działa się krzywda.Jak go zapamiętasz i co sprawiało, że widziałeś w nim zwykłego człowieka?
W ogóle nie poruszaliśmy tematu jego żony i córki. Podczas rozmowy rozpłakał się, kiedy wspomniał o tym, jak bardzo za nimi tęskni. Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ wydawało mi się, że jest raczej nieczuły i wycofany. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia odnośnie zbrodni, których się dopuścił, aczkolwiek wolałbym nie przyklejać mu łatki psychopaty zbyt pochopnie. Wypierał takie rzeczy z głowy, ale kiedy wszedł temat miłości i rodziny, rozkleił się w przeciągu sekundy. To szczególnie zapadło mi w pamięć, gdyż pokazywało go z zupełnie innej, nie przestępczej strony.„White Devil" trafi do sprzedaży 12.01.2016 nakładem BenBella Books.Seth na Twitterze.