Życie barmana – jak naprawdę wygląda?

Zdjęcia z warszawskich barów, fot. Mikołaj Maluchink

Wystarczy pochodzić przez centrum dowolnego dużego miasta – knajpiane neony uderzają w oczy praktycznie wszędzie. Wpisując w Google “kurs barmański” możemy znaleźć coraz więcej szkoleń w tym kierunku. Czy Polacy przekonują się do picia w lokalach? Maleńczuk śpiewał, że każdy barman jest dla niego jak matka, ale czy rzeczywiście można nazwać to już profesją zaufania publicznego? Michał od początku swojej kariery zawodowej – czyli od prawie dekady – stoi za barem. Zmieniają się ludzie, zmieniają się lokale, zmieniają się trunki, ale jego misja (w skrócie, wprowadzanie klientów w alkoholowy nastrój) pozostaje ta sama. Poprosiłem mojego rozmówcę, żeby zapoznał się z tekstem o barmanie – seryjnym podrywaczu, żeby móc odnieść się do takiego mocno hedonistycznego knajpianego lajfstajlu z polskiej perspektywy.

VICE: Jak dużo w Tobie barmana z rozmowy, którą przeczytałeś?

Videos by VICE

Michał: (śmiech) Niestety nie tak dużo, jakbym chciał. Nie mam zamiaru koloryzować. Chyba nie ma żadnych typów, którym rozbiłem – przynajmniej celowo – związek, raczej nie podrywam ostentacyjnie podczas pracy, a na pewno nie po to, żeby robić jakieś listy zaliczeń. Owszem, miałem kilku kolegów z roboty, którzy nałogowo kolekcjonowali laski, ale to bardziej kwestia ich charakteru niż faktu, że stali za barem. W każdym razie, kogoś takiego jak bohater wywiadu jeszcze nie spotkałem.

Czyli podrywanie na barmana nie zawsze działa?

To też nie jest tak do końca. Na pewno łatwiej nawiązać mi gadkę z jakąś ładną dziewczyną niż statystycznemu typowi siedzącemu z kolegami w knajpie, ale jak widzę osiągnięcia naszego DJa, to jestem sporo w tyle (śmiech). Nie da się ukryć, że mam o wiele więcej perspektyw nawiązania niezobowiązujących relacji, niż chociażby moi kumple pracujący w korpo, ale po pracowitym weekendzie bez snu częściej mam ochotę na blanta i drzemkę w domu niż seksualne podboje.

To rzeczywiście bardziej męski zawód?

Nie do końca – na dziesięć osób pracujących u nas w knajpie za barem aż cztery to dziewczyny. Ładne barmanki to gwarancja sukcesu – pijani kolesie zawsze chętniej wracają po alkohol, jeśli obsługuje ich atrakcyjna, kontaktowa dwudziestokilkulatka. Ale poderwać barmankę wcale nie jest tak prosto.

Dlaczego?

Pijany koleś ma zawsze trudniej (śmiech). A dziewczyny pracujące za barem najczęściej zajęte są przez swoich kolegów z roboty. Przez to, że pracujemy do rana i często zostajemy jeszcze ogarnąć bar po zamknięciu lokalu, tworzy się między nami swoista więź. Działo się tak praktycznie w każdym moim miejscu pracy – często wygląda to trochę jak telenowela, każdy spał z każdym.

A każdy może zostać barmanem?

Pracę barmana po dziewięciu latach polewania alkoholu traktuję już trochę jak powołanie. To zdecydowanie nie jest robota dla każdego. Trzeba dość mocno zmienić swój tryb życia – pierwszą, często decydującą, próbą jest przestawienie się na nocny tryb życia. Dużo zależy też od miejsca w którym pracujesz. Jeśli to typowa weekendowa imprezownia, wykreślasz piątek, sobotę i niedzielę ze swojego życiorysu. Trzeba też przyzwyczaić się do hałasu, w którym często nie słychać własnych myśli. Lepiej też być singlem – większość związków, w których byłem rozpadało się właśnie przez charakterystykę mojej roboty.


