No bo ileż to razy można słuchać tych samych, dobrze już znanych utworów? Jasne, wyświechtane przeboje to pewniaki, standardy Bożego Narodzenia. Bez niektórych piosenek nie mogłoby być mowy o świątecznych przygotowaniach, o tej gwiazdkowej gorączce panującej w każdym sklepie czy w każdym centrum handlowym. Reklamy nie pełniłyby tej samej roli – nie oddziaływałyby na emocje. Ale, ale – czasem warto, ba, wręcz trzeba!, otworzyć się na nowe, sprawdzić nieznane i zawierzyć w inne aranżacje, nawet jeśli muzycy sięgają po oklepane kawałki.
Niedawno, całkiem przypadkowo, wstałem bardzo wcześnie rano i udało mi się załapać na jeden z odcinków Dzień Dobry TVN. Wiadomo, skoro grudzień i zbliżają się Święta, to wypada o tym wspomnieć, napompować bożonarodzeniowy balon i wprawiać ludzi w atmosferę. Tym razem, poza nowymi przepisami na wigilijny stół, wspominano o muzyce. Było o byciu nie na czasie, o ciągłym śpiewaniu o “białych świętach”, o rzeczach, które – przynajmniej pogodowo – już do Bożego Narodzenia nie pasują. Brakowało prowadzącym i zaproszonym gościom odwołań do romantyzmu, do Magii Świąt. Gdyby przyjrzeli się niezalowej lub okołoniezalowej ofercie, nazwijmy to – OFFOWEMU podejściu do tworzenia muzyki, problem zostałby rozwiązany. Bo już od kilku lat pomocną dłoń przy doborze świątecznej setlisty wyciąga Sufjan Stevens.
Videos by VICE
O Sufjanie mógłbym mówić i pisać dniami i godzinami, co nie nudziłoby mi się wcale, a przy okazji Gwiazdki nie byłoby inaczej. Gdy Stevens zaczynał tworzyć swoje bożonarodzeniowe piosenki jako prezenty dla najbliższych, chyba nie brał pod uwagę, że kiedyś nagra sto utworów, które wyda na dziesięciu płytach pochowanych w dwa boksy. Tak działo się od 2001 roku, kiedy Stevens rozpoczął serię, do 2006 (bez 2004, kiedy był zajęty nagrywaniem “Illinois”) oraz od 2006 do 2010, kiedy postanowił przygotować drugą partię. Na “Songs For Christmas” (2006) i “Silver & Gold” (2012) Sufjan zawarł sto utworów, większość tradycyjnych kolęd z różnych zakątków świata, ale w innych, często urokliwych aranżacjach, oraz autorskie kompozycje, które swoim pięknem i muzyczną szlachetnością mogłyby zostać z miejsca wpisane do kanonu świątecznych piosenek. O, chociażby “Star of Wonder”, “That Was The Worst Christmas Ever!”, “Christmas In The Room” czy “The Midnight Clear” (odwołanie do “W księżycową jasną noc”). Wymieniać można by było długo, opisując większość z utworów, bo sufjanowy katalog świątecznych piosenek robi wrażenie.
Jedną z kolęd, które rzadko są aranżowane przez innych artystów, jest piękne “Coventry Carol”, pochodzący z szesnastego wieku brytyjski utwór opowiadający o biblijnej rzezi niewiniątek w Betlejem. “Coventry Carol” doczekało się kilku wersji, w większości komercyjnych lub smooth jazzowych gwiazdek, ale ta Stevensa jest chyba najładniejsza. Z lepszą się jak dotąd nie spotkałem.
Pół dekady temu pierwszą świąteczną płytę wydali She & Him, duet tworzony przez Zooey Deschanel i M. Warda. Ich “A Very She & Him Christmas” okazało się na tyle strzałem w dziesiątkę, że indiefolkowa formacja w tym roku wróciła z kolejnym krążkiem, “Christmas Party”. I ten album znowu okazał się strzałem w dziesiątkę – zarówno jakościowo, jak i ilościowo, bo obie pozycje liczą po dziesięć utworów. Wśród nich klasyczne przeboje, jak “All I Want For Christmas Is You”, “I’ll Be Home For Christmas” czy pochodzący z 1948 roku szlagier “Baby, It’s Cold Outside” (opowiadający o próbach namówienia na pozostanie dziewczyny na noc w domu mężczyzny po wieczornym spotkaniu). Może to nie jest ten sam poziom co u Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga, ale Zooey i M. Ward naprawdę dają radę. A gdy puści się “The Christmas Waltz”, utwór pod koniec lat pięćdziesiątych napisany dla Franka Sinatry, który She and Him wzięli na warsztat na “A Very She and Him Christmas”, robi się tak bardzo przyjemnie.
Ale muzyczne Boże Narodzenie to nie tylko Sufjan Stevens i She and Him. To też Parenthetical Girls i ich nieśmiertelne, mające już odpowiednio sześć, pięć i cztery lata płyty “Christmas.”, “Parenthetical Girls Save Christmas” oraz “Good Christian Men Rejoice, It’s Parenthetical Girls” wpisały się w offowo-świąteczny kanon. Po wysłuchaniu tych trzech pozycji Święta już nie będą aż tak radosne jak dotychczas.
Smutek płynie także z “Christmas Time Is Here”, utworu pochodzącego z dawnej bajki “Fistaszki”, który w tym roku z okazji Bożego Narodzenia postanowiła nagrać na nowo This Is The Kit, brytyjska folkowa piosenkarka.
Melancholią ocieka też tegoroczna epka “Wonderland”, za sprawą której po dwuletniej ciszy przypomniała o sobie Marika Hackman. Angielska singer-songwriterka debiutowała w 2014 roku rewelacyjną płytą “We Slept At Night”, wcześniej wypuściła kilka minialbumów, które ją odpowiednio wypromowały i sprawiły, że Mariką zainteresowała się Laura Marling. W tym roku ukazało się “Wonderland”, wydawnictwo zimowo-świąteczne ze sztandarowym przebojem z 1934 roku “Winter Wonderland”. Choć album zawiera tylko sześć utworów, Hackman swoim delikatnym, ale mocnym i pewnym głosem buduje bożonarodzeniową atmosferę jak niewiele artystek.
A radość? Ta płynie od wielu lat wraz z melodiami Los Campesinos!, którzy nie chcieli być gorsi od swoich kolegów i koleżanek po fachu i w 2014 roku nagrali “A Los Campesinos! Christmas”. Tytuł totalnie nieoryginalny, ale można Walijczykom wybaczyć, zwłaszcza gdy słyszy się dziewiętnastowieczną kolędę “The Holly and the Ivy” czy uroczo fałszującego Garetha Davida (wokalistę zespołu) w “A Doe to a Deer”. Co ciekawe, Los Campesinos! wydali swoją bożonarodzeniową epkę na winylu, a cały nakład rozszedł się jeszcze sporo przed fizyczną premierą.
Ale i tak wszyscy wiedzą, że najlepiej na Święta wypada Bill Murray. W każdej konfiguracji.
More
From VICE
-

LONDON, UNITED KINGDOM – SEPTEMBER 9: Gene Simmons, Ace Frehley and Paul Stanley of American glam metal band Kiss perform on stage at Wembley Arena on their 'Unmasked' concert tour, on September 9th 1980 in London, England. (Photo by Pete Still/Redferns) -

By: Kevin Estrada/Shutterstock -

Lori Van Buren/Albany Times Union via Getty Images
