Filmy o superbohaterach, które niszczą kino
Na zdjęciu autor tekstu. Fot: Jan Bogdaniuk

FYI.

This story is over 5 years old.

Moje zdanie

Filmy o superbohaterach, które niszczą kino

Proszę, niech ktoś uratuje kino przed „superbohaterami”

„Studia filmowe serwujące kiepski produkt, by przyciągnąć zarówno masową publiczność, jak i udziałowców, przypominają kopalnie stosujące szczelinowanie hydrauliczne: w ten sposób można osiągnąć najszybsze i najwyższe zyski, ale przy okazji dewastuje się środowisko. To rujnuje kinowe nawyki Amerykanów, a co za tym idzie ludzi na całym świecie” – tak Jodie Foster skomentowała obecną modę na filmy o superbohaterach.

Reklama

Znana aktorka i reżyserka (ostatnio nakręciła chociażby odcinek Arkangel w serialu Black Mirror) nie jest jednak odosobniona w swojej krytyce. Jeszcze chłodniej o ekranowych trykociarzach wypowiada się Alejandro González Iñárritu, zdobywca trzech Oscarów za film Birdman (najlepszy film, najlepszy reżyser i najlepszy scenariusz oryginalny): „W ostatecznym rozrachunku te filmy są o niczym. To skrzynka, która kryje w sobie kolejną skrzynkę i jeszcze kolejną, co nie prowadzi cię do żadnej prawdy (…) Myślę, że bycie zafiksowanym na punkcie superbohaterów nie jest niczym złym, kiedy masz 7 lat, ale wieczna dziecinność to już choroba".

Powyżej autoironiczny zwiastun do nieistniejącego filmu Birdman Returns, co jest oczywistą analogią do Batmana z 1992 roku. Więcej o Birdmanie przeczytasz TUTAJ.

To nieprawda, że te filmy są o niczym… często opowiadają o znajdywaniu swojego miejsca na świecie, o potrzebie bycia dobrym, o nadziei i wierze w siebie – brzmi trochę naiwnie, prawda? Dość dziecinnie. W końcu materiał źródłowy tych historii powstawał lata temu z myślą o dzieciach. Dzisiaj ta prostolinijność i uniwersalne wartości działają jednak na korzyść produktu przeznaczonego dla masowego odbiorcy.

Trudno jednak o lepszą analogię niż ta z niekończącymi się skrzynkami, jako że prawie wszystkie dzisiejsze przygody filmowych superbohaterów to jedynie pomosty do ich kolejnych części. To zapętlona bajka o walce dobra ze złem, jednostki lub jednostek z przeważającymi siłami zła, które BĘDZIE zagrażać światu tak długo, jak długo będzie się to opłacać producentom filmowym.

Reklama

Dlatego nie potrafię się już zaangażować w historie, wiedząc, że wszystko w nich stało się umowne, tymczasowe, a wyznacznikiem kontynuowania danej opowieści jest suma zysków wytwórni, która akurat ma prawa do danych postaci.

Bo jeśli masz zastrzeżenia do filmu w kinie, możesz kupić wersję reżyserką na Blue-Ray (jak nie masz zastrzeżeń, też możesz kupić), a jak akurat mieszkasz w Chinach, to z dużym prawdopodobieństwem doczekasz się dodatkowych scen nakręconych specjalnie dla chińskiej publiczności – bo czego się nie robi dla 1,3 miliarda potencjalnych widzów, które ratują niejedną produkcje od finansowej porażki.

Sequele, prequele, spin-offy, rebooty, origin stories – możliwości są nieograniczone

Według serwisu Collider do 2021 roku mamy dostać 35 filmów o superbohaterach (stan na 13 stycznia 2018). Czy to już dobry moment, by powiedzieć głośno: „trochę, kurwa, tłoczno”, czy jeszcze jest okej? Jak celnie skomentował Filip Konopczyński: „Narzucenie wszystkim globalnej postsekularnej religii wymaga zmasowanej akcji ewangelizacyjnej – panteon jest liczny i każdy/każda z Olimpu wymaga swojego kultu”.

Jednak tak duża częstotliwość komiksowych blockbusterów ma – zdaniem Iñárritu – opłakane skutki na resztę filmowego przemysłu: „Bardzo ciężko przekonać tych ludzi [producentów, przyp. red.], kiedy im mówisz, że potrzebujesz 20 milionów dolarów, ale zarobią 80. To wciąż zajebisty interes, ale słyszysz »80 milionów? Chcemy 800 milionów«” – kwituje reżyser osławionego Birdmana. Już 4 lata temu mogliśmy przeczytać o tym, że coraz częściej domem dla kina niezależnego stają się płatne platformy typu Netflix, Amazon, czy iTunes. To jednak z pewnością nie cieszy chociażby Christophera Nolana, twórcy m.in. trylogii Batmana, który krytykuje politykę wydawniczą Netflixa:

Reklama

„Zaangażowanie Netflixa w wartościowych twórców i ciekawe projekty byłoby o wiele bardziej chwalebne, gdyby nie było ukazywane jako groźba, że streaming doprowadzi do zamykania kin". Podsumowując: i tak źle, i tak nie dobrze.

