Regał 006

FYI.

This story is over 5 years old.

Regał

Regał 006

Sprawdzamy, jak 40 latach od wydania brzmi piąty album Boba Marleya & The Wailers; przyglądamy się debiutującemu (ale tym razem solowo) niejakiemu Beniaminowi; a wreszcie pakujemy się, żeby spędzić muzyczny weekend w Ostródzie!

Chyba nie ma na świecie osoby, która nie słyszałaby o Marleyu lub nie znałaby przynajmniej jednego jego utworu. Ale przecież reggae to nie tylko ponadczasowe przeboje Boba "Get Up, Stand Up" czy "No Woman, No Cry". To pełen kalejdoskop jamajskich brzmień ska, rock steady, ragga, dub i dancehall. Reggae to także fantastyczni twórcy o niezwykłych, inspirujących życiorysach oraz ich albumy, których po prostu nie wypada nie znać. Reggae wreszcie to bunt, walka i gniew. A z drugiej strony - poezja, miłość i pasja.

Reklama

O tym właśnie opowiadamy w naszym cyklu "Regał".

[półka z klasyką:]

Bob Marley & The Wailers - Exodus (1977)

Ani się obejrzeliśmy, a od debiutu Boba Marleya minęło 55 lat. Szmat czasu. Kawał historii muzyki - zapisany kilkuset fantastycznymi piosenkami i kilkunastoma epokowymi albumami. Nagrywanymi zarówno na Jamajce w pionierskich czasach narodzin roots reggae (które wyewoluowało z rock steady). Jak i w najlepszym okresie dla tego gatunku - kiedy Marley i jego "Płaczkowie" (czy, jak chcą inni, "Wyjce") stali się ambasadorami tego gatunku - popularyzując go na całym świecie, a zwłaszcza w USA i Europie Zachodniej (z wyróżnieniem Wielkiej Brytanii).

Wśród tych płyt, w większości znakomitych, jeżeli nie wybitnych (i to nie tylko w kategorii reggae), wydany 40 lat temu (dokładnie 3 czerwca 1977 roku), jest "Exodus" pozycją chyba najważniejszą, by nie powiedzieć pomnikową. Album zamknięty i skończony. Po prostu całość. Monolit. Nagrany w czasach, kiedy Marley był już sławny, ale wciąż głodny sukcesów. Miał doświadczenie zdobyte podczas kilku sesji nagraniowych i kilkuset koncertów, ale też poszukiwał, odkrywał i przesuwał granice reggae. W tym przypadku w kierunku rocka i funky, co zaowocowało potężnym brzmieniem i "hymnowością" pomieszczonych na tym wydawnictwie nagrań.

Ale zanim o repertuarze "Exodus", to… mały przerywnik kontekstowy. I szczere wyznanie - uwielbiam tworzyć ten cykl. Dzięki "Regałowi" nie tylko podróżuję w czasie do najwybitniejszych albumów z historii reggae, ale przypominam sobie emocje, które towarzyszyły mi podczas pierwszych spotkań z tymi płytami. A także na nowo odnajduję takie "ciekawostki" jak czas trwania ówczesnych winyli. No właśnie - zgadnijcie (chyba, że od razu wiecie?), ile trwa "Exodus"? No właśnie - raptem 37 minut! W dzisiejszych czasach, kiedy artyści nie potrafią okiełznać swojego apetytu i nagrywają materiały trwające do 80 minut, takie płyty jak piąty "międzynarodowy" (a ósmy w ogóle) materiał Boba i jego załogi stają się EP-kami. A przecież co za dużo, to nie zdrowo. Podobno.

Reklama

Inna sprawa, że słuchając - wówczas i dziś - "Exodus" nigdy nie miałem i nadal nie mam wrażenia, że ten longplay trwa tak krótko. Wręcz przeciwnie - tu jest tyle znakomitych nagrań! A wszystkie wspaniałe. Wielkie przeboje. I evergreeny. Samo gęste.

Policzmy: "Natural Mystic", "So Much Things To Say", "Guiltiness", "The Heathen", "Exodus", "Jammin", "Waiting In Vain", "Turn Your Lights Down Low", "Three Little Birds", "One Love/People Get Ready". Wspaniała dziesiątka. Co numer to… "sztos" - jak powiedziałaby dzisiejsza młodzież. Piękne melodie i epokowe teksty - mądre, natchnione rastafariańskim przesłaniem, a mimo to uniwersalne. Klasyka współczesnej muzyki rozrywkowej. Nie wiem jak wam, ale mnie te dziesięć piosenek chyba nigdy się nie znudzi. Bo z jednej strony są absolutnym kanonem roots, a z drugiej - dzięki geniuszowi Boba - wymykają się wszelkim szuflad(k)om. Są czymś więcej niż reggae.

