Jakkolwiek banalnie to brzmi, nie przepadam za religią ani kościołem. Nie lubię tego wszechwiedzącego tonu, całkowitego braku dystansu i ślepego podążania za dogmatami. Jednocześnie daleki jestem od robienia z katolików największego zła dzisiejszych czasów. I coraz więcej osób patrzy na sprawę podobnie jak ja — widząc statystki, łatwo zauważyć spadek zainteresowania zarówno obecnością na niedzielnej mszy, jak i profesją księdza. Kiedy umówiłem się na rozmowę z niedoszłym duchownym Adamem, starałem się odłożyć na bok moją niechęć do religii i postarać się zrozumieć, dlaczego młody koleś może chcieć zostać księdzem.
Nie mogę zacząć od innego pytania. Co takiego sprawiło, że postanowiłeś iść do seminarium?
Adam: Powołanie.
Videos by VICE
A jak rozumieć powołanie?
Czułem, że chcę temu poświęcić swoje życie. Mówię tu całkiem serio. Od trzeciej klasy podstawówki służyłem przy ołtarzu. Bardzo zaangażowałem się w to i z czasem bycie ministrantem, a później lektorem zainspirowało mnie, żeby wybrać seminarium. W momencie, kiedy podejmowałem decyzję, byłem pewny, że to moja droga życia. To po części był też efekt rekolekcji, na które chodziłem jako uczeń liceum. Czułem — i do dziś czuję — że katolicyzm to jedyna prawdziwa religia.
Ktoś cię namawiał albo odwodził od tego pomysłu?
Wszyscy przyjęli moją decyzję ze zrozumieniem. Rodzice byli dumnie z tego, że postanowiłem realizować się na drodze kapłańskiej.
Nie miałeś problemu z wyrzeczeniem się przyjemności? Statystyczny dziewiętnastolatek zdecydowanie bardziej interesuje się dziewczynami niż rozwojem duchowym.
Nawet niespecjalnie myślałem o jakichkolwiek wyrzeczeniach. To wszystko przyszło mi naturalnie.
A miałeś dziewczynę przed wstąpieniem do seminarium?
Miałem, wliczając w to wszystkie aspekty związku (na twarzy mojego rozmówcy pojawia się mały uśmiech zakłopotania). To z pewnością była moja przewaga nad kolegami, którzy szli do seminarium, nie mając pojęcia o kobietach. Ale rozstaliśmy się i postanowiłem dojść do głosu temu powołaniu, o którym mówiłem na początku i które coraz głośniej dawało znać o sobie. Wiele osób świeckich żyje w celibacie — z różnych powodów — i nikt nie robi z tego wielkiego halo.
A jak wygląda procedura przyjęcia do seminarium?
Trzeba mieć maturę, najlepiej dobrze zdaną — to oczywiste. Do tego dołącza się opinię proboszcza i katechety. Potem odbywa się egzamin jak przy przyjęciu na zwyczajne studia. Ostatnim etapem jest rozmowa kwalifikacyjna.

Modlitwa różańcowa. Źródło: Flickr/FotoKatolik
Trudna?
Egzamin jest umiarkowanie trudny, trzeba trochę posiedzieć nad książkami. Na rozmowie natomiast chcą się o tobie wszystkiego dowiedzieć — od pytań o wojsko po szczegółowe powody podjęcia takiej decyzji. Oczywiście kwestia współżycia z dziewczyną też zostaje poruszona, ale to nie jest najistotniejsze. Najważniejsza jest opinia proboszcza i katechety. Ja jednego i drugiego miałem po swojej stronie, więc przyjęto mnie bez problemu.
Jakie było pierwsze wrażenie po przekroczeniu murów?
Mówi się, że powinno się święcić kleryków po pierwszym roku. Na samym początku jest się najbardziej pobożnym i gorliwym, jest też zdecydowanie więcej modlitwy i skupienia. Przez pierwszy rok, który jest dość specyficzny, mieszkaliśmy jeszcze w innym domu. Co tydzień się spowiadaliśmy, do tego dochodziły prozaiczne obowiązki jak sprzątanie domu.
Jest się tam odciętym od świata?
Nie wiem, jak jest teraz. Za moich czasów — a do seminarium poszedłem 12 lat temu — nie można było mieć nawet komórek. Ale wtedy internet nie był jeszcze tak powszechny. Mieliśmy salę telewizyjną i dostęp do gazet. Codziennie — z wyjątkiem środy, która była dniem skupienia — mogliśmy chodzić na dwugodzinne przechadzki.
