FYI.

This story is over 5 years old.

Sport

Państwo kibicowskie

Na początku wyjaśnijmy, kim jest kibic, bo jeden drugiemu nierówny

Zdjęcie: Robert Serek

Mecze Legii z Wisłą od zawsze elektryzowały. Niczym hiszpańskie Gran Derbi. Bitwy o Anglię Manchesteru z Liverpoolem czy pojedynki naszych zachodnich sąsiadów - Bayernu z Borussią. Podobnie rzecz się miała dwa tygodnie temu, gdy do stolicy zawitał eksselekcjoner Franz Smuda z ekipą spod Wawelu. W niedzielne popołudnie na Łazienkowskiej było wszystko: emocje, gole, żółte i czerwone kartki, zmarnowane sytuacje, piwo przed telewizorem, 90 minut naprawdę jak na polską ligę bardzo dobrego meczu. Skończyło się remisem 2:2, choć mogło być 5:4. Mimo wszystko czegoś w tym zabrakło - kibiców. Otóż mecz decyzją komisji ligi odbywał się bez udziału publiczności. Dlaczego kibice na stadion nie weszli? Przyjrzyjmy się, za jakie ciężkie grzechy kibice muszą pokutować absencją stadionową. I o co w ogóle z tym państwem kibicowskim chodzi?

Reklama

Na początku wyjaśnijmy, kim jest kibic, bo jeden drugiemu nierówny. Na stadionie podczas meczu znajdziemy sektory:

* pikników - tych, którzy oglądają mecz, racząc się kiełbaską, frytkami, hamburgerem itd.,

* fanatyków - tych, którzy chętnie biorą udział w oprawie meczowej i śpiewają,

* ultrasów - tworzących oprawy,

* chuliganów - o których najgłośniej zazwyczaj w świecie i którzy decydują o tym, kto z kim ma zgodę, a z kim kosę.

Legia pany

„Od Chicago po Wodzisław na prezesa tylko Zdzisław" - to cytat z memów internetowych promujących byłego działacza PZPN na prezesa związku. Wspomniana szerokość geograficzna po części może cechować kibiców stołecznej Legii, którzy dali się poznać szeroko poza granicami Polski. Potrafią stworzyć niesamowitą atmosferę na stadionie i być owym dwunastym zawodnikiem, ale potrafią też dać w kość, o czym przekonali się między innymi nasi sąsiedzi Litwini, gdy stołeczni kibice narozrabiali w Wilnie, a także Włosi - podczas wyprawy Legii do Rzymu. Kibiców klubu swego czasu strasznie obawiali się Duńczycy oraz Cypryjczycy.

Legioniści twardą ręką pokazują, kto rządzi na ligowym podwórku. Z odwiecznym wrogiem Lechem pojedynkowali się w Bydgoszczy, demolując stadion pierwszoligowego wówczas Zawiszy. Chętnie powyrywają ławki na Widzewie, a jesienią 2013 roku ukradli flagi dumie Podlasia - Jagiellonii Białystok. Był to odwet za sojusz Jagi z rosyjskimi kibicami podczas meczów Legii w Lidze Europejskiej ze Spartakiem Moskwa. Finał batalii Legii z Jagiellonią miał miejsce wiosną tego roku na Łazienkowskiej, gdzie obie grupy urządziły sobie bójkę na trybunach.

Reklama

Nie wszyscy za Legią przepadają. Ze świecą można szukać sympatyków warszawskiej drużyny w Gdańsku, Krakowie, Chorzowie czy we Wrocławiu. Gwoździem do trumny jest hasło piarowców Legii mające jednoczyć kibiców klubu w całym kraju: „Możesz być nawet z Wrocławia, jeśli jesteś kibicem Legii". Odbiór okazał się całkowicie odwrotny. „Możesz być ch*j wie skąd, jeśli kibicujesz Legii" - nie obchodzi nas twoje pochodzenie, mamy to gdzieś.

Sympatię do warszawskiej ekipy wyrażają kibice drugoligowego Zagłębia Sosnowiec, którzy stali się po części przyczyną rozpadu odwiecznej przyjaźni, jaką była sztama legionistów z kibicami Pogoni Szczecin. To właśnie w Szczecinie, jak w mało którym mieście, można było usłyszeć dobre słowo na temat warszawiaków. Z rozmowy z jednym ze szczecińskich kibiców dowiedziałem się, że Pogoń miała za złe, iż w Warszawie na stadionie śpiewa się zawsze o Zagłębiu, a rzadko o Pogoni, a szczecinianie akurat nie przepadali za kibicami ze Śląska. Legia kumpluje się także z drugoligową Olimpią Elbląg.