Półka z komiksami autora tekstu, każdy z tytułów może stać się potencjalnym materiałem na adaptacje filmową. O zgrozo. Fot: Paweł Mączewski

Czytam komiksy od 8 roku życia i nic nie wskazuje, bym teraz miał przestać. Nie raz obserwowałem restartujące się serie, zazwyczaj poprzedzone jakimś fabularnym wytłumaczeniem tych zmian (Kryzys na nieskończonych Ziemiach itp.). Postacie giną, wracają do życia, zmieniają swoje stroje, sposób działania itd. – przecież jakoś trzeba podtrzymać zainteresowanie czytelników tą samą historią. Przypomina to trochę robienie figurek z papieru – jak ich wiele uda ci się stworzyć z jednej kartki? Bo DC Comics i Marvel radzą sobie całkiem nieźle w to origami. Nie boję się jednak, że zamaskowani herosi wchłoną masową świadomość dzieciaków i dorosłych, wypierając inne komiksy. Łatwo wskazać ich miejsce w szeregu oraz rolę, którą pełnią. Ale paradoksalnie to właśnie z ust jednego z najwybitniejszych twórców tego medium – Alana Moore'a, autora m.in. Strażników oraz V jak Vendetta, padają najostrzejsze słowa pod adresem superbohaterów:

„Amerykańscy superbohaterowie stali się rekompensatą dla tchórzostwa ludzi, którzy pozwolą swoim szefom w pracy i swojemu rządowi na prawie wszystko, dopóki będą mogli uciec w swoją fantazję, gdzie czeka na nich Hulk, Silver Surfer i nikt już nimi nie pomiata. To jest ta negatywna strona superbohaterów – stali się zaprzeczeniem tego, co mieli reprezentować”

Reklama

Ponadto w dokumencie dostępnym na stronie telewizji Arte pt. W głowie Alana Moore'a słynny scenarzysta dostrzega związek między superbohaterami… a faszyzmem: Wydaję mi się, że aktualny zalew amerykańskich filmów o superbohaterach w żaden sposób nie pomaga naszej kulturze. Warto odnotować, że w 2016 roku, w którym Anglia przegłosowała Brexit, a Ameryka wybrała na prezydenta coś w rodzaju wielkiej nazistowskiej mandarynki, 6 z 12 najbardziej kasowych filmów było o superbohaterach. Mamy tu do czynienia ze zdziecinnieniem, niezgodą na dorosłość, z unikaniem odpowiedzialności za świat, w którym wszyscy żyjemy, a my uciekamy w te fantazje o nadludzkiej potędze […] sądzę, że w ostatecznym rozrachunku można opisać je jako spełnienie snu głosicieli białej supremacji o »rasie panów« .


Zobacz kompletną listę obiektywnie najlepszych komiksów wszech czasów

Uwaga – ta lista jest obiektywna, więc naprawdę nie ma sensu się z tym spierać w komentarzach


Rasie panów? Przecież wszystko jest okej, oni walczą o losy świata ktoś powie. Rzeczywiście walczą, wedle przyklepanej konwencji i od dawna ustalonych wartości. Gdybyśmy wyszli poza ten umowny schemat, trzeba by zadać sobie pytanie: Co gdyby pewnego dnia taki Superman lub Iron Man zmienili zdanie, przestali być sumieniem narodów i postanowili zaprowadzić rządy według własnych zasad moralnych? Spoiler: mielibyśmy przejebane (co zresztą pokazali Frank Miller i Brian Azzarello na łamach komiksu The Dark Knight III: The Master Race).

Reklama

Superbohaterowie, czyli nowi kowboje?

Christopher Markus i Stephen McFeely, scenarzyści filmów o przygodach Kapitana Ameryki, zapytani, skąd tak duża popularność filmów o superbohaterach, odpowiedzieli: „Pod pewnymi względami staliśmy się gatunkiem, który można dziś bardzo dobrze zrealizować, przede wszystkim za sprawą rozwoju komputerów. Może to po prostu nasze 15 minut sławy. W latach 50. i 60. chodziło się do kina na westerny. Dziś ogląda się filmy o superbohaterach. Jest w nich obecny ten sam wyraźny podział na dobro i zło, czarny i biały kapelusz, ta sama mitologia. Nie przychodzi mi do głowy żadna mądrzejsza odpowiedź".

Markus i McFeely nie są jednak pierwszymi, którzy porównali superbohaterów do kowbojów. Przed nimi zrobił to Steven Spielberg, kiedy kilka lat temu przepowiadał, że czas blockbusterów i filmów o komiksowych herosach przeminie tak, jak przeminęła moda na westerny. Osobiście czekam na chwilę, kiedy świat znowu zatęskni za superbohaterami.

Możesz śledzić autora tekstu na jego profilu na Facebooku

Czytaj też: