​Spędziłem jeden zwykły dzień w rycerskiej zbroi

FYI.

This story is over 5 years old.

eksperyment

​Spędziłem jeden zwykły dzień w rycerskiej zbroi

Skoro dawni rycerze byli w stanie z łatwością dosiadać koni i biegać po polu bitwy cali obwieszeni metalem, może i mnie uda się przejść w pełnej zbroi przez zwykły dzień pracy w 2016 roku?

Co chwila cały internet ogarnia gorączka „Gry o Tron", a po każdym nowym odcinku sieć szumi od dyskusji o Westeros. Jest o czym rozmawiać: wszechogarniająca przemoc, nagość, czy to, że w końcu dowiedzieliśmy się, dlaczego Hodor mówił tylko „Hodor". Jednak oprócz akrobatycznych zwrotów akcji, od których aż roi się w obecnym sezonie, zacząłem naprawdę doceniać dopracowane w każdym szczególe kostiumy, a zwłaszcza zbroje noszone na co dzień przez wojowników (i jedną wojowniczkę). Jak ludzie radzili sobie na co dzień zakuci w wielkie metalowe puszki?

Reklama

Moja początkowa ciekawość wkrótce przerodziła się w obsesyjne śledztwo (właściwie to po prostu poczytałem trochę o rynsztunku na Wikipedii). Pobieżna lektura kilku haseł uświadomiła mi, że zbroja, zamiast zmieniać rycerza w coś na kształt zardzewiałego Blaszanego Drwala, tak naprawdę stanowiła szczytowe osiągnięcie ówczesnej technologii — jak kombinezon kosmiczny NASA skrzyżowany z bolidem Formuły 1. Jasne, mogła czasem trochę uwierać, ale na pewno mniej niż miecz wbity po rękojeść w bebechy. Pancerz z górnej półki zapewniał noszącemu nie tylko pełną mobilność, ale też ochronę przed większością rodzajów broni, w tym przed strzałami i kulami z muszkietu.

Skoro więc dawni rycerze byli w stanie z łatwością dosiadać koni i biegać po polu bitwy cali obwieszeni metalem, może i mnie uda się przejść w pełnej zbroi przez zwykły dzień pracy w 2016 roku?

Poszedłem z tym pytaniem do Chrisa Gilmana, właściciela Global Effects Inc., pracowni kostiumów i rekwizytów w San Fernando Valley w Los Angeles, kawałek na północ od Hollywood. Oprócz projektowania rynsztunku dla filmu i telewizji Gilman w wolnym czasie bierze udział w pełnokontaktowych średniowiecznych pojedynkach. Kto mógłby mi powiedzieć więcej o noszeniu pancerza niż on?

Gilman uważa, że ekranowe pancerze to w większości wypadków „kompletny pic na wodę". „Zbroje w »Grze o Tron« to wcale nie zbroje" - powiedział. „Ich walki na miecze wyglądają jak telenowela. To tak jakbyś robił film o Muhammadzie Alim, ale w scenach boksu używał stylu walki prosto z westernu — wszystkie sierpowe i proste widać z kilometra".

Reklama

Prawdziwa pełna zbroja, tłumaczył mi dalej, jest jak garnitur szyty na miarę, drobiazgowo wykonany i dopasowany do konkretnej osoby. Nie miałem jednak przy sobie 30 000 dolarów, żeby zamówić sobie własną zbroję, więc Gilman łaskawie pożyczył mi swoją. Była nieco luźna — Gilman to chłop na schwał, mierzy 187 cm, a ja mam tylko 152 cm — więc wyglądałem trochę jak w ciuchach po starszym bracie, gdybym oczywiście pochodził z rycerskiego rodu. Pancerz okazał się jednak dużo lżejszy, niż myślałem i mogłem się w nim całkiem swobodnie poruszać.

Godzinę później już w pełnym rynsztunku byłem gotów, by kruszyć kopie ze współczesną codziennością.

Praca na komputerze

Pokaźną część mojego dnia spędzam przed komputerem, więc uznałem, że od tego właśnie zacznę. Otwarcie ekranu nie przysporzyło mi większych trudności, wkrótce jednak odkryłem, że pancerne rękawice nie są kompatybilne z płytką dotykową w moim laptopie. Musiałem też szukać klawiszy i uważnie stukać w nie jak reumatyczny dzięcioł. Gdy spróbowałem zapisać w moim zwykłym tempie zdanie „Deszczyk pada, słonko świeci Baba-Jaga masło kleci", spod moich palców wyszedł następujący koszmarek: „Desxzfayk paoerfap slnenp45t4 siaweiiwci bagufa jaoifiu1 ji3 masjdp09r klke[aoi r". Nawet gdy podłączyłem myszkę USB, pięć słów na minutę to w moim zawodzie zdecydowanie za mało.

OCENA: 2+

Jedzenie sushi

Mimo poważnych problemów z pisaniem na klawiaturze dłoń w rycerskiej rękawicy zachowuje sporo zręczności. Byłem bardzo mile zaskoczony, z jaką łatwością przyszło mi rozerwać torebkę z sosem sojowym i zwinnie manewrować pałeczkami.

