Bleiz – Grill Funk 2

“Lubię funk i lubię blues / A ty, mała, pokaż mi swój biust” – rapuje Bleiz w drugim kawałku na swojej nowej płycie. Pomyślicie, że to tylko kolejny chłopaczyna, co to ma o sobie nieco za duże mniemanie, ale ten chwilę później wam wyjaśnia, że “tak by rapował, jakby musiał to sprzedać”. Na szczęście nie musi i oddaje w nasze ręce absolutnie przemiły i przesympatyczny materiał.

Żeby nie było – oczywiście życzę Bleizowi, żeby sprzedał “Grill Funk 2” i w platynowym nakładzie, lecz wszyscy znamy realia i wiemy, co dzisiaj jest na chodzie. Wrocławski wykonawca nic sobie jednak z tego nie robi – nie jest etatowym raperem i nie zaprząta sobie głowy tym, co należałoby nagrać, żeby wykręcić jutubowe liczniki na lewą stronę. Dzięki temu też nie wydaje hurtowo kolejnych numerów, nie zabiega o atencję młodocianych fanów, a po prostu w wolnych chwilach robi muzykę i to robi ją tak, że w kategorii: nienachalne, słoneczne rapy raczej nie znajdziecie tego lata nic lepszego.

Videos by VICE

Bo taka właśnie jest kontynuacja solowego debiutu z 2009 roku – stuprocentowo nienachalna i stuprocentowo słoneczna. To album z gatunku tych, których nie rozkłada się na czynniki pierwsze i się nie zastanawia, czy może przypadkiem w utworze piątym w drugim wersie w czwartej zwrotce ten rym to nie za fajny jest. Do opisu dwójeczki “Grill Funku” jak ulał pasują słowa Menta, komentującego wspólny numer Flirtini z Dawidem Podsiadłą: to nie dekalog, którego trzeba się nauczyć na pamięć, a – uwaga! – muzyka do słuchania. Wystarczy włączyć kawałek o wdzięcznym tytule “Modliszka”. Sam niemożliwie prosty i niemożliwie nośny refren Cywinsky’ego z bleizowymi dopowiedzeniami na tyle absorbuje uwagę, że cała reszta w tym momencie nie istnieje.


Jeśli nie chcesz przegapić żadnej ciekawej polskiej płyty, polub fanpage Noisey Polska i bądź z nami na bieżąco



Tych, którzy pamiętają chociażby nagraną do spółki z Proceentem ubiegłoroczną “Alohę Grill”, rap Bleiza specjalnie nie zaskoczy – ale też nie taka jego rola, żeby zaskakiwać. Niski, basowy głos dobrze współgra z lekkimi podkładami, a niesilące się na ekstrawagancję teksty sprawiają, że “Grill Funk 2” w niespieszne dni wchodzi idealnie. Są tutaj, co prawda, i bardziej rozkminkowe fragmenty (“Noce niespokojne” z zupełnie elegancką zwrotką JNR-a), ale całość zamyka się w nieskomplikowanym schemacie: muzyczka, przyjaciele, lato, chill. Kawał roboty zrobiły śpiewane refreny wspomnianego Cywinsky’ego, który obecnie jest bodaj najciekawszym męskim głosem obracającym się w okołorapowych klimatach (i który przywoływał we mnie luźne skojarzenia z… Babyfacem), oraz – jak zwykle – Basi Em i Jazzy.

Największym wygranym tego albumu i tak chyba jest Eten – czyli producent, który mało gdzie się udziela, ale jak już się udzieli, to nie ma co zbierać. Podobnie jak na pierwszym “Grill Funku”, odpowiada tutaj za całą oprawę muzyczną, dbając o to, by przemycić nad Wisłę kalifornijski vibe z funkującym sznytem, głębokim basem i leniwie rozlewającym się bogactwem klawiszy. Super naturalny feeling i super ciepłe brzmienie, w którym odnaleźli się nawet na co dzień rapujący pod zupełnie inne bity Otsochodzi czy Green. Swoją drogą, to wszystkie gościnki wypadły bardzo w porządku – trudno zresztą, żeby było inaczej, kiedy dzięki nim album ten ozdobiły takie linijki jak “Bierzemy mielony razy osiem, w keczupie, nie sosie”…

Krótko mówiąc – jeśli nie jesteście strasznymi smutasami i w lipcowo-sierpniowe upały lubicie włączyć sobie bezpretensjonalny, niezobowiązujący rapik, to czym prędzej sięgajcie po nowego Bleiza. Pewnie i można byłoby się do czegoś przyczepić, ale zamiast tego, wystarczy włączyć kawałek “Modliszkę”.

Bleiz – Grill Funk 2, 2016, Grill Funk

Thank for your puchase!
You have successfully purchased.