Urodziłam się przed wojną
Zdjęcie z prywatnego archiwum.

FYI.

This story is over 5 years old.

Moje zdanie

Urodziłam się przed wojną

Spytaliśmy, jak wyglądała młodość pół wieku temu, przed erą smartfonów i Starbucksa.

Boję się starości, boję się jej bardziej niż śmierci. Nie chcę zostać karykaturą samego siebie, przestać nadążać za zbyt szybko zmieniającą się rzeczywistością, nie chcę stać się zależnym od kogoś. Może też dałem się trochę omamić wszechobecnemu kultowi młodości i ciała, ale nie widzę niczego chwalebnego w sędziwym wieku.

Jednocześnie doceniam wszystkich, którzy ścierają się z polską rzeczywistością na swoje stare lata. Postanowiłem więc oddać głos przedstawicielce pokolenia, które powoli odchodzi, a od którego mieszczuchy ze smartfonem i kubkiem Starbucksa mogłyby się wiele nauczyć. To jedna z najtrudniejszych rozmów, jakie przeprowadzałem. Niełatwo było znaleźć nam wspólny język, a jeszcze trudniejszym zadaniem okazało się dla mnie wyciąganie informacji – 85-letnia pani Ania bardzo zmieszała się na widok włączonego dyktafonu. Nasza rozmowa uświadomiła mi, jak bardzo różnią się nasze pokolenia.

Reklama

Pani Ania:

Urodziłam się w 1930 roku na Wschodzie. Jeśli chodzi o pierwsze lata mojego życia, niewiele pamiętam. Wydarzeniem granicznym, które wryło się w moją podświadomość i które ciągle gdzieś tam majaczy, jest wybuch wojny. Nie muszę nikogo przekonywać, że dla dziewięcioletniego dziecka była to ogromna trauma. Nikt nie miał pewności jutra, a każdy dzień mógł być tym ostatnim.

Do dzisiaj, kiedy rano zerkam przez okno, dziękuję Bogu, że przeżyłam piekło strzałów i nalotów. W tamtych czasach nie śmiałam wyobrażać sobie XXI wieku. Byłam całkowicie pewna, że zginę. Zawsze towarzyszyło mi dziwne przeczucie, że nie będę długo żyć. W tym czasie oswoiłam się ze śmiercią – wiele razy widziałam, jak Niemcy do kogoś strzelają.

Po wojnie szybko wyszłam – a raczej zostałam wydana – za mąż. W moim rodzinnym gospodarstwie brakowało rąk do pracy, a ja byłam najstarszą córką. Moja matka zaaranżowała więc małżeństwo, na które nie mogłam się nie zgodzić. W tamtych czasach nawet nie pomyślałam o sprzeciwie, słowo mamy było świętością. Zresztą, mój „wybranek" okazał się dobrym człowiekiem.

Paradoksalnie, przeżyłam ze swoim mężem 50 lat, co nie zdarza się często nawet bardzo zakochanym parom. Dzisiaj promuje się rozwiązłość, młodzi żyją ze sobą przed ślubem, a jeśli nawet dochodzi do zawarcia małżeństwa, duża część z nich kończy się potem rozwodami.

REDAKCJA POLECA: Sprawdź 25 rzeczy, które powinieneś zacząć robić jeżeli masz 25 lat

Nigdy nie miałam szansy na normalną edukację. Po 1945 roku chciałam nadrobić braki w szkole i zostać pielęgniarką. Niestety, skończyło się tylko na marzeniach. Po ślubie szybko urodziłam pierwsze dziecko, na głowie miałam też ciężką pracę na polu. Obowiązki na wsi nie należały do lekkich i przyjemnych. Chociaż dziś, jako nestorka rodu, jestem darzona sporym szacunkiem, to nigdy nie nadrobiłam braków.

O książki na wsi było dość trudno, funkcjonowało coś w rodzaju obwoźnej biblioteki – zresztą wszyscy, którzy mieli dostęp do literatury, chętnie się nią dzielili. Głównie czytało się powieści historyczne i przygodowe – była to ucieczka od tamtych szarych i smutnych czasów. Najbardziej lubiłam Trylogię.

Reklama

Filmów nie oglądałam od dobrych kilkunastu lat albo do siebie strzelają, albo uprawiają seks. Telewizor włączam dwa razy dziennie – podczas swojej ulubionej telenoweli i wiadomości

Często było tak, że cała rodzina razem z sąsiadami spotykała się przy piecu kaflowym i na głos czytaliśmy książki albo opowiadaliśmy historie. Integracja i poczucie wspólnoty w tamtych czasach było o wiele większe niż dziś. Relacje międzyludzkie były o wiele bardziej szczere. Smuci mnie zanik więzi rodzinnych, każdy zamyka się w pokoju przed komputerem albo telewizorem. Życie w latach czterdziestych, pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych było zwyczajnie prostsze. Nikt specjalnie nie zaprzątał sobie głowy bzdurami – głównym celem było przeżycie.

