Lipiec niebawem dobiegnie końca, pierwsze wyniki rekrutacji na studia zawisną na stronach uczelni. Dla wielu będzie to znak, że czas organizować sobie wyprowadzkę z domu do miejsca gdzie przyjdzie im studiować. Badania mówią, że Polacy raczej niechętnie zmieniają miejsce zamieszkania – jednak wyjazd na studia często do tego zmusza. Prestiżowe uczelnie zlokalizowane są przecież przede wszystkim w największych polskich miastach, a od wejścia Polski do UE coraz więcej naszych rodaków kształci się za granicą.
Przeprowadzka z kilkutysięcznego miasta do takiego, gdzie mieszkają setki tysięcy (albo z takiego, gdzie mieszkają setki do takiego, gdzie mieszkają miliony) może być szokiem. Niejednokrotnie na uczelniach stykałem się z ludźmi, którzy kompletnie nie potrafili się odnaleźć w nowym miejscu. Pewien chłopak zapytał się mnie gdzie leży sklep papierniczy – pokierowałem na róg ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, dwóch dużych arterii Warszawy. Mój rozmówca zrobił wielkie oczy, więc powiedziałem, aby szedł w kierunku Rotundy (jednego z najbardziej rozpoznawalnych budynków miasta). Koniec końców zaprowadziłem go do połowy trasy i dopiero w trakcie tego spaceru dowiedziałem się o jego pozawarszawskim pochodzeniu. Czyżby obawiał się, że wzgardzę nim, jako „słoikiem”?
Videos by VICE
Postanowiłem sprawdzić, jak podobne przenosiny do nowych miejsc wspominają ludzie, którzy wyjechali na studia ze swoich rodzinnych stron.
Tola, 30 lat
Przeprowadzka do Warszawy z Wrocławia była jak przejście do nowego pokoju w tym samym domu, z tym że prowadził do niego długi korytarz. Pociągiem jechało się 8 godzin, autobusem 6 i pół. Pierwsze wrażenie w mieście: bardzo miłe, ludzie elegancko i bez marudzenia układali koszyki w supermarkecie przy kasie, uprzejmie się do siebie zwracając, a kobiety w metrze czystą polszczyzną narzekały, jak można było podać takie gówno na ostatnim przyjęciu w ambasadzie.
Pierwsze znalezione naprędce mieszkanie było przedziwne
Pierwsze znalezione naprędce mieszkanie było przedziwne. Wpuścił mnie do niego koleś, z którym byłam umówiona, że mam udawać jego rodzinę przed drugą – uwielbiającą disco polo – współlokatorką. Ciągnęliśmy tę absurdalną intrygę chyba z 3 miesiące. Dopiero kiedy sytuacja na uczelni trochę się uspokoiła, w końcu udało mi się znaleźć coś normalnego.
Robert, 25 lat
Gdy miałem studiować w Chorwacji, w Zagrzebiu to praktycznie niczego się nie bałem, bo potrzebowałem „odkorzenienia”. Obawiałem się oczywiście tego, że będę tęsknić za rodziną, chłopakiem, z którym wtedy chodziłem… ale najbardziej bałem się akademika… Brzydzę się strasznie wspólnych łazienek, takich pryszniców à la basenowe. O dogadywanie się nie obawiałem: w końcu słowiański kraj, macedoński się znało, no i angielski na światowym poziomie.
We wniosku napisałem, że zależy mi przede wszystkim na ogólnosłowiańskiej braci – i na tym się skupiłem. Z zajęć najfajniejsze było to, że mogło się było zapisać na zajęcia z cipkarstwa (po chorwacku „cipka” to koronka) więc na zajęcia było można pójść po to, żeby było z czego ponabijać się ze znajomymi. Zajęć po angielsku nie było, więc nauka okazała się na serio świetną zabawą w skojarzenia związane z chorwackimi słówkami.
Przez 3 pierwsze dni wydałem prawie połowę miesięcznego stypendium