Szczerze mówiąc, najwięcej kłopotu sprawiała mi przyłbica, która jak na złość opadała mi na twarz, gdy tylko zbliżyłem do ust porcję sushi. Wydaje mi się jednak, że po pewnym czasie dałbym radę nad nią zapanować, gdybym trochę poćwiczył.

Reklama

OCENA: 4+

Jazda na hoverboardzie

Hoverboard dla milenialsa jest jak rączy rumak dla rycerza. Skoro konie mogły unieść pancernych wojów i powieźć ich do bitwy, moja elektryczna deska z kółkami też nie powinna mieć z tym kłopotu.

Mimo że wcześniej jeździłem już na hoverboardzie, martwiłem się, że zaliczę glebę i popsuję Gilmanowi zbroję. Moje obawy były rzecz jasna zupełnie nieuzasadnione — w końcu z założenia miała wytrzymać ciosy zadane dwuręcznym mieczem.

Na szczęście mój błędnik działał bez zarzutu i prowadziłem mój plastikowy rydwan w nimbie chwały. Myślę też, że po raz pierwszy w życiu zrobiłem coś, czego nikt inny jeszcze nie dokonał.

OCENA: 6+

Joga

Podczas treningu po raz pierwszy zrozumiałem, dlaczego dokładne dopasowanie zbroi jest takie ważne. Gilman uprzedzał, że gdybym miał pancerz, który dobrze na mnie leży, moja „gibkość wzrosłaby o 20%", o czym przekonałem się, rozkładając moją matę do jogi.

Gdy próbując ustawić się w pozycji odwróconego, psa wychyliłem się do przodu, straciłem równowagę i upadłem na ręce, przy okazji boleśnie kalecząc się w mały palec. Bolało jak diabli, ale po chwili pomyślałem, że w Średniowieczu mieli pewnie poważniejsze bolączki niż jeden mały zadarty paznokieć, np. wojnę stuletnią albo epidemię dżumy.

Z innymi jogicznymi pozycjami nie miałem aż tyle kłopotu. Poradziłem sobie z kobrą, drzewem (ślisko, ale da się) i wojownikiem 1, mimo że wyraźnie czułem na sobie dodatkowe 9 kg metalu.

Reklama

OCENA : 3

Jazda samochodem

Kierowanie autem początkowo napawało mnie sporym optymizmem - w rękawicach udało mi się bez większego problemu przekręcić kluczyk w zamku i otworzyć drzwi. Niestety w zbroi za nic nie mogłem zgiąć się na tyle, by wsiąść do mojej Hondy, a do dopiero usiąść za kierownicą.

Z drugiej strony pewnie wyszło mi to na dobre. Zamiast stwarzać zagrożenie na drodze, usiadłem z tyłu furgonetki Gilmana i dałem się powieźć na moją ostatnią próbę.

OCENA: PAŁA

Zamawianie kawy

To ja zakryłem twarz tej pani, normalnie wcale tak nie wygląda.

Rycerz w pełnej zbroi pijący kawę w Starbucksie — to wywołałoby sensację wszędzie, ale nie w Los Angeles. Tutejsze zblazowane dupki ledwie raczyły zauważyć, jak podszedłem do kasy, by złożyć zamówienie. Z szykownej sakiewki wyjąłem moją kartę debetową i zamówiłem kawę jak gdyby nigdy nic. Baristka musiała widywać w pracy dziwniejsze rzeczy, bo wyglądała jedynie na lekko rozbawioną.

Odebrałem moją mrożoną kawę i wciąż walcząc z przyłbicą, udałem się z powrotem do warsztatu Gilmana.

OCENA: 3 (Głównie dlatego, że jak złamas przychodzę do Starbucksa w zbroi i zawracam ludziom głowę.)

Ogólnie rzecz biorąc, byłem mocno zaskoczony, jak wiele udało mi się zrobić, nosząc zbroję. Pewnie, pod spodem cały ociekałem potem, a szyszak ugniatał mnie w głowę i wpychał włosy do oczu, ale ciężar był całkiem znośny, a kroksy, które założyłem pod pancerne trzewiki, zapewniały niezłą przyczepność.

Reklama

„Średniowieczni ludzie byli dużo bardziej wyrafinowani, niż nam się dzisiaj wydaje" - powiedział Gilman. „Powtarzamy sobie ciągle jacy to nie jesteśmy mądrzy, a przecież wiele technologii, którymi posługujemy się dzisiaj, swoje początki miało właśnie w metodach i rzemiosłach opracowanych niemal tysiąc lat temu".


Robimy sobie dziwne rzeczy. Śledź je i Polub nasz NOWY FANPAGE VICE Polska


Może kiedyś, gdy będę miał już sławę i pieniądze, wykosztuję się na prawdziwy, robiony specjalnie na moją miarę, pięciogwiazdkowy pancerz i stanę na polu bitwy wraz z Gilmanem i jego ekipą. Tymczasem jednak muszę przyznać, że całkiem fajnie było rozbijać się przez cały dzień w rozklekotanej zbroi spod lady.