Dużo mieliście nauki?
Trochę przedmiotów było. Teologia, filozofia — to wszystko trudne rzeczy, ale nie było aż tak źle z nauką. Chociaż jeśli ktoś ewidentnie nie radził sobie z egzaminami, sugerowano mu przemyślenie wyboru drogi życia. Ksiądz musi iść do wiernych dobrze przygotowany.
Wszystkie przedmioty mają nacechowanie religijne?
Niekoniecznie, chociażby filozofia właśnie — musieliśmy przecież poznać klasyków, którzy nie mieli nic wspólnego z religią rzymskokatolicką.
Szybko odnalazłeś się w tak zhierarchizowanej społeczności?
Dość szybko się zaaklimatyzowałem. Zresztą, rozmawiałem wcześniej z wieloma księżmi i wiedziałem, na co się piszę. Za murami seminarium nie było najgorzej. Byli tacy klerycy, którzy bardzo chcieli się przypodobać przełożonym i w ich towarzystwie lepiej było trzymać język za zębami. Ale konfidenci to jednak mniejszość, wielu chłopaków było naprawdę w porządku. Z kilkoma do dziś utrzymuję kontakt. Nie wszyscy jednak wytrzymali w seminarium. Ja może dlatego odnalazłem się szybko, ponieważ przez cały czas byłem sobą — nigdy nie aspirowałem do bycia bardziej papieskim od papieża. Po prostu trzeba mieć twardą dupę, robić swoje i nie dać się zwariować. Ale absolutnie nie ma tam jakiegoś terroru mentalnego. A jak było z używkami?
Nie było tragedii. Oczywiście za murami obowiązywała prohibicja, ale w czasie wolnym zdarzało mi się wyjść ze znajomymi na piwko czy dwa. Nigdy nie byłem wielkim fanem alkoholu, jednak niektórzy klerycy po kryjomu wnosili sobie trunki — może jako odtrutkę na swoje wątpliwości. Ale w tak hermetycznym środowisku informacje szybko się roznoszą, więc nikt nie przeginał. Za moich czasów był za to zakaz palenia papierosów. Ja jarałem przez cały czas i nigdy mnie nie przyłapano, ale czułem się trochę jak na kolonii. Na szczęście na trzecim roku wydzielono nam palarnię i nie musiałem już nigdzie się chować.
Kiedy zaczęły się pierwsze wątpliwości?
Miałem już sutannę. Po trzecim roku zostałem wysłany na dziekankę na wieś. Do dziś nie wiem, za co była ta kara — podejrzewam, że chodzi o wycieczkę do Krakowa, gdzie trochę poniosła mnie impreza. No i na tej przymusowej delegacji poznałem pewną dziewczynę.
Właśnie, dziewczyny. Po jakimś czasie w ściśle męskim gronie pokusa chyba rośnie?
Ta była wyjątkowa. Do dziś jestem jej wdzięczny, że pokazała mi, że kapłaństwo to nie moja droga. Bóg to absolut, a dziewczyny można dotknąć — i nie mówię tu tylko o kwestiach czysto fizycznych. To specyficzna bliskość. Zostaliśmy parą jeszcze, gdy chodziłem w sutannie. Kiedyś zabrałem ją do lasu autem proboszcza, gdzie doszło do pierwszych nieśmiałych kontaktów. Po tym wydarzeniu zacząłem czuć wyrzuty sumienia. Niedługo potem mieszkańcy zaczęli o nas gadać, więc powiedziałem o wszystkim proboszczowi i pojechałem do seminarium zabrać papiery. Z dziewczyną rozstałem się kilka miesięcy później. Od kilku lat nie mieliśmy ze sobą kontaktu, ale zawsze będzie dla mnie ważną osobą.
Poczułeś ulgę po zrzuceniu sutanny?
Uderzyła mnie szara rzeczywistość. Schowałem sutannę do szafy i nagle stałem się bezrobotnym 23-latkiem ze średnim wykształceniem i bez żadnych konkretnych umiejętności. Stanie w kolejce w urzędzie pracy, powrót do rodziców — to wszystko było jak zimny prysznic. Przez moment pracowałem w nieruchomościach, chwilę zajmowałem się handlem. Postanowiłem jednak skorzystać z faktu, że zaliczono mi trzy lata studiów w seminarium i po nadrobieniu różnic programowych skończyłem świecką teologię.