Tego, czego się nie spodziewałem, a było najokropniejsze – to administracja i uzyskanie stypendium wysokości bruku (ok. 700 PLN na miesiąc). Pech chciał, że przyleciałem w piątek, więc weekend spędziłem głównie w klubach, między innymi w słynnym The Masters: ciasnej, ćpuńskiej klicie z super muzyką. Nie trudno zgadnąć, że przez 3 pierwsze dni wydałem z własnej kieszeni prawie połowę miesięcznego stypendium.
Mój największy lęk, akademik sprawdził się w 50%. Mieszkaliśmy w „starszym modelu”, ale na szczęście łazienka była tylko dla mnie, mojego współlokatora… i pokoju obok. To drugie było okropne – wiecznie brudny kibel i ich pretensje o kilka zostawionych kropli wody na podłodze. Nie ma co mówić o ich burdach o nasze bifory. Pod względem sąsiadów, trafiłem chujowo. Na szczęście mój współlokator był przesympatycznym Turkiem, z którym mogłem gadać o dosłownie wszystkim.
Dobre i złe historie. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco
W Chorwacji najpiękniejsze jest to, że praktycznie wszyscy mają wyjebane, co łączy się trochę z ich niewrażliwością. Jestem raczej osobą barwną, jednak nigdy nie spotkała mnie nieprzyjemność z niczyjej strony. W naszej okolicy kręciło się dużo dresikowatych chłopców, z takimi też się chodziło na imprezy – ale nigdy nie czułem się niebezpiecznie. Do tego Zagrzeb ma w sobie coś w ogóle bardzo homoseksualnego. Nie umiem tego określić wprost – to trzeba zobaczyć, poczuć i przeżyć.
Aleks, 27 lat
Jeśli chodzi o historie o trudach i radach jak zwalczyć jakieś smutki i trudności w aklimatyzacji oraz gubieniu się w autobusach – to niestety nie jestem najlepszym przykładem. Niewiele różnił się mój wyjazd do Krakowa na studia od wycieczki do Tesco na zakupy. Absolutnie najnormalniej się czułam w pierwszych dniach — niestety po miesiącu wiedziałam, że ten mój cały kierunek to przeintelektualizowane pierdolenie. Przygotowywałam się na wyjazd na studia do Danii, a skończyłam w Krakowie — wiec to jakby mieć apetyt na boeuf bourguignon a dostać na talerz mielonego.
Krakowa wtedy nie znałam, więc wiadomo, że szukanie mieszkania było nieco utrudnioną kwestią. Najpierw miałam mieszkać z pewną znajomą znajomego. Szukała dla nas mieszkania, ale gdy je znalazła, okazało się, że zamiast we trzy będą tam mieszkać cztery dziewczyny, co mi zupełnie nie pasowało (w ogóle cztery dziewczyny na jednej powierzchni to bardzo niebezpieczna sprawa). Dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku akademickiego zostałam bez mieszkania. Summa summarum dowiedziałam się, że koleżanka kuzynki wynajmuje piętro w domu jednorodzinnym.
Trzeciego dnia spotkałam masturbującego się mężczyznę — była 12 w południe, a najgorsze, że zza krzaków facet spoglądał na plac zabaw
Na Google okolica wyglądała nieźle. Zaraz obok wydziału, jakoś zielono (myślałam, że to park). Okazało się, że to kompletna dzicz, niby środek miasta, a tam tylko błoto i dwie zarośnięte ścieżki — idealna sceneria na gwałt bądź morderstwo. Trzeciego dnia spotkałam w tej okolicy masturbującego się mężczyznę — była 12 w południe, a najgorsze, że zza krzaków facet spoglądał na plac zabaw. Oczywiście powiadomiłam władze, ale koleś zniknął w 3 sekundy. Następnie kilka dni chodziłam po okolicy i informowałam rodziców i opiekunów o sytuacji. Czasem można się nieźle sparzyć na szukaniu mieszkania.
More
From VICE
-

The Nippon Foundation-Nekton Ocean Census/Schmidt Ocean Institute 2025 -

Johner Images/Getty Images -

Georgiana Dallas/WWE via Getty Images
