Paweł Waliński

Paweł Waliński

  • Nagrobki - Stan prac

    Nagrobkom udało się zwinąć absolutnie wszystko co trzeba. I nie tyle nie przesadzić, ale przesadzić tak hardcore'owo, że właściwie na każdą próbę krytyki z powodzeniem mogą puścić żółtą, albo brązową strużkę.

  • Treha Sektori & RM74 & Barst - Tri Muerti

    Problemem jest to, że skoro forma to w miarę jasno określona, a cel ekspresji też jakby wiadomy, nieskończenie łatwo popaść w primo: odtwórczość, secundo: banał, infantylizm i dźwiękową biedę.

  • Cass McCombs - A Folk Set Apart

    Zupełnie nowych nagrań jest tu zaledwie pięć, ale… serio znacie b-side'y jego singli? Tak myślałem…

  • The Deer - The Essence Of The Indomitable Spirit

    Ich debiutancki album był praktycznie jej solowym nagraniem. Na drugim kwartet funkcjonuje już jako pełnoprawny zespół. Który chwyta za serce, a jednocześnie nie przynudza.

  • Mammoth Storm - Fornjot

    "Fornjot" to zdecydowanie jedna z najlepszych stoner-doomowych płyt jakie usłyszeliście/usłyszycie w tym roku, a niejeden macher na scenie może poczuć - paradoksalnie - ciepły oddech tercetu na potylicy.

  • Anna Von Hausswolff - The Miraculous

    O tym, że mimo inspiracji, jak czytam w "Quietusie", historiami rycersko-bojowymi i krwawą rewoltą chłopską, nie jest to rzecz kinder-gotycka, przekonują również teksty.

  • Kylie Minogue - Kylie Christmas

    Sezon bombkarsko-choinkowej nędzy czas zacząć. Na pierwszy ogień Kylie Minogue.

  • Tom Jones - Long Lost Suitcase

    Coverową trylogię w jego wykonaniu można (mimo, że to przecież tylko covery...) uznać za artystyczne zmartwychwstanie par excellence. Może nie Cash/Rubin, ale…

  • Killing Joke - Pylon

    Jest tu wszystko za co Killing Joke kochamy. Rytualne bębniarstwo, tętniące wnętrze maszyny, wytryski nieumiarkowanej industrialnej brutalności, post-punkowy angst, ale również piękno.

  • Lauren Housley - Sweet Surrender

    Taką dojrzałość - i wokalną, i kompozytorsko - miewają ludzie wycierający zadem sceny od trzydziestu-czterdziestu lat. A i to nie zawsze. Dajcie jej trzy-pięć sezonów, a idę w zakład, że w ramach gatunku wysforuje się na jedno z ważniejszych nazwisk.

  • Tracy Bonham - Wax & Gold

    "Wax & Gold" to dla Bonham kolejny krok na drodze wiodącej dalej od rocka, a bliżej folkowym manowcom. Udany niespieszny krok.

  • Lana del Rey - Honeymoon

    Od początku jasne było, że Lana to produkt: nadęte wary, sztuczne wiadomo co, teksty o byciu królową balu maturalnego z żyletką za podwiązką…