Uganda to afrykańska stolica pijaństwa:


To ciężka praca?

Jest ciężko, jeśli lubisz spać nocami (śmiech). Ale jeśli masz na myśli pracę fizyczną, to bycie barmanem nie jest aż takie straszne – o wiele gorzej mają kelnerki, które z tacą pełną szkła przeciskają się przez tańczący, pijany tłum. Pracowałem też w lokalu, w którym była kuchnia – weekend po 22 to prawdziwy zapierdol, chęć zjedzenia pizzy na bombie nigdy nie przeminie.

Barman powinien stronić od alkoholu?

Raczej nie wyobrażam sobie, żeby barmanem mógł być abstynent. Chociażby ze względów praktycznych: trzeba przecież najpierw spróbować swojego drinka. A jeśli chodzi picie w robocie, to są różne szkoły – niektórzy za barem zachowują trzeźwość niczym kierowcy, inni (tak jak ja) pozwalają sobie na drinka czy piwko na rozluźnienie, jeszcze inni potrafią łoić równo z klientami. To ostatnie podejście jest o tyle niebezpieczne, że przecież cały czas trzeba ogarniać bar. Paradoksalnie najlepiej pracuje się w miejscu, gdzie przychodzi mało znajomych – mniej osób namawia cię na kolejkę i prosi o rabaty „po znajomości”.

Co trzeba umieć, żeby zostać barmanem?

Jeśli pracujesz w porządnym miejscu, pracodawca gwarantuje niezbędne szkolenia. Najlepiej wspominam kurs whiskey, z którego niewiele wyniosłem, a przynajmniej niewiele pamiętam (śmiech). Często jest tak, że do tej roboty wcale nie potrzeba żadnych specjalnych skili – nalanie piwa, zrobienie wściekłego psa czy mojito nie jest trudną sztuką. Dobrze jest mieć świadomość swojej pracy, ale też czasami można popaść w skrajność. Mój kolega startuje w różnych barmańskich konkursach, potrafi rzucać shakerami i butelkami jak cyrkowiec, ale gdy ktoś czeka na zwykłą wódkę z colą, zazwyczaj nie ma ochoty na oglądanie żonglerki, tylko na wypicie drinka.

Oszukałeś kiedyś jakiegoś klienta?

Najłatwiej waliło się na kasę bananowców z Anglii. Najczęściej nie da się lubić tych typów, 90% z nich zachowuje się jak bydło z wypchanym portfelem. Teraz jednak staram się unikać takich akcji. Zresztą dzisiaj i tak większość płaci zbliżeniowo, więc nawet technicznie jest to niemożliwe.

Z napiwkami też chyba jest słabiej?

Z tym zawsze była lipa. Nigdy nie pracowałem w restauracjach, zawsze ciągnęło mnie do miejsc pełnych ludzi i zabawy. A klienci, którzy przychodzą się najebać najczęściej nie myślą o napiwkach. Kiedy browar kosztuje 9 złotych i ktoś płaci dychą – zdarza się, że nie weźmie reszty. Ale mam całkiem uczciwą stawkę, więc niespecjalnie się tym przejmuję.

Polacy piją w lokalach?

O tak, szczególnie widoczne to jest wśród małolatów. Teraz każdy chce mieć osiemnastkę w klubie, no i w weekend też w dobrym tonie pokazać się między znajomymi z prywatnego ogólniaka. Dla moich rówieśników – czyli ludzi koło trzydziestki – weekendowe wyjście do knajpy jest czymś tak normalnym, jak niedzielna msza dla pokolenia naszych rodziców. Mam też kilku znajomych po pięćdziesiątce, którzy w każdy piątek jak na zawołanie stawiają się na melanżu i potrafią przepić i przetańczyć wszystkich.