Taki kierunek cokolwiek daje?
Mi dał — dziś pracuję jako katecheta. Choć nie sądzę, żebym miał zajmować się tym przez długie lata, jako opcja na teraz jest całkiem w porządku.
Pomimo odejścia z seminarium nadal regularnie chodzisz do kościoła?
Nigdy nie pokłóciłem się z Bogiem. Nadal chodzę do spowiedzi i do komunii — nie mam żadnych pretensji do Najwyższego. Pan Bóg daje nam różne znaki przez ludzi i po latach mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy.
Nigdy nie miałeś kryzysu?
Trzeba mieć wiarę. Ja wierzę w Boga i dla niego chodzę do kościoła — to pomaga pokonać wszelkie wątpliwości. Nigdy nie myślałem o tym, żeby zostać ateistą.

Modlitwa różańcowa. Źródło: Flickr/FotoKatolik
Duży jest odsetek księży, którzy rezygnują już po święceniach?
Nie jest to jakieś bardzo powszechne. Jeśli na parafii jest zła atmosfera, ksiądz zaczyna szukać szczęścia w alkoholu czy przy kobietach, co czasami kończy się kryzysem nie do zażegnania. Ale to raczej skrajne sytuacje.
Pedofilia w kościele to bardzo chwytliwy temat. A jak sytuacja wygląda od wewnątrz?
W mediach trwa nagonka na kościół. Nie mówię tego tylko jako praktykujący katolik i niedoszły ksiądz, ale jako obiektywny obserwator. Przez 10 lat byłem ministrantem i żaden ksiądz ani mnie, ani żadnego z kolegów nie kusił Snickersem. Jeśli już coś, to raczej zerkali w stronę dziewczyn ze scholi. Owszem, wśród duchownych zdarzają się pedofile, ale wcale nie częściej niż w przypadku lekarzy czy nauczycieli — wystarczy zajrzeć do statystyk. Osobiście nigdy nie znałem nikogo z takimi ciągotkami. To po prostu atrakcyjny temat, który lepiej się sprzedaje. Nie słyszymy o pedofilii wśród protestantów czy grekokatolików.
Księża dobrze zarabiają?
Nad wszystkim czuwa kuria, która pilnuje kasy. Oczywiście, w dużych parafiach w miastach księża żyją na wysokim poziomie — dobre auta, sprzęty, egzotyczne wakacje. Ale wystarczy pojechać na pierwszą lepszą wieś, żeby przekonać się, że nie jest aż tak kolorowo. Ale patrząc na trudną sytuację materialną w Polsce, nie jest aż tak źle.
Bycie księdzem to łatwy sposób na życie?
Niektórzy księża po kilku latach już mają, za przeproszeniem, wyjebane na wszystko — to jest najlepsze określenie. Należy pamiętać, że to przede wszystkim powołanie, które odbieram w kategoriach nieco mistycznych. Msze, nauka religii w szkoła, opieka nad ministrantami czy kołami modlitewnymi — to wszystko wygląda jak zwykła praca, ale cel tej roboty jest znacznie bardziej doniosły.
Da się zatrzymać młodych w kościele?
Młodzi często są leniwi, żyją szybko i są nastawieni anty do księży, to prawda. Ale jest też druga strona. Nie chcę bawić się w proroka, ale nie przesądzałbym zbyt szybko o kryzysie wśród młodych — wystarczy tylko wybrać się na pielgrzymkę, gdzie młodzież, bardzo zresztą aktywna, stanowi większość grupy.
Kościół otwiera się na współczesne realia?
Niektórzy uważają, że w kościele jest nudno i nic się tam nie dzieje. I czasami rutyna rzeczywiście wkrada się w codzienność odprawiania mszy. Ale należy pamiętać, że to nie jest przedstawienie teatralne ani koncert rockowy — nie można do liturgii wprowadzić perkusji czy basu, co pewnie dla wielu jest minusem. Dla mnie jednak msza to przede wszystkim świętość. Nie zapominajmy o duchu i sensie tego wszystkiego.
More
From VICE
-

Photo: marktucan / Getty Images -

Screenshot: Microsoft