Zupełnie nie rozumiem dzisiejszej kultury ani sztuki, o ile można nazwać to sztuką. Współczesna muzyka to dla mnie hałas i brak jakiejkolwiek melodii. Filmów nie oglądałam od dobrych kilkunastu lat albo do siebie strzelają, albo uprawiają seks. Telewizor włączam dwa razy dziennie – podczas swojej ulubionej telenoweli i wiadomości. Przekaz jest podany w taki sposób, że czasami aż trudno oddzielić fikcję od rzeczywistości.

Kiedyś czytałam regularnie Super Express, ale córka wytłumaczyła mi, jak niewiele wspólnego z prawdą ma ta gazeta. Nigdy nie korzystałam z komputera czy bankomatu. Mój rozwój technologiczny zatrzymał się na obsłudze telewizora z lat dziewięćdziesiątych. Ale to chyba typowe dla przedstawicieli pokolenia urodzonego przed wojną.

Reklama

Ludzie w czasach mojej młodości byli zupełnie inni. Świadomość seksualna praktycznie nie istniała. Pójście do łóżka miało na celu wyłącznie płodzenie dzieci, niewiele uwagi też poświęcało się używkom. Ludzie mieli więcej taktu i szacunku do płci przeciwnych, nikt nie dzielił się swoim intymnym życiem.

Widoczna była hierarchia, rodzinne role były oczywiste. Alkohol piło się od święta, gdy miało się na głowie pole i zwierzęta, na wódkę nie starczało zwyczajnie czasu ani siły. Mam jednak znajomą, która w latach siedemdziesiątych pracowała w miejskim barze. Kiedy słyszałam, ile wysokoprocentowego alkoholu potrafili wlać w siebie bywalcy tego lokalu, nie mogłam w to uwierzyć. Mieszkańcy miast byli – oczywiście na tyle, jak bardzo pozwalała im tamta rzeczywistość – o wiele bardziej liberalni i światowi.

Nawet fizycznie zauważam teraz dużo różnic. Faceci dziś są wyżsi i lepiej zbudowani, kobiety mają zdecydowanie większe, kształtne piersi. Może to kwestia tych kurczaków na hormonach?

Dzisiejsi młodzi praktycznie całkowicie odwrócili się od religii. To dla mnie coś niezrozumiałego. Chociaż nie słucham Radia Maryja, codziennie poświęcam na modlitwę przynajmniej dwie godziny. Ostatnio dostałam w prezencie od wnuka niepublikowane notatki Jana Pawła II. Bardzo mnie to ucieszyło – jestem miłośniczką książek o takiej tematyce, traktuję to trochę jak ćwiczenie umysłu.

REDAKCJA POLECA: Zobacz jak wygląda twoje życie, gdy kończysz 30 lat

Niestety, nie mogę zbyt dużo czytać – przez ostatnie lata bardzo pogorszył mi się wzrok i po kilkunastu minutach lektury boli mnie głowa. Kiedyś lubiłam też rozwiązywać krzyżówki, ale coraz trudniej mi się pisze – niestety, ręka z wiekiem trzęsie się coraz bardziej, choć – na szczęście – w przeciwieństwie do wielu moich rówieśników, jestem ciągle całkowicie samodzielna. Ale niektóre drobne rzeczy docenia się dopiero po czasie.

Starość w Polsce to bardzo smutny czas. Mam to szczęście, że mój syn od wielu lat mieszka w USA – dzięki temu mogłam zobaczyć kawałek Ameryki, gdzie spędziłam niezapomniane, kilkumiesięczne wakacje. Niewielu z moich znajomych ma takie szczęście. 1200 zł emerytury starcza ledwo na leki, jedzenie i rachunki.

O tym, jak szybko lecą lata, uświadamiają mi zgony moich znajomych. Coraz więcej ludzi, których znałam, przechodzi do lepszego życia. Ale nie żałuję niczego. Wiem, że nie trafiłam na najlepsze czasy, ale przecież nie miałam wyboru. Szkoda tylko, że nie miałam możliwości zdobycia wykształcenia i pracy w zawodzie, o którym marzyłam.

Ludzie dziwią się, że mam już 85 lat. Ponoć nie wyglądam na swój wiek. Na całe szczęście, nigdy nie dałam się chorobom. Kilka lat temu przeszłam nawet udar, który na szczęście nie odcisnął się mocniej na moim zdrowiu. Bardzo chciałabym mieć dziś 50 lat mniej, ale głównie przez ciekawość. Nie sądzę, żebym była w stanie dostosować się do współczesnych realiów. Młodzi żyją szybko, ale czy jest w tym jakiś sens?