Krakowscy nożownicy

Wyjątkowo spokojnie wypadły wiosenne derby między Wisłą a Cracovią. Po śmierci papieża Jana Pawła II ogłoszono pokój w Krakowie między zwaśnionymi kibicami obu klubów. Szybko jednak kibice wrócili na szlak wojenny. Krakowscy kibice są ostrzy, i to dosłownie. Często używają w swoich potyczkach ostrych narzędzi, takich jak noże, maczety czy siekiery. W ostatnich kilku latach odnotowano w Krakowie kilka morderstw zakwalifikowanych jako porachunki kibicowskie.

Reklama

Oba krakowskie kluby mają swoich sojuszników na Pomorzu. Wiślacy kolegują się z Lechią Gdańsk, Cracovia trzyma zaś sztamę z Arką Gdynia. Trzeba przyznać, że kibice obu nadmorskich miejscowości świętoszkami nie są. Do grona sojuszników Wisły należą także kibice wrocławskiego Śląska, tworząc w ten sposób królestwo trzech wielkich miast: Wisła Kraków, Lechia Gdańsk i Śląsk Wrocław. Niechcąca pozostawać w cieniu rywali zza miedzy Cracovia również stworzyła swoje królestwo, bratając się ze wspomnianą wcześniej Arką Gdynia oraz kibicami Lecha Poznań nazywanymi „Wiarą Lecha".

Cała Polska w cieniu Śląska

To oczywiście słowa jednej z przyśpiewek kibiców wrocławskiej drużyny. My spójrzmy, jak ma się sytuacja na Śląsku, geograficznym regionie Polski. Od lat trwa tutaj zażarta walka o prymat między kibicami Górnika i Ruchu. Fanatycy obu klubów nie pałają sympatią, podobnie jak w Krakowie czy Poznaniu, do legionistów. Właśnie legioniści stali się jednym z powodów sojuszu między chorzowianami a kibicami łódzkiego Widzewa. W ten sposób Widzew zyskał wsparcie w walce z lokalnymi kibicami ŁKS-u.

Motor na poziomie ekstraklasy

Od ostatniego meczu Motoru w ekstraklasie minęło grubo ponad 20 lat, jednak lubelscy kibice wciąż prezentują możliwości na poziomie ekstraklasy. Na własnym terenie dali popalić między innymi kibicom Widzewa i Lechii Gdańsk.

Dla kibiców Motoru żadnym problemem nie jest zatrzymanie jadącego pociągu, by w szczerym polu zmierzyć swoje siły z kibicami Lecha. Motorowcy regularnie pojedynkują się także o chwałę Lubelszczyzny z kibicami Avii Świdnik oraz Stali Stalowej Woli. Dobre słowo w Lublinie możemy z kolei usłyszeć o Śląsku Wrocław, z którym od wielu lat jest zgoda.

Reklama

Jak wspomniałem na początku, kibic kibicowi nierówny. Są piknicy, ultrasi i chuligani. Wydawać by się mogło, że właśnie ci ostatni rządzą polską piłką. Swoje mecze rozgrywają poza boiskiem na ustawkach, a i swoim klubom dają nieźle popalić. W czasach konfliktu kibiców Legii z władzami klubu ówczesny prezes dostał tortem w twarz podczas obrad komisji Ekstraklasy. Swego czasu Górnik Łęczna zmienił nazwę na Bogdanka Łęczna. Sfrustrowani kibice przez trzy sezony zaprzestali dopingu swoich ulubieńców. Woleli mecze siódmej niż pierwszej ligi. Bojkot przyniósł wymierne skutki. Od sezonu 2013/2014 Bogdanka ponownie stała się Górnikiem. Siła kibiców jest ogromna.

KIEDY BYŁEM KIBOLEM

SIATA, LAGA, KOPYTO, PAJĘCZYNA Z OKNA - PIŁKARZU, CO TY MÓWISZ?

KIM JEST TESTOVIRON - INTRODUKCJA DO PBC