Mało kto pamięta, że album ten nosił podtytuł: "Movement of Jah People". I został nagrany częściowo w Londynie, gdzie Marley odpoczywał po zamachu na jego życie w swojej ojczystej Jamajce. W roku 1998 magazyn Time obwołał "Exodus" najlepszym albumem muzycznym XX wieku. A tytułowy utwór (chyba najczęściej coverowany jego numer) oraz "Jammin" stały się wielkimi przebojami. Ja jednak, choć uwielbiam te kawałki spod znaku buntu i walki (Marley czuł się w nich jak ryba w wodzie), bardziej wolę go w tym subtelnym, romantycznym wydaniu. Takim, jaki serwuje nam w uczuciowym tryptyku "Waiting In Vain"/"Turn Your Lights Down Low"/"Three Little Birds".

Reklama

Ależ to są melodie, ależ miłosne liryki! Coś pięknego. Najpiękniejszego! Posłuchajcie i przytulcie się do kogoś, kogo kochacie. Lub - jeśli to niemożliwe - zadzwońcie albo napiszcie, że kochacie. Bo szkoda życia na tęsknotę!

[gwiazda numeru:]

Beniamin. Reggae po przejściach

Pamiętacie kapelę Roots Rockets? I ich występ w jednym z telewizyjnych, muzycznych programów typu talent show? I charyzmatycznego wokalistę Beniamina Sobańca? Jakiś czas temu ślad po tej kapeli, która grała coś na kształt post-reggae, jakby zaginął. Fanom pewnie trochę było szkoda, bo chłopaki fajnie kombinowali. Niby grali roots, ale jakby inaczej, szerzej, odważniej. Od początku istnienia (2010) związani z rodzimą sceną reggae, wydawali się być do niej nieco doklejeni, "przyspawani" nieco na siłę. A przecież już na debiutanckiej płycie "Rrewolucja" wymyślili siebie. Znaleźli własny, oryginalny styl. Nie tylko zresztą muzyczny, bo również wizualnie wyglądali świetnie, spójnie, po prostu stylowo. Kolejnym materiałem "Marsala 2.0.1.5" wzbili się wysoko. Zabawa gatunkami muzycznymi, bogate instrumentarium, świetny głos wokalisty i niebanalne teksty, a wreszcie cholernie równa gra całego bandu robiła znakomitą robotę. Aż przyszło przesilenie i kapela Andrychowa przestała istnieć. Czy raczej przeszła transformację. W jej efekcie wokalista formacji nagrywa dziś pod własnym imieniem i… znów zaskakuje! Posłuchajcie "Przy Tobie słońce traci blask" i "Dopóki starczy sił", czyli dwóch singli zapowiadających debiutancki materiał tej "nowej" formacji. To może być sensacja jesieni. I to nie tylko na scenie (alter?) reggae.

Reklama

[koncert:]

Ostróda Reggae Festival 2017

10-13.08 - Ostróda (Czerwone Koszary)

Tegoroczna, 17. już edycja największej i najpopularniejszej rodzimej imprezy reggae zapowiada się naprawdę znakomicie. Organizatorzy jak zwykle postarali się o fantastyczny line-up, a w ciągu czterech dni na trzech głównych scenach (Red, Yellow, Green) zagrają m.in.: Shaggy, New Kingston, The Skints, Kingfisha, Dreadzone, Kingston, Bakshish, Big Youth, Tabu, Grubson, Steel Pulse, Nucleus Roots, The Rootsman i Riddim Bandits z projektem "Tribute to Bo Marley" oraz: Johny Rockers, Manu Digital & Brazil, Talisman, Cała Góra Barwinków, Irie Ites Soundsystem, Mesajah, AnalogBassCamp, Dreadsquad, Stephen Newland & Jafia, Vavamuffin, Ragana i Paprika Korps! Uff… To będzie prawdziwy maraton najlepszych dźwięków reggae, dub i dancehall, dlatego nie może was tam zabraknąć!