Dowiedz się o pięciu filmach, po których słowo „impreza” na zawsze zmieni znaczenie.

Czujesz się czasami jak spowiednik?

Aktualnie pracuję w dość popularnym lokalu, więc podczas weekendowej pracy nawet nie mam czasu na rozmowę z klientem. Na szczęście coraz więcej osób przychodzi zresetować się i dobrze się bawić, zamiast zamęczać barmana swoimi problemami. Trochę inaczej jest w małych lokalach, gdzie panuje intymny klimat, ale ja zawsze dobrze czułem się wśród tłumów.

Odmówiłeś kiedyś komuś drinka?

Kiedyś dla żartu powiesiłem nad barem tabliczkę “Osobom nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy”. Nie polewam tylko ewidentnym małolatom, takie mam wytyczne. Ale jakiś rok temu byłem świadkiem sytuacji, która mnie mocno zasmuciła. Do knajpy weszła ekipa, wśród której była dziewczyna w widocznej ciąży. I chociaż sama nic nie zamawiała za barem, kątem oka widziałem, że pali papierosy i popija piwo przyniesione jej przez znajomych. Ale co miałem zrobić? Zadzwonić po policję? Powołać się na klauzulę sumienia?

Co najbardziej irytuję cię w pracy?

Po tylu latach już się przyzwyczaiłem do wielu niedogodności tej roboty. Czasami ktoś bardzo chce mi coś powiedzieć, przy okazji zapluwając mi całe ucho, innym razem skarży się na zrobionego przeze mnie drinka – w takich sytuacjach tylko kiwam głową i mówię “tak, tak”. Olewka najczęściej działa i delikwent daje sobie spokój. Nauczyłem się już nawet dialektu najebanych ludzi, bo czasami zrozumienie zamówienia jest naprawdę niełatwe. Wkurwia mnie tylko, jak ktoś ładuje się do mnie za bar. Mimo wszystko, to moje miejsce pracy i należy mi się tam względny spokój.

Spotkałeś się z agresją skierowaną w twoją stronę?

Tylko werbalną. Czasami komuś nie podoba się cena drinków, innym razem odzywa się w kimś zwykłe buractwo. Ale obecność kamer – i przede wszystkim naszych potężnych ochroniarzy – solidnie studzi wszelkie bokserskie zapędy. Najgorzej mają szatniarze i koleś, który zbiera kasę za wjazd. Zawsze ktoś próbuje wbić się za friko albo okazuje się, że zginęło coś z kurtki. Mnie zresztą oddziela bar, więc żeby dać mi w zęby trzeba się nieźle nagimnastykować.

Widzisz swoją przyszłość w tym zawodzie?

Kiedy zaczynałem swoją przygodę z barmanowaniem dziewięć temu, wydawało mi się, że to tylko dorywcza, studencka praca. W międzyczasie okazało się, że wsiąkłem w ten styl życia tak mocno, że nawet nie chciało mi się pisać magisterki. Na dzisiaj nie czuję potrzeby szukania innej pracy. W przyszłości chciałbym otworzyć swoją knajpę, ale zdaję sobie sprawę z całego trudu i ryzyka które trzeba w to włożyć. Póki co zarabiam nieźle, robię coś co lubię, więc nie szukam na siłę niczego nowego.

Reklama: Desperados Nocturno wspiera wszystkich ludzi dobrej imprezy i w ich imieniu postuluje więcej imprezowej wolności. Każdy, komu bliskie są imprezowe postulaty, może je poprzeć na stronie nocturno.desperados.com i zamanifestować to podczas Nocnej Masy Imprezowej, która wieczorem 12 września przejdzie ulicami Warszawy. Po raz pierwszy imprezowicze w Polsce pokażą jak wielu ich jest i razem rozkręcą noc w mieści. Zagrają: John Digweed, Agoria, Bshosa, Juniore. Dołącz do Masy nanocturno.desperados.com i zdobądź wejściówki na to wydarzenie.